O/A: Nie jestem jeszcze wprawiona w pisaniu tych "poważniejszych" sytuacji, więc to może trochę dziwnie wyglądać na początku? Ale trening czyni mistrza, trzymajcie kciuki i piszcie, co sądzicie, o tej wersji "Prize"!
Nie byłaś typem ofiary. Na pewno nie. Absolutnie nie. Zdecydowanie nie. Pozytywnie nie. Negatywnie też nie. Kto tak twierdził?
No, oprócz Rascala, nikt.
~~~
- Jeszcze raz tak zrobisz, dostanie ci się, zobaczysz - poczułaś znajomy oddech na szyi i zacisnęłaś oczy, odwracając głowę. Nie mogłaś się poddać! Nie mogłaś! - Masz mnie słuchać albo wiesz, co się stanie, zrozumiano, malutka? - zacisnęłaś jedynie pięści, miałaś wrażenie, że gdybyś odważyła się odezwać, Twój głos nie brzmiałby tak, jakbyś chciała. Natomiast niski, nieco ochrypły (od ciągłego wrzeszczenia na Rasuto) głos Rascala okazał się mieć jeszcze gorszy efekt, kiedy ten zamruczał w zadowoleniu tuż nad Twoim uchem. Przeszedł Cię tak silny dreszcz, że na ułamek sekundy straciłaś czucie w całym ciele. - No, wystarczy - mężczyzna odpuścił. Uniósł Twoje dłonie (które jeszcze chwilę temu były uwięzione w jego silnym uścisku, przygniecione do ściany nad Twoją głową) do ust i złożył na nich pocałunek. Nie zapomniał o tym, żeby cały czas wpatrywać się w Ciebie z najbardziej prowokującym wyrazem twarzy, jaki kiedykolwiek u niego widziałaś. Wzięłaś głęboki oddech i westchnęłaś, starając się, żeby Rascal nie usłyszał. - Chodź, kolacja na stole za trzy minuty. Dla własnego dobra, lepiej umyj łapska - uszczypliwy jak zwykle Rascal wypchnął Cię z kuchni bez wahania. Twoje serce waliło bez opamiętania, ale starałaś się niczego po sobie nie pokazywać. Przywitałaś się z Rasuto i Prize (a przynajmniej tak kazano Ci ją nazywać, w końcu nie zdradziła Ci prawdziwego imienia) i poszłaś do łazienki. Półłazienki. Ćwierćłazienki. Cokolwiek to było. Cały ten dom i tak wyglądał jak na pół pensji z Walmarta albo innej Biedronki. - Młoda! Jak nie będziesz przy stole w trymiga, to łazisz na głodniaka do weekendu! - Wytarłaś w pośpiechu ręce i wpadłaś do salonu, Rascal już nakładał.
- Jak to były trzy minuty, to ja jestem królową Anglii - w odpowiedzi na Twoją niezadowoloną minę Rascal odstawił garnek na stół i odsunął krzesło z uśmieszkiem na ustach.
- Wasza Królewska Mość - wywinął dramatycznie ręką kilka dziwnych figur w powietrzu, po czym skłonił się kpiąco. Rasuto, próbujący w spokoju pić piwo, na sam widok nie mógł powstrzymać śmiechu i wylał przynajmniej łyk alkoholu na stół. Wciąż się krzsztusił, kiedy Rascal zaczął narzekać i krzyczeć, że teraz będzie plama na obrusie. O ile można było to obrusem nazwać...
Prize wierciła się na swoim miejscu, zdenerwowana głośnym zachowaniem Twojego idiotycznego "opiekuna". Położyłaś dłoń na jej ramieniu.
- Rascal - Twój ton spoważniał, nie mogłaś już sobie pozwalać na wygłupy. Mężczyzna odwrócił się do Was i westchnął.
- Dobra, dobra, mamuśka, robisz się gorsza od tego drania - wskazał kciukiem na siedzącego za nim Tigera, który mógł jedynie parsknąć w odpowiedzi:
- Powiedział, co wiedział.
- Słucham?
- Bardzo smaczne.
- No, ja myślę - Rascal przewrócił oczami, Ty też nie mogłaś się powstrzymać. Usiedliście wszyscy do obiadu, rozmawiając od czasu do czasu, uważając, żeby nie mówić z pełnymi ustami - dla Rascala to nigdy dobrze nie wróżyło.
Pomogłaś w zmywaniu naczyń. Prize została wysłana do łóżka, Rasuto nie został nawet wpuszczony do kuchni (podobno ostatnio skończyło się to wybuchem mikrofali). Odłożyłaś trzecią i ostatnią szklankę - Tiger miał zwyczaj picia tylko z puszki. Z kolei Rascal zawsze wlewał piwo do szklanki - uważał, że picie prosto z puszki był proszeniem się o katastrofę. Nie sądziłaś, że mogłabyś zliczyć, ile sposobów na czyszczenie różnych powierzchni Cię nauczył. Najbardziej załamujące było jednak to, że często znajdywałaś się w sytuacjach, w których faktycznie musiałaś ich użyć. Ostatni talerz trafił na suszarkę. Zatopiona w myślach, zaczęłaś wpatrywać się nieobecnym wzrokiem w strumień wody. Dopiero Rascal wyłączył kran, przywracając Cię do rzeczywistości.
- Nie marnuj wody, mamy ciężkie rachunki do spłacenia - spojrzałaś na niego ukradkiem, chociaż wiedziałaś, że pewnie to zauważył. Miał poważny, skupiony wyraz twarzy, jakby czyszczenie kuchennego blatu było najważniejszym z istniejących obowiązków. Uśmiechnęłaś się, coś nagle zmusiło Cię do chichotu. - Z czego rżysz? - surowy ton przerwał Twoje zamyślenie.
- Z niczego - wzruszyłaś ramionami, udając obojętną minę. Rascal nie dał za wygraną, ale kontynuował równie spokojnym tonem.
- To do ciebie niepodobne - usłyszałaś ten mały uśmiech w jego głosie. Chociaż myśląc o tym, jak doszliście do dnia dzisiejszego, nie było Ci za bardzo do śmiechu.
- Do ciebie też nie - spróbowałaś zmienić temat, żeby nie dać mu kolejnych wymówek do znęcania się nad Tobą. "Rozmowa", jaką odbyliście jeszcze przed obiadem była tego przykładem. Odwróciłaś wzrok, wykrzywiają się lekko na samą myśl. Dlaczego akurat teraz musiałaś sobie przypomnieć o czymś tak żenującym?
- Może i masz rację - spojrzałaś na niego z lekkim niedowierzaniem. Odpuścił? - Ale nie łudź się, że te twoje wybryki ci ujdą na sucho. Jeden odpysk więcej i nawet ja bym go nie powstrzymał od odstrzelenia ci uszu albo palców - czyli nie odpuścił. Zanotowane.
Minęło parę sekund ciszy. Chciał, żeby reprymenda zadziałała, zanim mógł powiedzieć:
- Dzisiaj masz taryfę ulgową.
- Czemu zawdzięczam tę łaskę? - dopytałaś, wycierając ostatnie krople wody, jakie umknęły Twojej uwadze, i odkładając ścierkę na miejsce. Tym razem Rascal nawet się nie uśmiechnął.
- Bo tak postanowiłem - sprawdziłaś jego minę. Dobrze wiedziałaś, że gdy tylko zaczynała być zbyt surowa, powinnaś wiać. Ale nie zauważyłaś nic niepokojącego.
- Tak jest - uległaś i skłoniłaś głowę, chcąc dać mu znać, że rozumiałaś swój błąd. Westchnął głęboko, jakby właśnie spadł mu z serca jakiś wielki ciężar. Wyciągnęłaś do niego dłoń. Zwykle zignorowałby taki gest, albo nawet by go wyśmiał, szczególnie przy pozostałych lokatorach. Jednak teraz, w zaciszu kuchni, bez ciekawskiego nosa Rasuto w pobliżu, Rascal zerknął na Ciebie szybko, po czym spuścił wzrok i chwycił Twoją rękę. Zostaliście tak przez minutę lub dwie - nigdy nie zważałaś na czas w takich momentach. Nie patrzyliście na siebie, nie powiedzieliście ani słowa. Po prostu byliście. Sami, razem, obok siebie, ze sobą.
- Następnym razem nie będę taki wyrozumiały - przerwał ciszę, po czym puścił Cię i odwrócił się do Ciebie plecami. Uśmiechnęłaś się, nawet wydałaś z siebie zduszony śmiech.
- Wiem - zbliżyłaś się do niego, a gdy miałaś pewność, że nie zaoponuje, objęłaś go lekko. Schowałaś twarz w jego bluzie. Jego zapach był Ci już znajomy - mocny, ale nie za ostry. Jeszcze parę miesięcy temu to wszystko byłoby dla Ciebie nie do pomyślenia. To, co "miałaś" z Rascalem, było skomplikowane, jakby kilkuwarstwowe, nie do wytłumaczenia. Byłaś świadoma, że w środowisku w jakim żyliście - i Wy, i Rasuto - nic nie miało szans na prostotę czy wygodę. Ale pogodziłaś się z tym. Tak jak musiałaś się pogodzić z faktem, że po jakimś czasie "należenia" do Rascala zaczęłaś czuć się w tej roli komfortowo.
Ale, tak jak już wspomniałam, nie byłaś typem ofiary. Zdecydowanie nie. No, może trochę. Albo bardzo. Tylko że co z tego, jeśli jedyną osobą, która o tym wiedziała, był ten, którego ofiarą zostałaś? Co z tego, jeśli nie miałaś z tym żadnego problemu? No właśnie, nic. I to zapewniło Ci ten komfort. Tę pewność, że wszystko będzie w porządku. Nieważne, co mogło stać się jutro, czy pojutrze. Jeśli "dzisiaj" miało być Twoim ostatnim dniem na tym świecie, wolałaś spędzić je w słodkiej ignorancji. Byle z nim.
CZYTASZ
KattLett One-shoty i Scenariusze
FanfictionPiszę krótkie opowiadania (dla konkretnych postaci) lub scenki (dla wszystkich postaci z jednego komiksu/light novel) z udziałem Czytelniczki (na życzenie mogę napisać z Czytelnikiem). Będę pisać na podstawie twórczości KattLett: - Exitus Letalis ...