Rozdział 4

1.1K 54 64
                                    


Rozdział IV

Eeeeee... Nowy rozdział. Pojawi się nowy bohater, którego mało kto lubi (łącznie ze mną, bo przypomina mi takiego jednego kolegę ze szkoły, niezbyt miły typ).

Miłej lektury, a przede wszystkim rewelacyjnego Nowego Roku 2020!!! Dziwnie to będzie wyglądać w zeszycie - 2020 rok heh.

Szervusz!


Pierwsza rozmowa z nowopoznaną osobą jest zazwyczaj niezręczna. Dlaczego więc mogłam iść koło Boki i cały czas swobodnie trajkotać? To bardzo proste – z naszej dwójki to on czuł się bardziej niekomfortowo. Z początku nie zwracałam uwagi, że to głównie ja mówię. Szedł szybkim krokiem jakby chciał się mnie pozbyć i patrzył prosto przed siebie. Fakt nie znaliśmy się długo (to jest: on nie znał mnie długo), ale mógłby chociaż udawać, że słucha, prawda?

Wszystko stało się jasne, gdy mijaliśmy jedną z wystaw sklepowych a nasze sylwetki odbiły się w szybie.

Właściwie to poznałam siebie tylko dzięki Boce stojącemu obok.

Byłam ubrana, czy może raczej, moje odbicie było ubrane bardzo... dostatnio. Kojarzycie Shirley Temple z „Małej księżniczki"? Dość powiedzieć, że wyglądem wcale jej nie ustępowałam.

Wyglądałam idiotycznie. Cukierkowo. Grzecznie. Bogato. Jak cholera.

Właśnie... bogato. W tym momencie uświadomiłam sobie jak wyraźne są dzielące nas różnice. Niestety – różnice na tle społecznym. Coś co przerabia się w szkole na historii już od podstawówki. Nieproporcjonalność interesów biednych i bogatych, ZAWSZE prowadzi do poważnych problemów. Rewolucje, zamieszki czy zamachy stanu nie brały się przecież znikąd.

- Panienko? – głos Boki wyrwał mnie z myśli.

Zamrugałam. Popatrzyłam na niego i posmutniałam. Czuł się ode mnie gorszy. Dlatego mówił do mnie „panienko". To wcale nie miało być obraźliwe, tak samo jak wtedy ten komentarz pod fabryką.

Skinęłam głową, podeszłam do niego potykając się nieznacznie o długą spódnice (dlaczego nie zwróciłam na nią wcześniej uwagi?) i szliśmy dalej. Powinnam się odezwać. W końcu to ja się go uczepiłam, prawda?

- Od kiedy stacjonujecie na Placu?

Stacjonujecie. Sta-cjo-nu-je-cie. Jakby byli wojskiem. Brawo.

Boka jednak nie zauważył tego niefortunnego doboru słownictwa. Albo w roku 1889 mówi się inaczej.

- Trochę ponad rok temu graliśmy z Nemeczkiem po szkole w piłkę przy ulicy Pawła, bo tam zwykle było mniej ludzi – wzruszył ramionami – Piłka wpadła nam za płot, więc weszliśmy po nią. Tak znaleźliśmy Plac. Jest idealnym miejscem za zabawę – spojrzał na mnie z obawą jakbym miała zamiar go wyśmiać.

Stary, wymyślam sobie przyjaciół. Jestem ostatnią osobą, która oceniałaby innych.

- To wspaniale, że znaleźliście swoje miejsce w tym mieście. Przecież tyle jest dzieci, które nie mają się gdzie bawić. A Plac jest znacznie lepszy od ulicy, bezpieczniejszy.

Zacisnęłam zęby. Starałam się wyrazić moje myśli tak by brzmiały racjonalnie,  ale wyszło mi trochę sztucznie. A jeżeli ja starając się używać bardziej wyszukanego języka, żeby wpasować się w realia epoki tworzę między nami w jakiś sposób mur, który tylko uwypukla już istniejące różnice między nami? Jeżeli on odczuwa to jako przyganę? Może myśli, że chcę pokazać, że jestem od niego lepsza?

Pomocy, utknęłam w książce! (Chłopcy z Placu Broni)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz