Choinka

52 7 8
                                    

Szanuka


Nic nie było takim, jakim powinno. Sypał śnieg. W wystawach sklepowych jaśniały bożonarodzeniowe dekoracje. Ale ja nie lepiłam pierogów, uszek, ani nie piekłam ciast. Te święta mieliśmy spędzić sami, bez rodziców. Tylko my i nikt więcej. Taki przyjemny start w nowe życie. Jednak nie skakałam z radości, nie było we mnie żadnego niecierpliwego oczekiwania. Jedynie ból, żal i gorzkie łzy, których już nie chciałam więcej przełykać.

Czekałam na Huberta, aż wróci z zakupami – zamówionymi wigilijnymi daniami i... żywą choinką, której nie chciałam przystrajać. Nie czułam się świątecznie. W mojej duszy wyrósł wielki, straszny mur, przez który nie potrafiłam się przebić. Sprzątałam, prałam i prasowałam śnieżnobiały obrus. Robiłam to wszystko automatycznie, nie myśląc o tym. Jak również, nie rozważając o niczym innym. Tylko mechaniczne zadania: ręka wkładająca naczynia do zmywarki, wyjmująca świeże pranie lub jeżdżąca uważnie rozgrzanym żelazkiem po tkaninie. A we mnie była pustka.

Uśmiechnęłam się mimo to, gdy zobaczyłam Huberta, ładującego się z wielką choinką przez próg naszego mieszkania. Z drzewka sypały się małe igły, gdy próbował przejść przez wejście, manewrując przy tym tak, by nie uszkodzić rośliny.

– Zaraz wrócę, to ją ubierzemy. Skoczę tylko po zakupy do auta – powiedział mężczyzna, gdy postawił choinkę w salonie, blisko telewizora.

Zostałam sama i wpatrywałam się w drzewko, które lekko się chwiało, jakby nie mogło jeszcze złapać niezbędnej równowagi. Wiedziałam, że nie będę potrafiła jej ubrać. Tej czynności od zawsze towarzyszyło szczęście. Pamiętam je z czasów, gdy byłam dzieckiem. W tamtej chwili nie byłam szczęśliwa.

Usiadłam na narożniku, mieszczącym się naprzeciwko nowego nabytku. Zastanawiałam się, jakim cudem mogłabym go ozdobić. Wtedy wydawało mi się to przeszkodą nie do pokonania. Podejrzewam, że wejście na szczyt Everest byłoby w tamtym momencie dla mnie łatwiejsze, niż ubranie choinki.

Usłyszałam, jak Hubert otwiera drzwi i już za chwilę je zamyka. Później moich uszu doszły kroki, jakie wydawały jego ciężkie, zimowe buty, które skierował do kuchni. Zaczęły trząść mi się ręce i nie umiałam tego opanować. W mojej głowie huczała przeraźliwa myśl: „Nie możesz świętować, bo już nigdy nie będziesz szczęśliwa." Po chwili przysiadł obok mnie mężczyzna, który już zdążył rozpakować zakupy i zdjąć zimowe ubrania. Uchwycił mą dłoń, a ja ani jej nie wyrwałam, ani nie odwzajemniłam uścisku.

– Skarbie, gdzie bombki i cała reszta? Nie wyciągnęłaś? – Spojrzał na mnie tymi wielkimi, brązowymi oczami, okolonymi firanką rzęs, których pozazdrościłaby mu niejedna kobieta.

Nie odpowiedziałam. Nadal trzęsły mi się dłonie i zastanawiałam się, czy Hubert potrafi to wyczuć. Poczułam złość i gorycz, tak wielkie, że wypełniły mnie całą na ten krótki moment. Nie mogłam zrozumieć, jak on może być taki beztroski i szczęśliwy, po tym wszystkim, co przeszliśmy. Ja wyłam od środka, a on chciał ubierać choinkę? W tamtej chwili wydawało mi się to tak nie na miejscu, jak ubranie bikini do wigilijnego stołu.

– Wyrzuć tę choinkę. – Jedynie tyle umiałam z siebie wydusić.

– Co? Chyba żartujesz? Wiesz, jak ciężko było mi dostać porządne drzewko w dzień Wigilii? – wyrzucił z siebie, a to jedynie bardziej mnie rozsierdziło.

Popatrzyłam na niego po raz pierwszy, odkąd wrócił. Puścił moją dłoń i zaczął błądzić wzrokiem po mojej twarzy, szukając w niej zrozumienia lub oznak szaleństwa.

Księga zaklęć - czyli one-shoty CzarownicWhere stories live. Discover now