11. Przypadkowe ułożenie gwiazd.

215 29 3
                                    

··················································································································

***

           Uniósł kieliszek w stronę Neville'a, który chętnie przyjął kolejną dawkę alkoholu. Potter nie pamiętał, kiedy ostatni raz zalewał swoje smutki w towarzystwie bruneta, ale musiał przyznać, że potrzebował tego. Sytuacja z Malfoy'em zwyczajnie go przerosła, a problemy w pracy tylko spotęgowały poziom jego stresu, dlatego uciekł do jedynego miejsca, w którym czuł się bezpiecznie. Hogwart stał się jego domem ponad piętnaście lat temu, to tam spotkał swych przyjaciół oraz odnalazł własną drogę. Co prawda Wybraniec zdawał sobie sprawę, że po jego ucieczce problemy nie znikną, jednakże próbował na moment powrócić do czasów młodości. Śmiech Ron'a kiedy to okularnik przegrywał w szachy wciąż wybrzmiewał w jego uszach. Nadal czuł porywisty wiatr na twarzy gdy uparcie szukał pośród chmur znicza i pamiętał zapach kremowego piwa podczas spotkań w Trzech Miotłach.

            Teraz z sentymentem spoglądał w stronę przyjaciela, trzymając w dłoni okrągły kieliszek. Muzyka, wypływająca z niewielkiego gramofonu, połączona ze stukotem deszczu, wydawała się koić zmęczenie mężczyzn, kiedy to ciche pukanie zakłóciło ich wieczór. Longbottom sprawnie odebrał od nieznanej mu sowy list. Widniejące na nim nazwisko Potter'a było niemalże oczywiste. Bez słowa oddał mu jego własność i powrócił do miękkości fotela. Pochyłe, idealne pismo wzbudziło w wnętrzu Wybrańca strach.

Panicznie boję się, że zaczniesz postrzegać mnie w taki sam sposób w jaki widzę własne oblicze, ponieważ moja głowa to wieczne więzienie. Nie potrafię uciec od poczucia nienawiści do swej istoty. Niegdyś doskonały Malfoy stał się cieniem własnego cienia.

Nikt nigdy nie opowiadał mi o gwiazdach, a mimo to szukam w nich ukojenia, ale nie wiem jak dostrzegać w nich piękno. Nie rozumiem jak ich przypadkowe ułożenie może zachwycać, skoro dostrzegam w nich jedynie smutek. Jesteśmy jak gwiazdy, Harry. Dzielą nas miliony kilometrów, nasze uczucie przypadkowo rozwinęło się i ulokowało pomiędzy światem magii a mugolskimi uliczkami. Mimo to smutek nie znika, ponieważ smutek to moje przeznaczenie. Wciąż jestem zagubionym chłopcem, który nosi na ręku krwawe blizny.

Gubię się, ponieważ ostatniego wieczoru znów nieświadomie doprowadziłem do twojej krzywdy. Znów pozwoliłem, aby mężczyzna posmakował mych ust. I jedyne o czym wtedy pomyślałem byłeś Ty.

— Po drugiej stronie kontynentu ktoś rozpaczliwie na mnie czeka. Chciałbym tej osobie ofiarować obrączkę i zostać do końca. Dlatego nikt nie powinien ingerować w moją miłość.

Nie wiem czy jutro te same gwiazdy rozbłysną na niebie, tak samo nie wiem czy i my mamy jeszcze szansę ukazać swe piękno, czy pozostał nam wyłącznie smutek.

Malfoy.

Niewyobrażalny ból zagnieździł się w sercu Potter'a.

***

          Odziany w kruczoczarną szatę sięgającą ziemi lustrował przedstawione mu dzieła. Swoim wyglądem zaczął przypominać ojca, który wiecznie chłodnym wzrokiem obserwował świat. Nie otrzymał odpowiedzi od Potter'a, dlatego zimowa aura, która powoli opuszczała już Rosję pozostała w Malfoy'u. Uwielbiał ciepło jego rąk, jednakże piękne promienie słońca ogrzewające świat oślepiały jego bladą twarz, stając się znienawidzonym elementem. Dlatego czerń ponownie zagościła w jego ubraniach, a uśmiech zszedł z jego warg w trybie natychmiastowym.

Idealną ciszę zakłócił rytm spokojnych kroków, które w połączeniu z chodem blondyna stanowiły zbyt wielki hałas. Poirytowane spojrzenie skierował w prawą stronę, gdzie spotkał ciemny typ karnacji oraz charakterystyczny ironiczny uśmieszek.

— Zabini — rzekł szeptem, a rówieśnik wystawił rękę w geście przywitania.

— Trochę minęło, Malfoy.

         Zatopił wargi w otchłani czarnej kawy, a błogość rozlała się po chłodnym wnętrzu właściciela kryształowych oczu. Pomimo rozkoszy i przymkniętych oczu czuł na sobie palący wzrok Ślizgona, dlatego niedługo po tym złączył wzrok z ciemnymi tęczówkami. Oboje zmienili się nie do poznania. Niegdyś niemalże łysą głowę wypełniły grafitowe loki, przystojna twarz nabrała męskich kształtów sprawiając wrażenie dojrzałej. Jednakże oczy pomimo upływu lat pozostały te same. Skrywające miliony tajemnic czekoladowe tęczówki z skupieniem wpatrywały się w stalowe ślepia byłego przyjaciela.

— Co cię tu sprowadza, Draco?

— Mógłbym zapytać o to samo.

Ich drogi rozeszły się zdecydowanie za szybko, aby pytać o połyskującą na serdecznym palcu czarnoskórego obrączkę lub mówić o podobieństwie Malfoy'a do własnego ojca.

— Spotkałeś mnie w miejscu mojej pracy — wytłumaczył wreszcie młodszy, kolejny raz upijając łyk pobudzającego napoju.

— Rozumiem.

Jeden pragnął ciszy, drugi starał się jej uniknąć.

— Krążące plotki są prawdą? — na słowa bruneta książę Slytherinu uniósł brew.

— Plotki?

— Potter nieszczęśliwie się zakochał?

Nie wiedział dlaczego to zdanie wzbudziło w jasnowłosym śmiech. Przesadzony, nasączony jadem rechot, który narodził się w Malfoy'u podczas młodzieńczych lat.

— Nic nie wiem na temat Potter'a.

Nie kłamał. Nie otrzymał od niego wiadomości od ponad sześciu tygodni, choć właściciel księżycowych oczu co noc spoglądał w krajobraz nieba, który jasno połyskiwał gwiazdami.

***

··················································································································

To chyba najlepszy jak dotąd rozdział. 

czarna poetka. 

II. Chłopiec z bliznami  | Draco Malfoy/Harry PotterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz