Rozdział 4

14 2 0
                                    

Pov. Rose
Poszliśmy do domu, po drodze odprowadzając Sus i Luka.
- A może to był zły pomysł. Może to zwierze uciekło albo nic by nam nie zrobiło. Przecież nigdy nie było mowy o tygrysach w tutejszych lasach. Co prawda przestraszyłam się, ale on też by się bał. Może pójdziemy zobaczyć teren czy jest czysto i w ogóle, żeby wieczorem było bezpiecznie.
- Czy ja wiem.. To nie jest chyba dobry pomysł - powiedział mój brat, ale nie chciałam dać za wygraną.
- Evan, ja chce tam iść i przypominam ci że jestem starsza, więc albo idziesz ze mną albo wracasz sam do domu i tu się rozdzielamy. - powiedziałam stanowczo.
- Ja idę do domu i ty lepiej też chodź, mama będzie się martwić
- Najpierw muszę tam pójść. Na razie. - powiedziałam i odeszłam. Nie wiem czemu zdenerwowało mnie to. Kiedy dotarłam do lasu usłyszałam szelest za plecami. - Ktoś tam jest? - Bałam się, ale jednocześnie nadal byłam bardzo zdenerwowana. Odpowiedziała mi cisza. Kiedy odgłosy pojawiły się ponownie postanowiłam przyspieszyć kroku. W pewnym momencie zaczęło mnie boleć ciało i to całe. Ból przeszył moje plecy i kończyny. Kiedy te tortury się skończyły zauważyłam, że drzewa i krzaki stały się większe ode mnie. Zaczęłam się sobie przyglądać, dojrzałam białe łapy oraz ogon. Nie wiem co się ze mną dzieje i się tego boję. Moja budowa przypominała mi wilka białego, ale nie miałam pewności. Chciałam poszukać Evana, ale zdałam sobie sprawę, że by się mnie przestraszył. Poszłam nad rzeczkę, postanowiłam tam się położyć i przeczekać "przemianę".
Pov. Evan
Wróciłem do domu, zastałem tam mamę siedzącą i upitą z jakimś facetem. Byli do siebie przyklejeni. Kiedy mnie zobaczyli odskoczyli od siebie. Nie wytrzymałem, wybiegłem zdenerwowany z domu, za sobą słyszałem tylko wołanie mamy i głos tego fagasa, który kazał jej wejść do domu. Pobiegłem w stronę lasu. Ledwo wbiegłem do lasu i wydarłem się na cały las, ale zamiast krzyku było słychać ryk, a kiedy otworzyłem oczy zdałem sobie sprawę, że się zmieniłem. Nic mi się nie chciało, miałem tylko ochotę się położyć, ale na pewno nie tak blisko ludzi, więc postanowiłem pójść nad rzekę, ponieważ myślałem, że Rose jest na wzgórzu. Jako, że byłem zmęczony to szedłem bardzo wolno...
Pov. Rose
Poczułam na ciele mrowienie, a chwile po tym usłyszałam potężny ryk. Nadal byłam pod postacią wilka. Ze strachem podniosłam głowę i się rozejrzałam. Nic nie było widać, ale poczułam znajomy zapach. Pomyślałam, że mógł to być mój braciak, którego zaraz może zaatakować tygrys, więc poszłam za zapachem. Szłam ok. 5 minut z nosem zwróconym ku ziemi, dopóki na swej drodze nie zauważyłam tego znanego mi tygrysa. To on pachniał znajomo, patrzeliśmy się na siebie kilka chwil, aż nie usłyszeliśmy za sobą biegu i powarkiwań. Bałam się, ale nie wiem czego bardziej czy tygrysa czy watahy. Pomimo tego, że bałam się tygrysa to byłam zmuszona, aby odwrócić się do niego tyłem. Przede mną wyłonił się czarny wilk trochę wyższy ode mnie, a za nim kolejne. Zaczęłam warczeć niemiłosiernie i starałam się nie pokazywać strachu, który mi towarzyszył. Do moich uszu dobiegł czyjś głos co mnie wystraszyło.
- No pięknie mamy nową wilczyce na naszym terytorium i do tego tygrysa. Brać ich! - wtedy wataha zaczęła iść w naszą stronę. Ze strachu coś mi mówiło, abym zawyła i to zrobiłam, ale musiałam ponowić próbę jako, iż jestem pod postacią wilka kilka chwil. Za trzecim razem udało mi się, ale musiałam zamknąć oczy. Usłyszałam moje wycie i brzmiało nie nagannie, a wraz z tym skowyt innych wilków. Kiedy otworzyłam oczy zobaczyłam, że wataha leży na ziemi dwa metry ode mnie, a tygrys siedział obok i przypatrywał mi się z ciekawością. Poczułam się dziwnie, więc uciekłam. Nie słyszałam za sobą kroków, a więc zamknęłam oczy i odetchnęłam z ulgą, po czym poczułam przemianę. Byłam znowu człowiekiem i siedziałam na trawie w pobliżu wzgórza. Zaczęłam układać w głowie obrazy z potyczki z watahą oraz spotkania z tygrysem. Nawet nie usłyszałam jak ktoś się do mnie zbliżał, dopiero po chwili wyczułam czyjś znajomy zapach, lecz trochę inny od zapachu tygrysa i myśląc, iż jest to tygrys wstałam tak szybko, że aż mi się w głowie zakręciło i odwróciłam się. Jednak moim oczom ukazali się Luk i Sus. Ale nie było z nimi Evana. Postanowiliśmy poczekać chwilę na jego przyjście, czego nie pożałowaliśmy, ponieważ mój kochany braciszek przyszedł 3 minuty po nich.
- Co tak długo? - zapytałam podejrzliwie, ponieważ jak on przyszedł poczułam ten sam zapach co przy tygrysie.
- Przepraszam, ale zamyśliłem się po drodze i poszedłem nie w tę stronę co trzeba. - Nie mogłam w to wierzyć, przecież Evan nigdy nie tracił orientacji w terenie, nawet jeśli intensywnie się nad czymś zastanawiał, ale stwierdziłam, że skoro kłamię to nie chce abyśmy ciągnęli ten temat, a więc skinęłam głową i zapytałam.
- To jak? Mamy wszystko?
- Chyba tak - powiedziała Su rozglądając się.
- Jest 23.10, więc za 20 minut zaczyna się moment, w którym księżyc zmienia swój naturalny kolor na czerwony - Luk się odezwał i uśmiechnął. Byliśmy zadowoleni, że to już zaraz ten czas. Najbardziej przerażała mnie myśl, że ponownie mogę spotkać wilczą watahę, ponieważ zostawiłam ich żywych aczkolwiek obolałych. Nie wiem jak szybko się zregenerują, ale wolę być w gotowości. Strach pożerał mnie od środka.
- Jeszcze 50 sekund - Su zaczęła.
- 40 ! - krzyknął podekscytowany Luk.
- 30 ! - krzyknęłam równie podekscytowana, co przestraszona i zestresowana.
- 20 ! - powiedział Evan jakby był myślami gdzie indziej.
- 10 ! - zaczęłam.
- 9 ! - ciągnęliśmy dalej.
- 8 ! - boję się.
- 7 ! - a co jeśli ktoś ucierpi?
- 6 ! - jeśli wataha nas znajdzie to będę musiała się jakoś przemienić..
- 5 ! - a jeśli ten księżyc mnie przemieni?
- 4 ! - chciałam płakać, krzyczeć, przytulić kogoś.
- 3 ! - wszystkie emocje pchały mi się do gardła, ale nie mogłam ich wypuścić na wolność
- 2 ! - a może wtedy w lesie z tym białym tygrysem Evan był nieopodal?
- 1 ! - może mnie widział jak się przemieniałam, albo co gorsza mógł mnie śledzić.
- 0 ! - krzyknęliśmy w końcu uradowani, wpatrywaliśmy się w księżyc, który zmieniał barwę z jasnej szarości na krwistą czerwień. Kiedy księżyc przybrał swoją końcową barwę stało się coś czego byśmy się nie spodziewali.. Serce zaczęło mi nawalać jak szalone.

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
Ahh.. kochani bardzo mi przykro, że w tym momencie "muszę" skończyć dzisiejszy rozdział, ale chce was trochę przytrzymać w niepewności. Przepraszam, że tak długo nie było rozdziałów, ale zbytnio teraz czasu nie mam przez szkołę, dodatkowe zajęcia i różnego rodzaju wyjazdy. Mam nadzieje, że ten rozdział był wart waszego czekania. Do zobaczenia ! 💕

Beauty beastsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz