#3"Berlin"

69 4 0
                                    

Marek

Obudziłem się dosyć wcześnie rano, przez co nie byłem wyspany.

Łukasz był już na dole, podejrzewam, że robił sobie kawę i dla nas śniadanie.

Ociążale podniosłem się do pozycji siedzącej.

Wiedząc, że będę miał rano z tym problem, spakowałem się dwa dni przed wyjazdem.
Nie jedziemy do Berlina.
To tylko nazwa naszego tajnego miejsca.

Łukasz nadal o tym nie wiedział, on w ogóle myślał, że to prawdziwy Berlin.
Dowie się gdy każe mu jechać za samochodem Błażeja.

Tak na marginesie Błażej ma dwadzieścia lat.
Z nami jedzie tylko Hubert.
Nie chce by chłopacy palneli coś głupiego, czego potem będę żałował.

Ubrałem coś normalnego, zaraz po tym udałem się do dorosłego.

- Za godzinę jedziemy - poinformowałem siadając do stołu.

- Wbiłbyś mi w nawigację? - odwrócił się przodem do mnie.

- Pojedziesz za moim kumplem - odparłem.

Konsumując moje śniadanko, zastanawiałem się nad sensem udawania.

W salonie rozległ się dźwięk dzwonka z telefonu.

- Siema.[...] Podjedziemy po ciebie... No narka - wbił na kuchnię.

Wstałem od stołu, żeby znieść walizki.
Nie będę go aż tak wykorzystywał.
Za coś mu i tak płacę.

Wziąłem do obydwóch rąk walizki.
Gdy miałem z nimi schodzić na sam dół, potknąłem się o własne nogi.
Gdyby nie Łukasz, leżałabym już na ziemii i zbierał zęby.

- Marek! Mogło ci się coś stać! Czemu mnie nie zawołałeś? - zapytał gdy już wstałem.

Nie odpowiedziałem mu na to pytanie, choć w głębi duszy mówiło mi coś, że jestem pizda, a nie chłopak.

Zszedłem do piwnicy aby nie patrzeć na jego mordę.

Wkurwiłem się.
Jak to musiało wyglądać?

Nawet normalnie walizek znieść nie umiem.

Zsunąłem się po ścianie w dół.
Siedziałem tak chyba z dziesięć dobrych minut.
Wstyd było mi pokazać się na oczy Łukaszowi.

Pobiegłem schodami w górę, wzrok miałem wbity w podłogę.

Spakowałem jeszcze coś do jedzenia.
Nie zwracając uwagi na tego palanta.

- Jedziemy? - zawołał.

Znowu nic nie powiedziałem.
Jedyne co zrobiłem to ubrałem buty i bluzę leżącą na komodzie.

Byłem w stu procentach gotowy.
Bez żadnych zdań wparowałem do MOJEGO samochodu.

Oczywiste było to, że moje miejsce jest na tyłach.
Brunet przyszedł chwilę później z jedną torbą.
Schował ją i wsiadł za kierownicę.
Podjechał pod jakiś dom.
Wyszedł i przyszedł z dredziastym chłopczykiem.

Jego bagaże wylądowały w bagażniku, a on z przodu.

- Siema. Hubert jestem - podał mi rękę, której nie uścisnąłem.

Łukasz wyglądał na zmartwionego.
Przez dłuższą chwilę panowała cisza, którą przerwał brunet.

- Zostaw, Hubert. Nie naciskaj na niego, jak będzie chciał gadać to się odezwie.

Nie zapomnij o mnie! | KxK Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz