Ω5- Anioł

8.4K 316 45
                                    

Siedział z nią już kolejną godzinę, nie czuł się zmęczony pomimo, że wcześniej padał z nóg. Siedział na ciemnym fotelu na przeciw dziewczyny, zasłaniając usta. Był niezwykle zmieszany, nie wiedział co robić i jak ją do siebie przekonać. Czuł się nie cholernie niepewnie przebywać w jej otoczeniu.
W jego głowie odbijały się słowa ojca, które powiedział mu je jeszcze gdy był małym diabełkiem.

,,Jesteś potworem synu, nie potrafisz kochać i nikt nie będzie w stanie pokochać ciebie. My nie wiemy co to miłość, pamiętaj..."

Nie wiedział co to miłość, to prawda, dlatego nie używał tego słowa. Nie do końca znał jej definicję, zresztą tylko ludzie wierzą w miłość. Wyobrażają sobie coś, co nigdy się nie stanie.

Książe na białym koniu? Bujda.

Idealna dziewczyna, bez skazy? Jeszcze większa bujda.

Nie odrywał od niej wzroku, był w niej pochłonięty i nie mógł oderwać od niej swoich ciemnych, bezlitosnych oczu. Dziewczyna niespokojnie się poruszyła i ściągnęła piąstki zaciskając w nich kołdrę. Nogi zaczęły niespokojnie wierzgać.
Blake zerwał się na równe nogi podchodząc do łóżka Angel. Jej mina była przerażona tak jak by tłumiła w sobie krzyk strachu.

Usiadł na krańcu łoża i przyłożył dużą dłoń do jej bladego czoła. Chciał wkraść się do jej umysłu i zobaczyć czego się tak lęka. 

Stał w ciemnym, kamienistym korytarzu zalanym krwią. Jedna pochodnia ledwo oświetlała długi, dziesięciometrowy korytarz, na którym końcu leżało ciało, a nad nim człowiek. Wycierał zakrwawione dłonie o koszulkę i dygotał z nerwów. Chłopak podszedł bliżej. Już w oddali widział bladą twarz i ciemne włosy Angel. Była we krwi. Swojej krwi. Patrzyła na niego z pustką. Nie żyła. A nad nią stał on sam. Jego imitacja. Nie był nim, ale miał jego ciało, oczy i twarz. Zaciskał zęby i patrzył z satysfakcją na martwą brunetkę. Chłopak chciał się rzucić sam na siebie, co by było dość dziwne. Ale tylko tak potrafił reagować. Siłą. Bólem kogoś innego. Cierpieniem...

I w tym momencie sen gwałtownie się skończył. Angel jak poparzona podniosła się do pionu. Strąciła tym samym jego rękę z jej czoła, a on nie do końca już spokojny patrzył jak przez mgłę, na siedzącą brunetkę z nierównym oddechem.

— Co ty tu robisz?! Odejdź! — z ciemnej przestrzeni wyrwał go przerażony głos dziewczyny. Nie chciał żeby się go bała, ale nie wiedział jak to zmienić.

— Przecież nic ci nie zrobię.— spojrzał na nią i jej pozostałości po zaschniętych łzach.

— Już zrobiłeś! — wykrzyczała wprost w jego twarz. Jej celem było to, aby poczuł to samo co ona. Strach, rozpacz, nienawiść.

— Porwałeś i skrzywdziłeś! Kiedy zrozumiesz, że nie chcę tu być!? Nienawidzę Cię, Ciebie i tego miejsca! — pchnęła go w klatkę piersiową z siłą przechodzącą przez wściekłość, przez co prawie spadł z krańca łóżka.

Zalała go złość. Przecież nikt nie mówił, że będzie aż tak ciężko. W jego mniemaniu wszystko miało pójść z górki, bezproblemowo. Ale przeoczył coś ważnego. Przecież nie można zakochać się od tak. Właśnie. Zakochać. To paskudne słowo, które tak na prawdę nie miało sensu.

— Teraz to ty posłuchaj. — warknął.— Mówiłem ci, że tu zostaniesz i nic z tym nie zrobisz. Chciałem dobrze cię traktować, tak jak przystało na dżentelmena....

Brunetka prychnęła. On i bycie dżentelmenem? Dżentelmeni nie porywają kobiet.

— ...ale chciałaś uciec. Czeka cię kara kochanie. — przysunął się blisko niej i dotknął wargami jej nosa, całkowicie ją dezorientując.

The Devil's Son - The DarkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz