Co teraz będzie?

411 18 4
                                    

Jak większość nastolatków wyobraża sobie swoje najmłodsze lata życia? Najczęściej idealnie. Szkoła średnia, prawo jazdy, imprezy, alkohol i inne używki. Wolność i dojrzałość, a jednocześnie młodość, brak zobowiązań i pełna sprawność. Ja również wyobrażałem sobie tak moje życie do około dwudziestki. Zbierałem na samochód, rozpatrywałem ciekawe studia i raz na jakiś czas poszedłem na imprezę, ale to zdarzało się rzadko bo byłem raczej w przeciętnej grupie osób naszej szkoły.

Nie byłem w żadnej elicie, ale nie należałem też do tych wyrzutków, którzy samotnie siedzą w kącie. Byłem akceptowany i lubiany, ale nie ubóstwiany. Większość ludzi witała się ze mną na szkolnym korytarzu, ktoś zapytał się o lekcje czy o sprawdziany w obecnym tygodniu, a ja mogłem liczyć na odzew w podobnych sytuacjach. Była tylko jedna dziewczyna, którą miałem za przyjaciółkę, ale nie wiem za kogo ona miała mnie. Bo ja też nie byłem tego do końca pewien. Rachel zawsze była piękna i dobra, uwielbiałem jej poczucie humoru oraz to, że jako jedyna zauważała we mnie coś więcej niż zwykły szkolny tłum. Przychodziła porozmawiać, pytała się czy jest w porządku zawsze, kiedy tego potrzebowałem. Dawałem jej to samo.

Myślałem, że nic nie może się zmienić, że pozycja w szkolnej hierarchi jest ustalona od przekroczenia jej progu, ewentualnie może się tylko zmienić delikatnie, ale nigdy nie przewidziałbym, że z dnia na dzień jest w stanie zmienić się drametialnie.

Wakacje dwa lata temu. Druga połowa sierpnia, podczas której zaplanowaliśmy z rodzicami wyjazd do Chorwacji, czyli mojego ulubionego miejsca na świecie. Jeździliśmy tam co dwa lata, a ja za każdym razem patrzyłem na to turkusowe morze z takim samym blaskiem w oczach.

Jednak te dwa lata temu dopiero dojrzałem odpowiednio na skok z wysokiej skarpy o czym od dawna marzyłem, ale nie czułem się gotowy na zmierzenie się z trzydziestometrowym skokiem do wody, gdy miałem zaledwie piętnaście lub jeszcze mniej lat. Teraz, gdy miałem dumne siedemnaście odczułem, że chcę tego spróbować.

Stanąłem na krawędzi skały i oddałem się powietrzu. Czułem wiatr we włosach i żołądek podchodzący do gardła w pozytywnym znaczeniu. Czekałem tylko, aż z impetem wtoczę się pod taflę rześkiej wody, po czym wynurzę się na jej powietrze z uśmiechem na twarzy. Jednak gdy tylko poczułem wodę, dosłownie maleńką chwilę po tym poczułem twardość, odgłos łamanych kości, najmocniejszy jaki kiedykolwiek odczułem ból kręgosłupa, a obraz przed oczami zaczął się mglić, aż w końcu zamienił się w jedną, wielką czerń.

Czułem tylko, jak woda zaczyna napierać na moje płuca, a ból kręgosłupa odejmuje sił do walki z dławiącymi się wodą organami wewnętrznymi. Potem film się urwał.

Obudziłem się na szpitalnym łóżku, czując, że jestem podpięty do mnóstwa żyłek, rurek i kroplówek, a po delikatnym uchyleniu powiek zobaczyłem zapłakanych rodziców i lekarza, który rozmawiał z nimi po angielsku. Szum w mojej głowie i ból katujący całe ciało utrudniał rozpoznanie dobiegających mnie słów, jednak po kilku chwilach kiedy wreszcie się ocknąłem, usłyszałem parę słów, z których wnioskowałem, że miałem szczęście, bo mogłem nie zostać wyciągnięty na brzeg i utonąć, bo mogłem skoczyć na główkę, co jest poprawniejsze ale w tym wypadku zagwarantowało by mi pewną śmierć, bo mogłem mieć uraz kończyn dolnych i górnych, a straciłem czucie tylko w kończynach dolnych.

Moment, straciłem czucie w nogach?

Próbowałem faktycznie nimi poruszyć, jakkolwiek, jednak nie byłem w stanie. Nie miałem nad nimi władzy. Mimo mojego osłabionego ciała wykonałem delikatny, choć i tak bolesny ruch i ucisnąłem udo.

Nic nie czułem.

Zatem, co teraz będzie?

Niepokój we mnie narastał i przerastał nawet rwący ból kręgosłupa. Rodzice skończyli rozmawiać z lekarzem i podeszli do mnie. Tata wytrwonił z siebie tylko ciche i głuche Przykro mi, mama zaś rzuciła się na moje ramiona zapłakana. Już wiedziałem, że nie będzie dobrze.

Leżałem w szpitalu jeszcze kilka dni, po czym lekarz dał moim rodzicom wypis i tata powiedział, że wracamy do domu. Spakowali moje rzeczy, a potem, zaczęło się najgorsze. Pamiętam jakby to wszystko zdarzyło się dziś, jak moja mama usiadła na brzegu łóżka, złapała moje dłonie i ze spuszczoną głową, zalanymi polikami oraz oczami pełnymi łez i współczucia powiedziała

Będziemy Cię wspierać zawsze i we wszystkim, skarbie. Przeniesiesz się na wózek sam, czy Ci pomóc?

Uznałem, że przeniosę się sam, że muszę już teraz uczyć się nowego życia. Tak ciężkie było to, że nóg nie mogłem nawet wychylić za brzeg łóżka sam, musiałem to zrobić rękoma. Moja mama próbowała pomóc mi delikatnie i dyskretnie, żebym się nie zorientował, jednak czułem to i odtrącałem jej pomoc. Trudziłem się, a przez dochodzącą dopiero świadomość, że tak, a nawet gorzej będzie wyglądała moja codzienność, cisnąłem pod powiekami dziesiątki łez.

W końcu podpierając się na ramionach przetoczyłem się na wózek i wygodnie w nim usiadłem. Już byłem wykończony i nie miałem najmniejszych sił do pojechania na wózku o własnych siłach, więc poprosiłem rodziców, aby poprowadzili mój wózek do wyjścia ze szpitala. Szli za mną, więc miałem możliwość swobodnego wypuszczenia łez spod swoich powiek, ale szybko je otarłem. Nie chciałem, aby ktoś widział moją wrażliwość. Nie lubiłem pokazywać jej przed ludźmi, chociaż często ją odczuwałem.

W końcu udało się dostosować chociaż chwilowo samochód tak, abym mógł się w nim zmieścić i bezpiecznie przypiąć pasami. Gdy podjechaliśmy pod budynek hotelu, w którym spędziliśmy ostatnie kilka dni, zresztą ostatnie dni w których byłem sprawny, nie wysiadałem już z auta, tylko czekałem, aż rodzice spakują bagaże i przedwcześnie nas wymeldują.
Wsiedli i ruszyliśmy w drogę.

Ale najgorszą drogę w moim życiu.

W samochodzie panowała głucha i kompletna cisza, widziałem tylko skruszoną minę taty i mamę, która co jakiś czas uroniła kilka łez oraz pytającą się co około godzinę

Jak się czujesz?

Na co zupełnie nie wiedziałem jak odpowiedzieć. Bo czułem się koszmarnie, czułem się kompletnie inaczej psychicznie a fizycznie, a jedyne na co miałem ochotę to krzyk i płacz. Ale nie chcąc ranić matki zawsze odpowiadałem

Jest okej.

Nie robiliśmy żadnych postojów, chcieliśmy jak najszybciej wrócić do domu i z powrotem wdrożyć się w naturalny tok życia, mimo że wszyscy wiedzieliśmy, jak beznadziejny i nienaturalny on będzie.

Gdy wysiedliśmy przed domem poczułem największy do tej pory lęk. Wiedziałem, że stąd będę jutro ruszał do szkoły, w której nic już nie będzie takie samo. Wiedziałem, że muszę się tu poruszać po pomieszczeniach, czyli muszę nauczyć się sam operować wózkiem. Nie wyobrażałem sobie w jaki sposób mogę choćby skorzystać z toalety czy wejść na łóżko. Przyszłość nie była możliwa do wyobrażenia sobie jej.

Gdy w końcu uporałem się z resztą dnia, z rozpakowaniem bagaży, wykąpaniem się i wspięciem się na łóżko, rzuciłem się w histeryczny płacz. Już dziś byłem wykończony. Już dziś moja psychika miała dość. Już dziś cały ja miałem dość. A perspektywa pojawienia się za kilka godzin w szkole oraz tego, że tak będzie wyglądał każdy mój następny dzień przez jakieś kolejne siedemdziesiąt lat była zdecydowanie zbyt przytłaczająca. Nawet nie wiedziałem czego się spodziewać. W końcu pogrążyłem się w głębokim śnie, jednak dalej z tyłu głowy miałem

Po co ci było skakać z tego pierdolonego klifu...

Angel✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz