Rozdział 7

217 24 15
                                    

Kyouka szła pewnie przed siebie, skręcała w różne uliczki, przeskakiwała niskie zardzewiałe płatki i po prostu czuła się, jak ryba w wodzie, więc Atsushi miał pewność, że kobieta mieszka tu od lat i wie gdzie idzie. Był naprawdę zadowolony z wyboru przewodnika. Czarnowłosa zatrzymała się i kucnęła przy ścianie jakiegoś zniszczonego budynku, Nakajima zrobił to samo, wiedziony przekonaniem, że w tej kwestii musi jej zaufać. Spojrzała za róg i zamlaskała z niezadowoleniem.

— Jacyś faceci stoją pod mieszkaniem mojego nauczyciela — powiedziała i wyjęła z kieszeni lusterko, które niewidocznie wyciągnęła za krawędź ściany, aby coś widzieć.

Atsushi przysunął się, żeby też zobaczyć napastników, a Naoki poczuła jego perfumy, podobały jej się.

— Nie mam pojęcia kto to — mruknął cicho białowłosy. — Po prostu ich zabijmy.

— A co jeśli spłoszymy nasz cel?

— Widzę, że już wczułaś się w wykonywanie roboty dla Mafii — rzucił kpiąco. — Dobra, znajdź jakieś tylnie wejście i zatrzymaj faceta, podejrzewam, że znasz, w końcu pewnie cię tu uczył, a ja ich załatwię.

— Okej — Kyouka pokiwała głową i schowała lusterko, po czym zniknęła gdzieś na tyłach domu.

Nakajima westchnął ciężko, znowu brudna robota go czekała. Naciągnął czarne rękawiczki na dłonie i wyjął zza paska spodni pistolet z tłumikiem. Lubił załatwiać takie sprawy szybko i cicho. Wyjrzał zza rogu i ocenił sytuację oraz rozmieszczenie ludzi. Cofnął się w głąb uliczki i przebiegł za innym budynkiem na drugą stronę uliczki, tak aby dwóch facetów było odwróconych do niego tyłem. Uniósł broń i wystrzelił, najpierw w jednego, potem w drugiego. Oba ciała zaciągnął za budynki naprzeciw mieszkania mężczyzny, którego szukał. Następnie schował się za zniszczoną ścianką, przed którą stało jeszcze trzech facetów.

— Widzieliście gdzieś Hiroto? — zdziwił się jeden i ruszył do przodu.

Nakajima wyjrzał ostrożnie i uśmiechnął się, gdy zauważył, że mężczyzna, który wypowiedział to zdanie, idzie w jego stronę, a jeden z pozostałej dwójki patrzy w innym kierunku. Schował się i czekał na moment. Kiedy mężczyzna przeszedł koło jego ścianki, złapał go i wciągnął w cień swojej kryjówki, po czym odstrzelił mu głowę. Czuł i słyszał dudnienie kroków, szli po niego. Schował broń i wyskoczył na mężczyznę, który jako pierwszy doszedł do ścianki. Wygiął mu dłoń za plecami i zakrył się nim, jak tarczą. Jego ostatni już kompan stojący trzy metry dalej, wycelował w towarzysza broń. Czas leciał, a żaden z nich nie wykonywał ruchu, białowłosy uznał, że ma czas i nie ma sensu się spieszyć.

×××

Dazai spokojnie przechadzał się przez  tłoczne ulice Yokohamy. Nieważne ile zła i problemów było w tym mieście, to wciąż je kochał i pragnął przeżyć w nim, jak najwięcej dni. No chyba, że jakaś piękna dama, Chuuya lub Atsushi zechce podwójnego samobójstwa, wtedy Osamu był w stanie poświęcić swoje marne życie z radością.

Bo do pięknego samobójstwa potrzeba dwójki pięknych ludzi.

Brunet kopnął kamyk leżący na chodniku, który odbił się kilka razy i wpadł do studzienki kanalizacyjnej z głuchym hukiem. Wsunął niespiesznie dłonie do kieszeni spodni i odetchnął. Brakowało mu Chuuyi i Atsushiego, i ogólnie całej mafii, ale wiedział, że już było za późno, przywiązał się do Agencji i jej członków, i nie wiedział, czy będzie w stanie ich opuścić. Tak jak to opuścił rudzielca i młodego.

Dazai Osamu sam nie rozumiał swojego niezdecydowania.

Poczuł wibracje w kieszeni i wyjął z niej telefon, po czym odczytał wiadomość od Kunikidy, która zawierała miejsce i godzinę. Brunet westchnął tylko i z delikatnym uśmiechem ruszył rozwiązać kolejną sprawę.

Uwielbiał to miejsce.

×××

Atsushi przeszedł obok kałuży krwi i westchnął ciężko. Kyouka przyglądała się niepewnie jego brudnym od ciemnoczerwonej cieczy dłoniom, które jeszcze chwilę temu były potężnymi, białymi łapami z ostrymi szponami. Tak jak wcześniej uważała go za chudego i dość słabego, tak teraz wolała zważać na swoje słowa, nie chciała skończyć tak jak jej mistrz, który okazał się błędnym tropem. To nie jego szukali, ale i tak musiał umrzeć. I chociaż Naoki się tego spodziewała, to zamarła w niepewności, gdy dostała od Nakajimy rozkaz zabicia człowieka, który ją uratował w tym gównie. 

— Co dalej? — zapytała, gdy w końcu gula w jej gardle zniknęła, a wyraz twarzy białowłosego nie zapowiadał już niczyjej śmierci.

— Są jeszcze dwie osoby, które mogą być tym kogo szukam — odpowiedział z niechęcią, jakby miał już dość tego całego polowania na złodzieja. — Cholerny pan Mori, niech sam sobie biega za dupkiem — burknął pod nosem i założył ręce na piersi, a kobieta towarzysząca mu parsknęła śmiechem.

Zerknął na nią nieprzychylnie.

— Co?

Czarnowłosa uśmiechnęła się szeroko i podskoczyła dwa razy w miejscu, jakby zapomniała już o śmierci swojego mistrza.

— Pierwszy raz od kiedy cię spotkałam, zachowałeś się, jak dzieciak i pokazałeś jakieś inne uczucia niż smutek i złość — Nakajima uniósł brew na te słowa.

— Jestem smutny? — zapytał nieco zdziwiony.

Do tej pory myślał, że miał wszystko, czego było mu trzeba.

— Twoje oczy są smutne i samotne - powiedziała pewnie i położyła dłoń na jego twarzy, aby przyjrzeć się im — Tylko one cię zdradzają, dzieciaku.

Nie wiedział, że tak naprawdę nie miał nic, oprócz kilku osób, które pomagały mu przeżyć.

Strzepnął jej dłoń i odwrócił wzrok, nie miał pojęcia o co chodziło tej babie. Żałował, że miał zamiar wziąć ją ze sobą, ale w środku wmawiał sobie, że to dlatego, że przyda się Mafii, a nie przez to, że czuł się przy niej bezpiecznie. Tak, jakby miał starszą siostrę, której zawsze mu brakowało, po prostu chciał mieć kogoś.

Ruszył przed siebie i delikatnie się uśmiechnął, to dziwne, ciepłe uczucie rozlało się po całym jego ciele, gdy słyszał lekkie kobiece kroki dobiegające zza jego pleców.

— To gdzie teraz?

Uniósł głowę i spojrzał na powoli ciemniejące niebo.

— Najpierw zdam raport panu Moriemu i powiem, że do mnie dołączasz...

— A potem?

— A potem... Musimy znaleźć prawdopodobnego złodzieja - powiedział spokojnie, miętoląc paczkę gum w kieszeni, papierosy dał Naoki wcześniej. Kyouce podobało się to, że „oni musieli", po prostu uznał ją od razu za członka grupy.

— Czyli kogo?

— Akutagawę Ryuunosuke.

×××

Taa, to chyba moment, żeby pojawił się Akuś :>>

Przepraszam, że tyle czekaliście, a ja daję wam to... coś.

Długo zastanawiam się nad dodaniem tego rozdziału, totalnie mi się nie podoba, ale nic lepszego nie wymyślę ;//

Wiem, co chcę napisać, ale nie mam pojęcia, jak to ubrać w słowa, dlatego nie wiem jak będą pojawiać się rozdziały, bardzo was za to przepraszam.

Trzymajcie sie ;) <3

🎉 Zakończyłeś czytanie 𝐙ł𝐨𝐝𝐳𝐢𝐞𝐣 ◇ Akutagawa Ryuunosuke x Nakajima Atsushi [CHWILOWO ZAWIESZONE] 🎉
𝐙ł𝐨𝐝𝐳𝐢𝐞𝐣 ◇ Akutagawa Ryuunosuke x Nakajima Atsushi [CHWILOWO ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz