Każdy miał wątpliwości. Każdy wiedział lepiej. Każdy, kto poznał przynajmniej ułamek jego historii, myślał, że postępuje skrajnie idiotycznie. Powinien zapomnieć. Powinien przebaczyć. Powinien odpuścić. Nikt jednak nie przeżył tego, co on. Miał święte prawo zemsty i nikt nie mógł mu go odebrać. Przynajmniej tego. Szargany wichrem sztormów upadał. Słyszał pęd wiatru śmiechem podszyty. Nawet Walhalla z niego drwiła. Szeptała słodkie, krwawe słowa — złuda duma nie wniesie cię na biesiadników stoły. Szlakiem blizn nienaznaczona, rubinowym oceanem nieprzelana. Zabij. Zgiń. Lecz wszystkie te szepty, wszystkie szyderstwa podsycały tlący się ogień. Ognisko rosło, pochłaniało twarde skały, by parzyć tych, którzy podeszli zbyt blisko. Nawet jeśli odeszło się daleko, nie czuć było przyjemnego ciepła, tylko chłodną maskę, która zwiastowała cierpienie. A kto był na takim masochistą, by podejść do źródła i go ugasić? Nikt.
Dziecko, wszyscy uważali, że nadal nim był. Zbyt dziecinny, zbyt uparty, zbyt głupi jak na dorosłego. Czasami też tak myślał, ale dziecko przestaje nim być, gdy z obojętnością odbiera życie, plami ręce krwią. Targany wściekłością, niczym dzikie zwierze, agresywny łowca polował na cienie przeszłości. Rozdrapywał rany i otrzymywał nowe, nurzając się w szkarłacie. Im bardziej zraniony, tym bardziej niebezpieczny. Barwił i kalał duszę, by już nigdy nie móc jej zmyć. Zawsze zostaną na niej głębokie cięcia, nieregularne. Jak gdyby ktoś wykonał je tępym nożem. Może nawet bardziej jakby to on w szale je zadał. Chcąc przytępić bólem inne pierwotne uczucie.
Niepewność ryła w jego umyśle dziury. Niczym robale jej macki wżerały się coraz głębiej, niszcząc wszystkie stałe wartości w jego życiu. Porzucił dom, goniąc za przygodą, a o niej zapomniał, szukając zemsty. Szalał, będąc blisko swojego oprawcy. Służył osobie, którą chciał zabić. Płakał. Krzyczał. Drapał. Wrzeszczał. Walczył. Szlochał. A wszystko po to, by przestrzegać jakiegoś wymyślonego, przez nie wiadomo kogo prawa. Trzymał się wyimaginowanego honoru, gdy już go dawno stracił. Wystarczyło, że porzuci dumę. Zrzuci krępujące go łańcuchy. Poderżnie gardło we śnie i będzie patrzył na ulatujący szkarłat. Jednak wtedy widział swojego ojca. Słyszał jego słowa. Czuł jego obecność. Nie mógł tego zrobić. Nawet gdy już trzęsącą się ręką trzymał sztylet. W skromnej kajucie oświetlony srebrzystą łuną wpatrywał się w odbity blask na ostrzu. Chciał to zrobić, chciał, mimo zahamowań serca. Stał koło jego posłania, słysząc szum morza, kołyszącego statkiem. Miał go zabić, zarżnąć jak świnie. Zbyt wiele poświęcił, zbyt daleko zabrnął w świat pełen okrucieństwa. Tam, gdzie wilk zjada wilka, a ludzkość niszczy człowieka, nie ma miejsca na zawahanie się. Jednakże pęta przeszłości ściskały go coraz ciaśniej. Nie pozwalały mu myśleć, nie pozwalały wrócić, zostawiając tylko obraz honorowej walki.
Wszyscy myśleli, że zapomni lub już to zrobił. Byli ślepi. Przecież tak łatwo ludzie rzucali słowami „jak ojciec z synem", wbijając kolejną szpilę w poranione serce. Podziurawione strzałami jak plecy Thorsa. Może mówili prawdę? Może nie szydzili i tak się zachowywał – podświadomie zapominał? Wybaczał niewybaczalne. Jednak z czasem nienawiść nie blakła, a wspomnienia nawiedzające go w snach były tak samo wyraźne, jak za pierwszym razem. Nadal chciał się zemścić tak samo mocno, jak tej nocy na statku. Nie mógł wybaczyć i tego nie zrobił. A teraz stał nad jego martwym ciałem. Nie zabił go. Nie było żadnego pojedynku. Askeladd przegrał w swojej grze. A może wygrał? Polityczne zagrywki go nie obchodziły. Wpadł do sali pełnej zbrojnych gotowy do obrony swojej zdobyczy. Polował na nią pół życia, miał się zadowolić dobiciem rannego zwierzęcia? Potwór, który odebrał mu wszystko, nie żył. Zdechł, wołając, by zadał ostatni cios. Był żałosny, niewart jego ostrza, życia, które zmarnował. Więc... Dlaczego oddałby wszystko, by on nadal oddychał?
dagerotypia wikinguski życzą najlepszego!
CZYTASZ
Pozbawieni piękna
FanfictionObnażone z duszy istoty zrzuciły maskę. Tylko szczerzą swe brudne kły. Dziki szał pęta ich ciała. Łańcuchy krępują ich sumienie. Pozbawieni granic. Pozbawieni piękna. Do pełnego zrozumienia opowiadania potrzebna jest znajomość pierwszego sezonu a...