Prolog

299 18 7
                                    

Szła przed siebie, wolnym krokiem, ciągnąc nogę za nogą, wzburzając kurz z ulicy, po której się poruszał. Czarny, dziurawy asfalt, na jego środku co pół metra biały pas. Wzdłuż ulicy mnóstwo stojących samochodów, porzuconych, bez szyb, bez kół, foteli, lamp, desek rozdzielczych. Podrapany lakier najróżniejszych kolorów, plamy wyschłego już oleju, benzyny. W powietrzu unosi się duszący, ostry zapach. Na poboczu, jedynym pasku czegoś, co można nazwać zielenią, rośnie kilka większych drzew, krzaków, które już zaczynają wypuszczać pąki.

Kobieta ma pewnie trochę mniej niż czterdzieści lat, ma na sobie obdartą koszulkę, czarną, z tandetnym nadrukiem ognia, obcisłe spodnie jeansowe i markowe, białe (teraz już prawie czarne) buty. Całe jej ubranie jest zabrudzone, ziemią, korą, kurzem. Jest chuda, wręcz chrobliwie, a jej skóra przybiera niezdrowy, szary odcień. Jej włosy są rzadkie, ciemne, w kilku miejscach tylko gęstsze. Oczy są puste, zamglone, w głębi jeszcze odrobinę kolorowe. Ale idzie przed siebie.

Nie jest zombie. Widać to w jej oddechu, ruchu rąk, którymi trzyma worek zarzucony na plecy.

Ale idzie dalej. Nawet się nie rozgląda, tylko patrzy pod nogi, aby przypadkiem się nie przewrócić. W jej głowie brzmi tylko jedna myśl. "Znaleźć brata. Znaleźć brata."

Idzie dalej.

Dalej.

Dalej.

Kroki.

Zatrzymuje się i odwraca powoli. Jej oczy lustrują otoczenie, ale nadal są puste. Żadnej iskry, żadnego znaku, że jest w nim jeszcze człowiek.

"To nie są kroki mojego brata."

Widzi, jak sylwetka zatrzymuje się na moment, a potem rusza szybciej. W przeciągu kilku chwil dobiega do niego.

To jest chłopak. Dziecko. Bardzo młody, bardzo. Gdy zatrzymuje się, nie ma w nim ani trochę znaku zmęczenia. Nie dyszy, nie ma kolki, nie jest spocony. Na plecach ma wojskowy, w wielu miejscach połatany plecak, nadal trochę dziurawy. Jest prawie tak duży jak chłopak, który go niesie.

- Hej! - mówi pogodnie, przekrzywiając głowę w dziecięcym geście. Jego usta nie są uśmiechnięte. - Nie jesteś trupem, prawda?

- Nie jesteś moim bratem. - odpowiada głucho kobieta, wpatrując się w chłopaka. Stoi bez ruchu, klatka piersiowa ledwo jej się unosi.

Chłopak zrobił współczującą minę.

- Obawiam się, że nie jestem. - powiedział ze smutkiem.

Kobieta zaczęła się odwracać, to dziwne dziecko zniknęło z jej umysłu, pojawiła się jedna myśl. "Brat. Chcę go znaleźć. Muszę go znaleźć." Nagle zatrzymała się, czując, jak coś chwyta ją za koszulkę. Powoli zwróciła głowę w stronę chłopaka, który delikatnie złapał ją za wątłe ramię. Musiał stanąć na palcach żeby to zrobić, ale nic więcej.

- Wyglądasz strasznie. - powiedział chłopiec, kręcąc głową. - a zbliża się wieczór. Może razem przenocujemy? Tata mówił, że nie powinienem nocować z obcymi ludźmi, ale ty nie wyglądasz strasznie.

Kobieta otworzyła lekko usta żeby coś powiedzieć, ale zapomniała już dawno, jak to się robi. Jak się rozmawia z ludźmi. Spędziła tyle lat, żeby odnaleźć jedynego, który jej pozostał... Nie pamięta już, jak to jest z kimkolwiek rozmawiać.

- Nie mogę. - odpowiedziała cicho. - muszę szukać brata.

Chłopiec zacisnął usta, odwrócił wzrok, westchnął.

- Kiedy ostatnio spałaś? - zmienił nagle temat. Zamrugała, zaskoczona.

- Kilka dni temu. - odparła odruchowo, jak to zwykle się odpowiada na proste pytania. Zamrugała ponownie. Gdy teraz próbuje składać w myślach podobne zdanie, nie wychodzi jej. - A ty?

Nie Pozwolę Wam Umrzeć | Eddsworld AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz