3

27 3 1
                                    

Start...
Naraz rozległ się głośny dźwięk wystrzału i pisk opon piekielnie drogich aut rozniósł się pomiędzy budynkami. Osoby startujące po raz pierwszy nie zawsze dają radę przebić się przez tłum pędzących samochodów. W całej dzielnicy miasta było słychać warkot pracujących silników.  Maszyny gnały przed siebie z zawrotną prędkością, co raz to inna obejmowała prowadzenie. Chłopak jechał czwarty z kolei, po chwili po jego obu stronach pojawiły się dwa czarne BMW. Już na pierwszy rzut oka widać było , że współpracują i chcą wyeliminować go z wyścigu. Do przewidzenia było to, że nie grają według zasad, właściwie to większość uczestników tego nie robi. Chłopak przyspieszył gdy auta zaczęły się do siebie zbliżać, chcąc zgnieść go pomiędzy sobą. Brunet zaczekał aż podjadą wystarczająco blisko, czyli  tak aby prawie zahaczały  o jego lusterka, a następnie wcisnął hamulec gwałtownie zatrzymując się. W ostatniej chwili skręcił w jedną z pobocznych uliczek, która na jego szczęście okazała się być skrótem. Obejrzał się w tylnym lusterku za siebie i z zadowoleniem zauważył, że uczestnicy, którzy chcieli się go pozbyć zderzyli się ze sobą. Uśmiechnął się pewnie do swojego odbicia i przyspieszył. Wyjechał z uliczki prosto pod koła osoby prowadzącej zajeżdżając jej przy okazji drogę. Naraz po całym jego aucie rozległ się dźwięk komunikatora, który każdy uczestnik musiał posiadać. To oznaczało tylko jedno, policja odebrała fale odbiorcze wyścigu, co było równoznaczne z tym, że trzeba jak najszybciej spierdalać i nie oglądać się za siebie. Chłopak szybko skręcił w poboczną ulicę i wyjechał na główną gdzie umówił się z Cody'm  w razie właśnie takiego obrotu sytuacji. Z piskiem opon zatrzymał się przy zestresowanym chłopaku. 

- Wsiadaj, spadamy stąd. - krzyknął gdy przyjaciel nie ruszył się z miejsca.

Po chwili drzwi zatrzasnęły się za Cody'm, a auto gwałtownie ruszyło włączając się w ruch uliczny. Brunet jeszcze obejrzał się za siebie i nie zauważając policji odetchnął z ulgą. Tym razem im się udało, ale za każdym następnym razem ryzyko złapania tylko wzrasta.

- Było blisko. - powiedział bardziej do siebie niż do przyjaciela.

- Było zdecydowanie zbyt blisko. - nieświadomie powtórzył za nim Cody.

- Już nigdy więcej z tobą nie jadę. - dodał po chwili gdy zdążył już lekko ochłonąć.

Chłopak za kierownicą uśmiechnął się  pobłażliwie i pokiwał ironicznie głową całą swoją postawą dają mu do zrozumienia, że Cody i tak zrobi co on będzie chciał.

- Mnie nie okłamiesz. - dodał z pewnym siebie uśmiechem wzruszając ramionami.
Cody odpowiedział mu tylko krótkim prychnięciem i wlepił swój obrażony wzrok przed siebie.

- Tak właściwie do gdzie jedziemy? - zapytał nie wytrzymując dłużej siedzenia w ciszy.

- Blake? - Cody popatrzył na skupionego na drodze przyjaciela.

- Noooooo... Przestaaaaań. Jestem twoim przyjacielem. - dodał gdy zauważył, że osoba siedzącą obok kompletnie go ignoruje.

- Sprawdzałem jak długo wytrzymasz bez kłapania dziobem.

- I jak werdykt? - zapytał już mniej zainteresowany Cody.

- Dokładnie trzy minuty i czterdzieści osiem sekund. - powiedział patrząc z miną znawcy na swój nowiusieńki zegarek, który znajdował się na jego nadgarstku.

- Właściwie to ustanowiłeś swój nowy rekord o jakieś 20 sekund, brawo. - chłopak podniósł ręce z kierownicy i zaczął klaskać kiwając głową z udawaną aprobatą.

-Blake zabijesz nas zaraz!!! - krzyknął przerażony Cody.

-Na co ja się zgodziłem... Pomocy! - chłopak w odpowiedzi położył ręce z powrotem na kierownicy w akompaniamęcie swojego głośnego śmiechu.

Niebo Bez AniołówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz