Musiałem być naprawdę zmęczony, jeżeli z trudem obudziło mnie dość mocne szturchanie Bartka. Nabrałem gwałtownie dużą ilość powietrza do płuc, próbując wrócić do świata żywych i pierwsze co zdążyłem zauważyć było to, że nasz samochód stoi w miejscu. Dopiero później do moich uszu dostał się głos szatyna, który próbował nawiązać ze mną jakikolwiek kontakt od kilkunastu minut.
- Słucham Cię. - powiedziałem, sam nie wiedząc co ten do mnie wcześniej powiedział. Poprawiłem się na fotelu, co było niezbyt miłym doświadczeniem, gdy od trzech godzin siedziało się w jednej, niezmiennej pozycji.
- Co chcesz do jedzenia? - zapytał wzdychając ciężko i przeniósł swoją prawą dłoń, którą próbował mnie obudzić, z mojego ramienia na szarą nogawkę dresów.
Przecierając oczy próbowałem zorientować się gdzie jesteśmy i co akurat robimy, a dosłownie chwilę później nie miałem już żadnych wątpliwości, gdy podnosząc wzrok moje oczy zostały brutalnie skrzywdzone przez rażące żółte światło.
- Obojętnie. - rzuciłem krótko nie będąc w stanie jeszcze logicznie myśleć. Bartek skrzywił się bardzo niezadowolony i wziął rękę z mojej nogi, przenosząc ją na kierownicę samochodu. Spoglądając przed siebie, ruszył samochodem kilka centymetrów do przodu.
- Pytam poważnie. - powiedział i zatrzymał się przy maszynie odbierającej zamówienia.
- Weź mi to samo co sobie. - odpowiedziałem szybko gdy nie było większego czasu na jakiekolwiek dłuższe myślenie.
W międzyczasie, gdy szatyn składał nasze obfite zamówienie, chwyciłem swój telefon do ręki z zamiarem sprawdzenia co się dzieje w tym jakże wielkim i popapranym świecie, lecz pierwsze co przykuło moją uwagę to kilka nieodebranych połączeń i dwa esemesy, które oczywiście były od mojej mamy. Nie miałem ochoty z nią rozmawiać, więc szybko odpisałem jej, że wszystko u nas w porządku i zająłem się scrolowaniem instagrama.
~~~~~~~~
- Ile jeszcze będziemy jechać? - zapytałem przerywając wstęgę ciszy, która trwała między nami od dłuższego czasu, na miejscu parkingowym przy restauracji. Siedziałem oparty plecami o drzwi samochodu i całą swoją uwagę skupiłem na chłopaku, który z wielkim apetytem brał gigantyczne gryzy swojego burgera.
- Niedługo będziemy na miejscu. - stwierdził nawet na mnie nie spoglądając.
Kilka sekund później zgniótł w swojej gigantycznej dłoni papierek i wrzucił go do ochronnego opakowania, leżącego obok skrzyni biegów. Szybko chwycił serwetkę i powycierał swoje usta, po czym również ją zgniótł i rzucił w to samo miejsce. Podążając wzrokiem za latającym kawałkiem papieru, zaśmiałem się lekko widząc stertę śmieci na środku auta. Chwilę później zamknąłem oczy czując zmęczenie. Było już dość późno, a ja jedyne o czym marzyłem to nic innego, jak tylko dojechać na miejsce i być spokojny o to, że już nic nie będzie w stanie zepsuć nam wspólnej przyszłości. Bartuś pozbierał śmieci do jednej papierowej torby i wyszedł z zamiarem wyrzucenia jej, a ja oddychałem ciężko wsłuchując się w głuchą ciszę tej nocy. Może i nawet ukradkiem zastanawiałem się co robi Łukasz; czy ma się dobrze i czy czasem też o mnie myśli? Pewnie nie i nawet nie czułem z tego powodu jakiegokolwiek rozczarowania. Wiem, że nie powinienem tego robić, ale czasem za nim tęsknię.
Z myśli wyrwał mnie dźwięk otwieranych drzwi i nagły powiew zimnego wiatru z zewnątrz, który dziwnie przyjemnie przeszył moje całe ciało, powodując gęsią skórkę. Spoglądałem jak mój chłopak wsiada na miejsce kierowcy i szybko zamyka drzwi, a później zapala samochód. Czując, że mu się przyglądam, odwrócił głowę w moją stronę i spojrzał niepewnie. Nic nie mówiąc, po prostu posłałem mu swój promienny uśmiech, co oczywiście odwzajemnił i już chwilę później mogliśmy ruszyć dalej.
CZYTASZ
Kochanie, to nie tak! || Plageuu
FanfictionUwaga drogi czytelniku! Zanim zaczniesz czytać tę jakże porywającą książkę, musisz wiedzieć, że czekają cię jeszcze dwie poprzednie części tej zwariowanej historii! Serdecznie zapraszam! 💕 ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~ Od tamtych pamiętliw...