Rozdział 3

273 28 16
                                    

Atsushi trzymał spokojnie dłonie na kierownicy auta, był zrelaksowany i pewny siebie, chociaż dopiero dwa tygodnie temu zdał egzaminy i kursy na prawo jazdy. Prawda była taka, że po prostu udawał, jak zawsze. Często był przerażony, ale ukrywał to najmocniej, jak mógł, był w końcu psem Portowej Mafii, nie mógł się bać, to on miał przynosić strach. Będąc pionkiem w rękach Moriego trzeba się naprawdę starać, żeby nie wypaść z gry, jeśli raz zawiedziesz, spadasz na samo dno i rzadko kiedy jest jakiekolwiek wyjście z sytuacji, poza palnięciem sobie w łeb. Takie sytuacje Nakajima znał aż za dobrze, w końcu sam był katem tych ludzi, łamał im kości, podcinał gardła, rozstrzeliwał i robił wiele innych okropnych rzeczy, o których wolał nie wspominać. Jednak ostatecznie kończyło się krwawo i makabrycznie.

Zawsze przejeżdżając przez centrum Yokohamy, zastanawiał się, jak to jest, że tutaj był przepych i bogactwo, a na obrzeżach tworzyły się slumsy i dzielnice biedoty, z których mógł pochodzić Atsushi, gdyby rodzice nie zostawili go w sierocińcu. W pewnym sensie był im za to wdzięczny, z drugiej strony szczerze ich nienawidził. 

Zerknął w lusterko, w którym zauważył jadące za nim auto i rodzinę w nim. Wyglądali na szczęśliwych i w tym momencie jakoś mu nie przeszkadzało, że mężczyzna za kółkiem ma delikatny uśmiech na ustach, kobieta obok odwraca się do tyłu i próbuje uspokoić wariujące na tylnym siedzeniu bachory. Chociaż zazwyczaj przeszkadzały mu te wszystkie rodzinki pokazujące jak im dobrze, choć w rzeczywistości było chujowo, to teraz widział tą prawdziwość, radość i miłość, której jako dziecko naprawdę chciał doświadczyć. Teraz było mu to obojętne, ale nadal cenił relacje rodzinne, które nigdy go nie spotkały.

Kiedy dojechał na miejsce, zaparkował i westchnął ciężko, wiedząc, że zaczyna się trudna część misji, która może być niepowodzeniem. W końcu musiał znaleźć cholernego złodzieja, który już dawno mógł być poza granicami Yokohamy. Złapał za okulary przeciwsłoneczne i wysiadł z auta.

×××

Przed nim rozpościerała się wysoka siatka, ogradzająca wysypisko śmieci. Spojrzał na drzwi zamknięte kłódką i złapał się mocno za metalowe druciki, po czym wyskoczył mocno do góry i podciągnął się na metalu, dzięki czemu udało mu się przeskoczyć na drugą stronę i wylądować miękko na palcach.

Otarł swoją bluzkę powolnymi ruchami dłoni, po czym rozejrzał się po tym niezbyt ciekawym widoku dla oka i smrodzie dla nosa. W pierwszej chwili Atsushi bał się, że zemdleje przez ten obrzydliwy zapach, ale szybko się przyzwyczaił, kiedy przestał używać swojej zdolności. Czuł, że tym razem cudowny węch mu nie pomoże. Założył lateksowe rękawiczki na dłonie i ruszył powoli przed siebie. Nawet jeśli było to wysypisko, to nie musiał przegrzebywać się przez góry śmieci, na szczęście były normalne dróżki, jakby ludzie codziennie tędy przechodzili. Gdzieś zauważył nawet rozkładające się zwłoki, ale wolał nie zwracać na to uwagi, i tak już śmierdziało tu strasznie, jednak ciało dało mu do myślenia, bo skądś je kojarzył. Wyjął z kieszeni chusteczkę i przyłożył ją do twarzy, po czym łamiąc swoje postanowienie, odwrócił trupa na plecy.

Znał go, Atsushi znał go doskonale. Nawet kiedy miał wyżarte oczy i pół twarzy, a w zgniłym mięsie zadomowiły się karaluchy i inne robactwa, to rozpoznał go bez problemu. Satseki Orōyo został w sumie przyjęty do Mafii dzięki Atsushi'emu. Białowłosy kucnął przy nim i pogłaskał go po cienkich, rudych włosach.

— Spoczywaj w pokoju — wyszeptał, wiedząc, że ten był wierzący.

Nakajima chociaż nie wyglądał na wstrząśniętego w żadnym stopniu, to był cholernie wstrząśnięty. Prawda była taka, że w Portowej Mafii martwił się tylko o siebie, Chuuyę i swoich podwładnych, o Dazaia w sumie nie musiał się martwić, ale czasami tęsknił za tym głupim dupkiem.

Wstał i odszedł na bezpieczną odległość, po czym wyjął telefon i napisał do Chuuyi, krótką wiadomość.  Następnie wstał i ruszył przed siebie, zostawiając przy Orōyo chusteczkę.

×××

Chuuya zerknął na ekran telefonu, gdy powiadomienie o wiadomości przyszło.

„Satseki nie żyje. Trzeba wyprawić pogrzeb i wypłacić rodzinie zadośćuczynienie".

Nakahara był szczerze zaskoczony, Orōyo nie dałby się zabić bez walki, więc rudzielec podejrzewał, że trafił na kogoś silniejszego. Niebieskooki przygryzł paznokcia w zamyśleniu. Co jeśli ten ktoś być silniejszy niż sam Atsushi? Strach rozlał się po ciele Chuuyi, który niewiele myśląc, złapał za płaszcz i wybiegł z apartamentowca.

×××

Kiedy zapadła noc, Atsushi nadal łaził po wysypisku. Czuł, że coś tu jest nie tak i wcale nie był to odór zwłok Satsekiego, które minął już pięć razy. Usiadł na jakimś starym, metalowym pudle i westchnął ciężko, nic mu tu nie pasowało, ale brakowało punktu, o który mógłby się zaczepić i zacząć poszukiwania. Znalezienie złodzieja było trudne, ale nie niewykonalne. Oczywiście, jeśli ukradł pieniądze Mafii, więc musiał być pewien swoich umiejętności. Nakajima wiedział, że nie może zawalić tej misji, wyjął telefon i po chwilowych poszukiwaniach przyłożył komórkę do ucha.

— Tohara, podam ci opis człowieka, masz znaleźć jego imię, nazwisko, numer telefonu, ostatnią lokalizację i dodatkowe informacje, które nam się przydadzą — powiedział głosem nieznoszącym przeciwu.

Usłyszał, jak podwładny przełyka ślinę ze stresu. Czuł, że gdyby stał w tej chwili przed nim, to Tohara Hijashi zemdlałby. Każdy człowiek zrekrutowany przez niego wiedział, że Nakajima dba o wszystkich, przez co jest świetnym sojusznikiem, ale jednocześnie zawalenie jakiejkolwiek misji, kończyło się naprawdę boleśnie.

— Mężczyzna, nieco wyższy ode mnie, chudy, czarne włosy, krótkie, dwa kosmyki z przodu mają białe końcówki. Czarne oczy, chuda, podłużna twarz, przystojny. Możliwe, że zazwyczaj chodzi w czarnym płaszczu, podejrzewam, że jest Uzdolnionym — Atsushi był zdziwiony tym, że tak dobrze zapamiętał wygląd faceta, którego widział przez dwie minuty.

— Uzdolnionym? Skąd wiesz, Atsushi-san? — odezwał się ciekawy Tohara.

— Nieważne, szukaj w spisie Uzdolnionych — warknął do słuchawki i zakończył połączenie.

Białowłosy spojrzał na zwłoki i wypuścił dłużej wtrzymywane powietrze ze świstem z ust.

— Dobry wieczór, Anikita-san — Nakajima dodzwonił się do kobiety, którą również wcielił do Portowej Mafii. — Potrzebuję na wysypisko śmieci skład lekarski, mam tu zwłoki Satsekiego.

— O boże — usłyszał jej zaskoczony głos. — Proszę mi wysłać lokalizację, szefie, przyjadę z zaufanymi ludźmi. W jakim stanie jest ciało?

Atsushi kucnął przy resztkach Orōyo i mruknął do telefonu:

— Hmm, oczu nie ma i w sumie reszta ciała nie lepiej. Mocna faza rozkładu, lepiej nie pokazywać rodzinie.

— Rozumiem — powiedziała kobieta zdławionym głosem, była najbliżej z Setsukim zaraz po Atsushim, więc rozumiał jej załamanie, ale wiedział, że muszą trzymać emocje na wodzy.

— Musisz się wziąć w garść, Anikita-san.

— Tak jest — odpowiedziała. — Za pół godziny będziemy.

Kazał jej jeszcze się ogarnąć, aby nie traciła autorytetu wśród swojego oddziału i rozłączył się. Pozostało mu tylko czekać, wiedział, że dzisiaj już nic nie znajdzie.

Zacisnął pięści. Był pewien, że dorwie skurwiela, który tknął jego podwładnego.

×××

Heeej, jak myślicie kto załatwił podwładnego Atsushi'ego? Co sądzicie o całej tej sytuacji i czy ma jakiś związek z Złodziejem? (❁´◡'❁)

Też już przerzuciliście się na ciemny motyw wattpada?

Miłego dnia

𝐙ł𝐨𝐝𝐳𝐢𝐞𝐣 ◇ Akutagawa Ryuunosuke x Nakajima Atsushi [CHWILOWO ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz