Rozdział 1

5 0 0
                                    

Stałam przed zimnym ciałem mojego chłopaka. Dzisiaj oficjalnie je pożegnam.

Nie chodziłam do szkoły. Nie miałam na to siły. Jedyne co chciałam robić, to pomaganie w przygotowaniu pogrzebu.

Zaraz powinni zjawić się goście, a ja nie chciałam słuchać kondolencji. Bo co one pomogą?

Wsiadłam do auta taty.

-Na pewno chcesz jechać do domu, a nie od razu pod kościół?

-Tak, chcę się jeszcze ogarnąć, żeby chociaż odrobinę wyglądać jak człowiek.

Tata nic nie odpowiedział. Byłam wdzięczna jemu i mamie za pomoc. Naprawdę dużo dla mnie znaczyła.

Stanęłam przed lustrem w łazience. Zaczerwienione oczy, czego na pewno nie zakryję podkładem ani najbardziej kryjącym korektorem.

W dzień nie było ze mną tak źle, bo ciągle szukałam sobie czegoś do roboty. Za to noc to był koszmar. Praktycznie nie spałam, cały czas płakałam.

Chciałabym, aby jutro zaczął się nowy rozdział i udało mi się zapomnieć o Arku, ale wiem że to się nie uda.

Mniej więcej ogarnięta zauważyłam, że zostało mi pół godzina. Spojrzałam na ściany mojego pokoju.

Wisiało w nich tyle naszych wspólnych zdjęć.

-Trzeba od czegoś zacząć- powiedziałam cicho do siebie i wyjęłam jakiś karton od butów do którego chciałam włożyć fotografie.

Patrzyłam na nasze uśmiechnięte twarze i przypominałam sobie okoliczności. Postanowiłam być silną i nie płakać. Muszę wziąć się w garść.

Po skończonej pracy poszłam do kuchni.

Ruszyliśmy pod kościół.

~~~~~~~~~~~

Stwierdziłam, że urwę się szybciej ze stypy. Jednak najpierw chciałam powiadomić o tym państwa Milewiczów.

Zrozumieli moją decyzję oraz powiedzieli, że mogę przyjechać po swoje rzeczy, które miałam u chłopaka.

-Jasne, przyjadę po nie wieczorem.

Chciałam jeszcze pobyć sama nad grobem mojego chłopaka. Dlatego poprosiłam rodziców, aby pojechali do domu.

Chcieli mnie podwieźć na cmentarz, ale stanowczo odmówiłam. Potrzebowałam jeszcze trochę samotności, żeby przemyśleć co dalej.

Droga miała jakieś 10 km, nie powiem ta pielgrzymka była trochę długa, a szpilki miałam ochotę spalić na stosie.

Nim zdołałam to uczynić przeszłam przez bramę cmentarza. Na moje szczęście miejsce pochówku Arka znajdowało się blisko.

Usiadłam na ławeczce i patrzyłam na tabliczkę z jego imieniem:

Arek Milewicz
12.02.2001-04.03.2020

-Zawsze, kiedy miałam jakiś kłopot pierwszą osobą, do której przychodziłam byłeś ty.

Walczyłam że łzami napływającymi do oczu. To ciężka walka, jednak ja jestem silna.

-Teraz nie wiem do kogo się udać. Może nie jesteś w stanie teraz mnie przytulić, powiedzieć, że wszystko się ułoży... Ja mimo to wiem, że gdzieś tu jesteś i będziesz nade mną czuwał.

Nie wiedziałam co dalej mówić, za dużo tego było. Po krótkiej przerwie mówię dalej:

-Kiedy twoja mama do mnie zadzwoniła i o wszystkim mi powiedziała świat mi się zawalił, bo przecież niby wszystko z tobą było dobrze... Już myślałam jak świętować twoje wyjście ze szpitala, kiedy nagła wszystko obróciło się o 180 stopni... Bez ciebie wszystko będzie inaczej, nie będę miała z kim gadać na kamerce do rana, kto mnie będzie wysłuchiwał i pomagał zawsze, gdy tego potrzebuję, kogo będę wspierać na meczach kosza... Sportu, który do tego doprowadził.

Nowy rozdział Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz