Parę lat wcześniej...
To był pochmurny wieczór. Chłopak dopiero skończył zajęcia, więc skierował się w stronę wyjścia ze szkoły. Znudzony zbiegł ze schodów znajdujących się przed głównym wejściem do budynku. W oddali usłyszał syreny policyjne.
- Nic nowego... w końcu to Nowy York, tu zawsze się coś dzieje. - pomyślał i ruszył w stronę swojego domu, gdzie pewnie czekali na niego rodzice.
Chwilę szedł chodnikiem dopóki dźwięki nie nasiliły się, wtedy przystanął i rozglądając się uważnie ruszył dalej. Nagle wszystko wydarzyło się w zawrotnym tępie. Jeszcze chwilę temu szedł do domu, a naraz został wepchnięty do jakiegoś zaułka i przyciśnięty przez kogoś do ściany. Nic przyjemnego zważywszy na to że ów ściana była zimna i na pewno brudna. Następnie usłyszał dźwięk wystrzału, strach na chwilę go sparaliżował, spróbował wyszarpnąć się ze stalowego uścisku swojego oprawcy, niestety na marne. No bo w końcu co on mógł, był tylko małym, przestraszonym chłopcem. Spróbował po raz drugi, ale starszy mężczyzna tylko mocniej docisnął go do muru i warknął coś na wzór "Nie szarp się dzieciaku" . Naraz wszystkie dźwięki ustały chłopak odwrócił głowę w stronę ulicy i zobaczył dwa czarne terenowe auta i paru ludzi na motorach.
- Rick zostaw szczeniaka i spadamy stąd, póki mamy trochę czasu! - krzyknął jakiś głos.
- Dzieciak widział całe zajście, nie możemy go zostawić i narazić się na złapanie. - warknął oprawca i odwrócił się w stronę głosu. Chłopak gdy tylko poczuł, że uścisk na jego ciele zelżał użył całej swojej siły, wyszarpnął się i momentalnie ruszył do ucieczki. Biegł ile sił w nogach, krew huczała mu w uszach, słyszał swój przyspieszony oddech ale nie zwalniał. Miał ledwie 11 lat, ale kondycją, szybkością i zwinnością przewyższał starszych od siebie. Biegł dopóki nie znalazł się przed własnym domem. Pospiesznie wszedł do środka, nie witając się z rodzicami, czmychnął na górę i zamknął się w swoim pokoju. Gdy adrenalina opadła poczuł jak bardzo się zmęczył. Okropnie bolały go nogi, a serce gnało w zastraszająco szybkim tępie.
-Kochanie, wszystko w porządku? - z dołu dopiegł go zmartwiony głos mamy.
-Jest dobrze. - odkrzyknął głosem pełnym emocji i padł na łóżko.
Do teraz czuł uścisk na nadgarstkach i dotyk zimnej ściany. To było straszne. Nie uważał się za jakiegoś wielkiego panikarza, nigdy nie płakał i na ogół był spokojny, ale teraz za nic nie mógł się opanować. Miał ochotę zaszyć się w pościeli i najlepiej nie wychodzić do końca życia.
- Spokojnie, to nic takiego, każdemu mogło się to przytrafić - pomyślał.
- A właśnie, że nie mogło! - krzyknął w końcu. W jego głosie można było wyczuć frustracje i strach na pograniczu rozpaczy. Jak dla jedynastolatka to był szok. To całe zajście było jak koszmar, z którego zaraz się obudzi. Uszczypnął się z nadzieją, że to tylko sen. Niestety nadal tkwił w swoim pokoju, mimo że pod kołdrą to niewątpliwe nie dlatego, że spał a dlatego, że poprostu bał się wyjść.
-A jak mnie szukają... albo już znaleźli - myślał gorączkowo. Chciał powiedzieć coś na głos, ale ten uwiązł mu w gardle.
- André, powinieneś się uspokoić - głos mu się łamał. - Już nie jesteś małym chłopcem. - przełknął głośno ślinę - Nie ma co się bać, pewnie zaraz zapomnisz o całej tej sprawie.
O dziwo mówienie do samego siebie podziałało. Już po chwili chłopak zasnął. Od przybytku zbyt dużych emocji poczuł się wyczerpany. Więc gdy tylko się wmiarę uspokoił wpadł prosto w obięcia Morfeusza.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~ Jak gdzieś znajdziecie błąd to proszę pisać, spróbuję go wtedy poprawić.
No tak wgl to mam nadzieję że ktoś to będzie czytał i że komuś się to spodoba. Rozdziały raczej będą dodawane sporadycznie z powodu braku czasu. Piszę na telefonie dlatego błędy mogą się pojawiać. Tak ogólnie pozdrawiam wszystkich którzy zapuścili się w tak dalekie odmenty wattpada.
Ladymist868
CZYTASZ
Niebo Bez Aniołów
Teen FictionNikt nie jest do końca zły lub dobry. Tak jak świat nie jest czarno-biały. Czy w takim razie teoretyczne życie pośmiertne może dzielić się na niebo i piekło? Życzę miłego czytania. Ladymist868