Rozdział 5 „Te wróżki"

341 23 7
                                    

Ciel Phantomhive

Wiedziony pięknie brzmiącymi słowami szedłem za nią, patrzyłem na nią...nie myślałem o niczym. Była jak melodia, za którą podążałem niczym marionetka. Rozmawialiśmy. Zaśmiałem się z jakiejś anegnotki, opowiedziałem własną. Jednak o czym mówiliśmy? Co było tak śmieszne? Co jej powiedziałem, jakie tajemnice przed nią odkryłem?

Nie miałem pojęcia. A mimo to ogarniał mnie dziwny spokój, którego dawno nie odczuwałem. Zupełnie jakbym powrócił do czasów, gdy jako dziecko nie musiałem się niczym martwić. Wszystko było tak proste i przyjemne... Może to wszystko było tylko snem? Może nadal mam osiem lat i zaraz wybudzę się z koszmaru. Ale jakie dziecko mogłoby doświadczyć tak brutalnej mary? Czy wtedy mój umysł był tak mroczny i pochmurny aby wyobrazić sobie coś takiego? Aby stracić rodzinę i spotkać... Ah, spotkać demona. Poczuć sympatię do tego demona...

Demona.

Poczułem jak coś mnie przyciągnęło, pewnym i silnym ruchem. Moje ciało niczym lalka opierało się o coś, może o kogoś. Z każdą sekundą zaczynałem odzyskiwać świadomość. Uścisk na moim ramieniu zelżał. Gdzie byłem? Co robiłem? Zadawałem sobie te pytania w kółko. Czułem się przytłumiony, jak w gorączce.

- Akurat zastanawiałem się dlaczego nie mogłem wyczuć jego obecności. - Głos, jakby znany. Jego słowa brzmiały niczym zatrute sztylety, brzmiał jakby był pełen jadu. - Kto by pomyślał, że jesteś do tego zdolna, panno Eve.

Cichy, kobiecy chichot dobiegł do moich uszu. Miałem wrażenie jakbym był po środku sztuki. Aktorzy doskonale wcielali się w ich role. Ich emocje były prawdziwe, choć narzucone skryptem. Ale czy ja aby na pewno nie znałem tych głosów?

- To nie tak, że musisz kontrolować każdy ruch swego panicza, kamerdynerze. To w złym guście.

- Gdybym spuścił go z oka, dałbym Ci okazję. Byłoby to bardzo niefortunne dla mojej osoby. - wysyczał męski głos. - Jeśli raz jeszcze się do niego zbliżysz...

- To co? Co możesz mi zrobić? - przerwała mu. Ciało, o które się opierałem poruszyło się i poczułem jak bierze mnie na ręce. Nie mogłem ruszyć choćby kończyną, a mimo to wszystko czułem.

- Oh. Nie uważasz, że panienka Elizabeth stała się twoją wystatczającą słabością? Dokładnie obserwowałem każdy twój ruch. Jesteś zbyt pewna siebie.

Chciałem otworzyć oczy, pragnąłem krzyknąć. Dlaczego mówili o Lizzy? Co ona ma z tym wspólnego? Nie mogłem myśleć. Zupełnie jakby cos blokowało mój umysł przed wszystkim tym co nie jest z zewnątrz. Moja pamięć, myśli, słowa... Wszystko to...

Cisza, która panowała między tym dwojgiem ludzi była niczym niema burza. Mogłem doskonale wyczuć atmosferę, która można było ciąć nożem.

- Nie zabiłbyś kogoś tak ważnego dla twojego Pana, demonie.

Poczułem ból w klatce piersiowej. Czyżby mówiła o Sebastianie? Czy więc... Nie, to nie możliwe. Przecież Sebastian nigdy nie zrobiłby czegoś takiego. Ale czy nie o tym właśnie ona mówi?! Nie rozumiem... Nie mogę tego wszystkiego poukładać w całość. Co się dzieje?!

- Czyżby?

Eve

To nie tak miało być.
Miałam być szczęśliwa.
Miałam...

Miałam rozszerzone oczy i zwężone źrenice. Czułam jak słone łzy drażnią mi policzki, ale wciąż nie docierało do mnie to co miałam przed sobą. Moje ciało samo reagowało, zanim mój umysł pojął to wszystko.

PAMIETAJ O SMIERCI | kuroshitsujiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz