[ 4 ]

130 17 56
                                    

- Baek!!

- Hej, Che--

Podniosłem delikatnie rękę z uśmiechem, zamierzając pomachać w stronę mojego-- dosyć szybko zbliżającego się w mym kierunku-- przyjaciela. Niestety, nie było mi to dane; brunet wskoczył na mnie i objął swoimi długimi rękoma, a ja jęknąłem cicho, zataczając się do tyłu.

- Ty pojebie kochany! - Chen wołał, szarpiąc mną niczym szmacianą lalką. - Jak ja cię uwielbiam, mordini! Jak tęskniłem i cierpiałem!

- Chen... Ludzie się na nas patrzą... - przypomniałem nerwowo, opierając się lewym pośladkiem o małą walizkę i spoglądając dookoła. Inni studenci mierzyli nas groźnym wzrokiem, zastanawiając się pewnie, kto w ogóle zgodził się wpuścić takie niepoważne dzieciaczki na teren kampusu. W pewnym sensie... Nawet się im nie dziwiłem.
Nie czułem się gotowy na studia, a było to tym bardziej żałosne, że przecież zacząłem je już jakiś czas temu... Powinienem być już przyzwyczajony do wiecznego gwaru i rywalizacji.

- Nie było już nawet z kim filmów oglądać! Moja mamuśka mnie nie rozumiała, mówiła, żebym nie robił z siebie drama queen... To znaczy, nie słowo w słowo, ale wyszło na to samo...  - Mój niepełnosprytny przyjaciel wytłumaczył z ogromnym uśmiechem na twarzy. - Stary... U Ciebie też się nieźle działo, eh? Park Chanyeol, no...

Syknąłem i zasłoniłem przeklęte usta Chena dłonią, nakazując mu zachować ciszę. Co za idiota... Przecież Chanyeol mógł właśnie przechodzić chodniczkiem w całej swej glorii i, ku mojemu pechowi, przypadkiem podsłuchać słówko czy dwa. Boże, chyba spaliłbym się ze wstydu, gdyby takie coś się wydarzyło...

- Jeśli naprawdę chcesz o nim słuchać, to się zamknij, błagam. - Westchnąłem, przewracając oczyma. - Chodźmy do naszego pokoju, to ci wszystko wy-- kurwa, ciebie już do reszty pojebało, czy co?!

Oderwałem obślinioną dłoń od ust Chena, krzywiąc się ze słusznym obrzydzeniem. Chłopak nie wydawał się być poruszony, ba- uśmiechał się z satysfakcją, a ja miałem ochotę dać mu w twarz.
Ale nie... Nie. Moja mamunia byłaby rozczarowana; przecież zawsze byłem w miarę spokojnym dzieciaczkiem, nawet w chwilach takich jak... ta. Nie wdawałem się w niepotrzebne bójki, trzymałem się raczej na uboczu; ewentualnie pstrykałem zdjęcie czy dwa, od tak, dla podtrzymania wspomnień całkiem niezłych,  szkolnych zdarzeń.

- Chodźmy. - Chen rzekł z uśmiechem, podczas gdy ja wpatrywałem się w swoją rękę. - Może nawet poniosę Ci walizkę, jak mnie ładnie poprosisz.

Pokręciłem głową.

- Jesteś nienormalny.

- Dziękuję.

Prychnąłem i zacząłem przepychać się przez ciemną masę prostych studentów, którzy walczyli o przetrwanie na tym przeklętym kampusie. Z kamienną twarzą poprowadziłem przyjaciela pod nasz pokój- tak, dzieliłem z nim jedno pomieszczenie i tak, owszem, bałem się zostawiać drzwi do łazienki otwarte podczas kąpieli. Już nieraz piszczałem na widok Chena jedynie w koszulce, który myślał, że jestem gdzieś na mieście z kumplami. Szczerze wątpiłem w prawdziwość jego słów, lecz cóż mogłem zrobić? W dwójkę wynajem wychodził taniej, a ja nie byłem na tyle bogaty ani nie miałem tak dzianych rodziców, by pozwolić sobie na błogie, samotne życie.

- Mam nadzieję, że masz klucze, bo ja swoich nie wziąłem z domu. - Brunet zanucił, a ja jęknąłem z niedowierzaniem.

- To jak zamierzasz dostawać się do pokoju, kiedy mnie w nim nie będzie, geniuszu?

- ...przez okno?

Zacisnąłem zęby.

- Ta, chyba wtedy, kiedy Cię z niego następnym razem wyrzucę. - Warknąłem, silnym ruchem otwierając skrzypiące drzwi.

- Jejku, Baek, słonko, co ci się stało? Parę dni spokoju i już ciebie nie poznaję. Gdzie moja słodka buba? Co tu robi ten wiecznie wkurwiony skurwysyn?

- Chen.

- Kici kici, skurwysynie. Chodź no.

Chen zachichotał, a ja machnąłem tylko na niego ręką i spojrzałem przez wcześniej wspomniane okno w dół, na przyszłych towarzyszy swojego cierpienia. Niektóre twarzy były mi nowe i byłem prawie pewien, że nigdy wcześniej ich nie widziałem. Włóczyły się ów biedne duszyczki po terenie kampusu, tak niewinne i zagubione; nieświadome bólu, który miał nadejść. Studia to wcale nie taka cudowna bajka, szczególnie, kiedy twoim celem jest zdać, a nie tylko bawić się na imprezach z dwoma drinkami na godzinę. Zamyśliłem się, jednak głos Chena szybko sprowadził mnie na ziemię.

- To co? Miałeś mi opowiedzieć o tym swoim Romeo.

- Nie ma o czym mówić. Pisaliśmy trochę, ale od wczoraj siedzi cicho. A był aktywny... - mruknąłem niechętnie, krzyżując ręce.

- Pewnie jest zajęty, nie martw się. Kto wie, może na tę sesję wyjechał gdzieś na Hawaje, a teraz męczy się bidulka w samolocie. Odpisze. - Brunet zapewniał z przekonaniem.

Muszę przyznać, że naprawdę zrobiło mi się przykro po mojej ostatnej wymianie wiadomości z Chanyeolem. Chłopak nie napisał przecież, że wróci i kontynuuje rozmowę- nie miałem się czego spodziewać... Co ja sobie w ogóle myślałem? To, że będzie jak w jakiś beznadziejnych fanfikach i Chanyeol zakocha się we mnie, a następnie odkryje moją prawdziwą tożsamość?
Cokolwiek nas czekało, nie był to  happy ending z dwójką dzieci, wspólnym domkiem i psiakiem.
Nie lubiłem dzieci.

Nagle, pewna znajoma twarzyczka mignęła mi przez sekundę tam, w dole. Wydałem z siebie dziwny dźwięk i poderwałem się do pionu, praktycznie wychylając przez okno- otworzyłem je drżącymi dłońmi i wgapiałem się w te miejsce, w osobę, która przechadzała się chodnikiem z modną torbą.

- Co jest?

- Chanyeol, Chen! Jest tutaj, widzę go!-

Głuchy odgłos wyrwał się z mego gardła, gdy Chen przepchnął mnie z drogi i wychylił się przez zakurzony parapet, prawie wypadając.

- O kurwa, niezłe ciacho!

- Zamknij mordę, idioto!

- Sam jesteś--

I wtem, Park Chanyeol uniósł głowę.

Umierałem.
Byłem tego niemal pewny.
Ta promieniejąca szczęściem twarzyczka sprawiła, że przez moment zapomniałem o wszystkich moich zmartwieniach-- to brzmi nieco cliché, czyż nie? Cóż... Nie obchodziło mnie to za bardzo.
Nasze spojrzenia zetknęły się, a ten niesamowity moment miał pozostać w mej pamięci przez długi czas (czyli do kolejnego spotkania z sąsiadami rodziców i chlania wódki).
Doznałem objawienia.
Katharsis.
Oczyszczenia.

A potem Chanyeol obrócił się do jakiejś dziewczyny po swojej lewej stronie, a moje serce rozbiło się na milion kawałeczków.
Dobra, czas dzwonić po rosyjską mafię ojca. Kim była ta laska i co robiła z tak przystojnym facetem? Na pewno miała jakieś niecne zamiary... Cholera. No i co teraz?

Przez chwilę ja i Chen staliśmy tak w ciszy.

- Baek...

- Tak?

- Wiesz, co trzeba zrobić?

- Nie, chyba nie.

- Zrealizować plan.

- Co...?

- Jeszcze pod koniec tego roku będziesz wił się niczym piskorz na pościeli Chanyeola. Obiecuję.

~*~

siemaneczko! to ja, wasz uparciuch. długo mnie nie było, wiem, ale w zamian-- oto długi rozdział. piszę go nieco podchmielony, więc wybaczcie za  głupie cytaty.

wasz kochany
_uparty_

answer me [ messages ] || chanbaekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz