Uno

662 28 0
                                    

Krzyk spowodował jego rozszerzenie ciężkich powiek. Z ust wydobyło się przeciągłe jęknięcie oraz wydłużony ziew. Wycieńczony niczym kot po ucieczce przed psem, albo i na odwrót, odwrócił się na drugi bok. Pomimo że czuł pulsujący ból po tej części ciała, nie chciało mu się ponownie zmienić pozycji. Nie prosił się na wycieczkę, którą teraz musi odsiadywać w obskurnym miejscu, drewnianych chatach, do których dociera odór z krów czy innych, brudnych zwierząt. Wszystko go wyprowadzało z równowagi. Wolał spokój i ciszę, co niestety nie było dane w mieście ani na wsi. W mieście panował zgiełk, samochody, a w nich zdenerwowani ludzie, natomiast na wsi smród i podirytowani rolnicy. W mieście chwycą za broń, a na wsi za grabie.

Taka była jego wizja świata. Wszystko źle, każdy jest zły, a najlepiej to on się zna. Pamiętał nawet kilka takich sytuacji, w którzy przeciwstawił się nauczycielowi, ponieważ uważał, że źle mówi. Chociaż to prawdą nie było. Osoby w jego otoczeniu miały twardy orzech do zgryzienia i tylko Jeonggukowi się to udało. Yoongi zaczął tolerować jego towarzystwo i nawet zasypiać podczas jego ględzenia. Osoba, której jadaczka się nie zamykała, ale było to jeszcze znośne.

— Wstawaj, leniu — żachnął się oraz wszedł na łóżko z brakiem kołdry, która spoczywała już dawno na podłodze — miałem ci pokazać moje rodzinne strony. Pierw pójdziemy do osóbki, która ma niesamowity lekarski dar, mówię ci. Seokjin leczy i zwierzęta i ludzi

— Nie obchodzi mnie ten koleś — zakrył twarz poduszką, która została zerwana przez nastroszonego chłopaka — oddawaj natychmiast, chyba że chcesz spotkać się z gniewem

— Już wiele razy mnie uderzyłeś, że to nic nowego — wzruszył ramionami i zdjął skarpetki Mina rzucając je na kowbojską, ciemną komodę — ale nie traktuj tak pod żadnym pozorem zwierząt. Są mądre i zapamiętują twarze, jaha?

— Jaha. Nie podniosę na nie ręki. Mają więcej uczuć niż taki człowiek, jak ty

— To niemiłe!

— I miało takie być — zacisnął dłonie w pięści i postanowił w końcu ruszyć się z miejsca nie chcąc, aby zgnił jak wiele leni na świecie, do którego niestety zaliczał się niemal w każdym przypadku — Mam nadzieję, że macie tu jakieś godne miejsca mojej uwagi i spoczynku na kilkanaście godzin

— Jest wiele, ale mogą wyjść ci wilki — przyznał i zacisnął wargi przypominając zestresowanego kurczaka z królikiem w jednym — nienawidzę ich. Zagryzły już wiele zwierząt.

— Natura. Nie potrafiły się obronić, to mają — otworzył walizkę i wyjął z niej swoje ulubione ubrania dresowe. Nie nosił jakichś tam jeansów, skórzanych kurtek, łańcuchów, przez które przypominałby zwierzę na uwięzi. Stawiał na wygodę, nieważne w jaki sposób ona miała się okazywać. Jeśli buty na obcasach byłyby wygodne, założyłby je nie myśląc o ludziach, którzy patrzyliby na niego jak na kosmitę.

— Jesteś okropny

— Taka moja natura, nic nie zrobisz. Teraz wypad stąd zanim siłą cię przez okno wyrzucę — wskazał kciukiem na obiekt za sobą

— Nie pierwszy i nie ostatni raz — wywrócił oczami niezbyt zaniepokojony i wyszedł nie zamierzając sprawiać problemów. Sam wypił jeszcze herbatę i pociągnął Yoongiego na zewnątrz, tym samym nie pozwolił mu także zjeść śniadania pomimo zawołania jego rodziców.

Żałował, że dał się wyciągnąć na tę całą porąbaną wycieczkę. Kiedy wyszedł, do nozdrzy zawitał jeszcze okropniejszy odór. Nie tylko były w nim ekskrementy, a ludzie z zerową higieną mijający go na ścieżce bez betonu. Albo to tylko jego mózg podpowiadał.

Poczuł, jak Jungkook łapie go za dłoń w kierunku małego domku, przed którym stoi kilka zwierząt z właścicielami. Wyglądali, jakby czekali całą noc, niektórym oczy się mimowolnie zamykały. Zwierzętom też widocznie nie było dobrze. Jedna krowa się położyła, jakiś koń narobił, pies gryzł właściciela. Pewnie norma.

— Po co oni tyle czekają? Ten twój Seokjin w ogóle zamierza przyjąć kogoś? — zapytał, jednocześnie będąc zdziwionym, że wymijają kolejkę

— Pewnie ktoś jest już w środku, ale nie martw się, będzie wszystko dobrze — zapewnił oraz zapukał do drzwi. Po chwili odczekania wszedł do środka — dzień dobry, hyung! Dużo os — jego wzrok natrafił na chłopaka leżącego na łóżku. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie miał prawie rozszarpanej nogi, a wielkie, krwistoczerwone ugryzienie przez jakąś mocną szczękę — Hoseok hyung! — pospiesznie kucnął przy lekarzu i weterynarzu w jednej osobie, a także rudowłosym — nie no, ja zaraz tu chyba padnę!

— Jungkook, spokojnie. Rana nie jest taka wielka — wyjaśnił Kim — Hoseok nie potrzebuje nawet szwów

— No właśnie — wymamrotał w poduszkę wspomniany — ale boli jak cholera

— Za chwilkę środki będą działać, obiecuję — uspokoił go, chociaż tego nie potrzebował. Rudy uśmiechnął się i podniósł do pozycji siedzącej.

— Wróciłeś, Jungkookie, tak się cieszę! — niemal wyśpiewał swoją radość — te wilki z roku na rok są coraz gorsze

— Miałeś szczęście, że wyszedłeś cało — powiedział Seokjin westchnąwszy głęboko — nie używaj tego, bo potrafisz i jest fajnie. Wtedy jest większa szansa, że więcej cię zaatakuje

— Wybacz, mamo — opuścił swoją siłę i padł na pościel plecami oraz wypuścił gromko powietrze spomiędzy błyszczących warg — tylko to nie było moją winą, bo Taehyung jak zwykle musiał zgubić swoją torbę

— Taehyung?! — uniósł głos — nie mów, że wziąłeś go na przejażdżkę — Yoongi już nic nie rozumiał. Widocznie nawet nie zdali sobie sprawy z jego obecności, przez co zaczynał się irytować. Tak mają być traktowani wyjątkowi goście?

— Przepraszam! Zapewniam, że nic mu się nie stało, naprawdę!

— Muszę go odwiedzić, jak tylko przyjmę wszystkich

— Ekhem — kaszlnął blondyn zakrywając dłonią usta tylko po to, by zobaczyli niskiego chłopaka.

Marzenie jest tylko jedno SOPE ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz