Nasz Początek#1

9 1 0
                                    

Czym jest rodzina? Rodzinę tworzą osoby połączone więziami (nie koniecznie krwi), dbające o siebie, wspierające się i przede wszystkim kochające się. Moja rodzina jest trochę inna. Niby dbamy o siebie, ale nie ma między nami miłości czy wspierania się. No może pomiędzy mną i tatą tego nie ma. Mama mnie wspiera, ale jej okazywanie miłości jest dość specyficzne, prawie niewidoczne. A między mną a tatą no cóż... Nie kocha mnie, nie wspiera i nie dba o mnie. Zarabia i mnie utrzymuje więc według niego nie musi nic więcej robić. Może i tak. Zawsze powtarza, że reszta rzeczy należy do mamy, więc pogodziłem się z tym. W każdej rodzinie zdarzają się kłótnie, krzyki czy dochodzi do małej szarpaniny, ale tylko od czasu do czasu. U nas jest to co drugi dzień, przynajmniej dla mamy. Ja obrywam codziennie. Czemu? Sam się nad zastanawiam. Rzecz jasna trochę broję, nie słucham się, ale tylko trochę. Według ojca to i tak za dużo. Nawet same wypowiedzenie swoich myśli może skończyć się siniakiem i to w niewidocznym miejscu. Dlatego należy odzywać się jeśli ktoś cię zapyta, grzecznie i cierpliwie czekasz, a jeśli nie chcą usłyszeć ciebie masz siedzieć cicho. Takie są zasady. Bądź cicho, słuchaj się, wykonuj każde polecenie i przyjmuj swoje kary bez żadnego ale, inaczej czeka cię kara. Naprawdę można wymyślić wiele kar jak dla kilkulatka bez użycia przemocy, jednak moi rodzicie sądzili, że za uderzeniem kryje się większa dyscyplina. I tak było. Bo za ich dyscypliną krył się strach. I tak było do pewnego dnia, gdy pojawili się oni...
Przez swoje 5-cio letnie życie mieszkałem w małym miasteczku, gdzie wszyscy się znali i wszystko o sobie wiedzieli, ale jak przychodziłoby co do czego nagle wszyscy dostawali amnezji. Dziwne? Śmieszne? Prawdziwe. Ale wracając mieszkaliśmy w bloku. 3 pokoje, kuchnia i łazienka z toaletą. Pokój rodziców, mój i salon. Żadnego rodzeństwa. Żadnego zwierzaka. Tylko ja, mama i tata. Niemowlak z niebieskimi oczami, długonoga blondynka z zielnymi oczami i wysoki brunet z piwnymi oczami. Niby jako niemowlak byłem bardzo spokojny, nie płakałem dużo i w przeciwieństwie do płakania dużo gaworzyłem i spałem. Zaś jeżeli chodzi o jedzenie, no cóż dostawałem butelkę, z której z resztą nie chciałem pić więc jadłem mało, ale tyle mi wystarczyło. Wszystko usłyszałem od mamy, więc nie mogę potwierdzić tego bo po prostu nie pamiętam, ale pamiętam już, że jako dwulatek dostałem pierwsze lanie za to, że za krzyknąłem. Konsekwencją mojego wybryku był straszny ból i wiele siniaków na małym i delikatnym ciałku, dwuletniego blodynka. Właśnie wtedy nauczyłem się zasady siedź cicho i się nie odzywaj. Mimo że w tym wieku powinien podszkalać swoje umiejętności i rozwijać się ja zatrzymałem się. Nie mówiłem, nie biegałem, nie bawiłem się z innymi dziećmi. Tylko siedziałem z książeczkami w swoim pokoju, cichutko i zdala od innych. Czemu? Bo tata powiedział, że żadne dziecko nie będzie chciało bawić się z takim dzieckiem jak ja. A jakim jestem dzieckiem? Dziwnym, brzydkim, innym i dzieckiem bez miłości. Przekonał mnie. Żyłem z tym, że nikt mnie nie kocha i nikt nigdy nie pokocha i nie polubi. Więc byłem cichy, samotny i niekochany. I nie zapomnijmy byłem karany. Surowo. Tak było gdy miałem 2 lata, a później? Tyko gorzej...
W wieku 3-ech lat stwierdzono problemy z psychiką, niedowagę wręcz anemię i no cóż wycofanie społeczne. Wyobrażacie sobie 3 latka u psychologa? Ja też nie, aż sam tam nie trawiłem. Czemu tam byłem? Mama zaczęła się martwić kiedy całkowicie wycofałem się, nie mówiłem, nie bawiłem się i nie uśmiechałem się, a moje oczy były puste, praktycznie martwe. Więc tak od lekarza rodzinnego i wielu innych trawiłem do pani Stefanii, która mimo wielu prób nie potrafiła nawiązać ze mną współpracy nie mówiąc już o więzach. Gdy wchodziłem do jej gabinetu końciki moich ust zawsze się unosiły. Minimalnie, ale jednak a oczy zdawały się dostać minimalnego połysku. Chociaż nic nie mówiłem ona nie miała do mnie pretensji, nie naciskała i przede wszystkim NIE BIŁA. Ale te chwile życia trwały krótko za krótko bo kiedy drzwi zamykały się za mną po wizycie wracał mój koszmar. Mamie też nie uszło na sucho zabieranie mnie do psychologa. Tak samo jak ja byłem bity, dopóki ojciec nie zauważył, że mój ból jest bardziej odczuwalny dla niej. Właśnie wtedy mój świat stał się jeszcze większą bitwą o przetrwanie. Po jednej z wizyt po powrocie do domu zobaczyliśmy pełno pustych butelek po alkoholu i ojca idącego chwiejnym korkiem w naszą stronę. Później pierwsze uderzenia spadły na mamę, a później na mnie aż do nieprzytomności. Pamiętam tylko mamę z krwią spływającą jej po skroniach. Później nastała ciemność. Nie wiem kiedy się obudziłem, ale pamiętam,że był to szpital w którym byłem przez 2 tygodnie. Trafiłem tam z obrażeniami śmiertelnymi i w połowie żywy. Jednak sprawa nigdzie nie trafiła przez znajomości ojca i zadbał też o to żeby nikt z miasteczka nie pisnął ani słówka. O mnie nie trzeba było się martwić i tak nie mogłem i nie miałem komu powiedzieć. Gorzej było gdy mama odeszła. Powiedziała, że nie może być już z tatą i nie będzie już brała udziału w "tym". Miałem się dowiedzieć 2 lata później czym jest "to". Ten koszmar trwał do 4-ego roku życia.
Mamy nie było, przestałem odwiedzać panią Stefanie, a w mieszkaniu było pełno pustych butelek i jakby to powiedzieć...molestananie seksualne. Każdej nocy tata pojawiał się w moim pokoju kładł się obok mnie i jedną rękę wsadzał w moje majteczki. Drugą ręka przytrzymał moją małą rękę w swoich bokserkach na swoim przyrodzeniu. I do ucha wypowiadającym słowa, które niszczyły mój świat. "Mama przez ciebie odeszła. Nadajesz się tylko do tego. Kto zechce takiego bachora jak ty? Siedź cicho bo inaczej sam cię uciszę, raz na zawsze.". Przestałem więc płakać, błagać i poprostu leżałem. Pozwalając robić ze mną co chciał. Powtarzając sobie "tak jest lepiej". I było. Dopóki nie zrobił mi tego. Coś co niszczy człowieka na całe życie. Zrobił to 4,5 letniemu dziecku. Bez żadnych skrupułów, wyrzutów sumienia. Dla niego była to tylko czysta PRZYJEMNOŚĆ. A dla mnie koszmar, który powtarzał się każdej nocy przez następne pół roku. Aż do tej nocy. Do mojego zbawienia.
Miałem już 5 lat. Nadal wycofany, cichy blondynek z skazą na całe życie. Bojącego się własnego ojca i innych ludzi. Czemu? Parę miesięcy temu kontakt ja - ojciec zmienił się w ja-ojciec - jego koledzy. Mały chłopiec z trzema /czterama mężczyznami. Sam na sam. Bez pomocy. Bez możliwości na ratunek. Aspołeczny anemik na dodatek z problemami psychicznymi. Który boi się nocy jednocześnie ją kochając i kocha dzień jednocześnie go nienawidząc. Noc była koszmarem, ale gdy mdlałem miałem nadzieję że już się nie obudzę, a w dzień cieszący się na lepsze dzisiaj i nienawidzących że wciąż żyje. Jednak ten jeden dzień a raczej noc odmieniła moje całe życie.
Nadszedł dzień ratunku. Było tak jak zwykle. Dzień spędzony samotnie z książką w samotności. Zamknięty na klucz. I wieczór. Wieczór w łóżku z ojcem. Ale tym razem w powietrzu było czuć, że szykuje się na coś. Coś co miało mieć wielkie znacznie nie tylko dla mnie. Nade mną nagi ojciec a ja pod nim kruchy golasek. Gdy już miało dojść do tego można było usłyszeć trzask frontowych drzwi i tupot wielu ciężkich butów. Drzwi do sypialni otworzyły się nagle. W naszą stronę zostały skierowane pistolety. Bałem się. Nie wiedziałem co się dzieje. Na mój brzuch spłyneła ciepła ciecz. Popatrzyłem na ojca, który ze strachu opróżniła pęcherz. Czyli trzeba było się bać. Ojciec niczego się bał czyli oni byli koszmarem dla ojca. W mgnieniu oka ojciec został ze mnie zdjęty i zakuty w kajdanki i wyprowadzony z mieszkania. Do mnie zaś zaczeli zbliżać się mężczyźni ubrani w czerń trzymający koc. Instyktonie nie odpowiadałem na pytania, nie ruszając się, jednocześnie strasznie się trząść. Zostałem nakryty kocem i wyniesiony z mieszkania. Jedyne co pamiętam przed omdleniem to "jesteś już bezpieczny". Po tym zamknąłem oczy. W tym momencie zakończył się mój koszmar i rozpoczęło się nowe życie.


Sorka za jakiekolwiek błędy.
Jak wrażenia? 🙃

Bokserskie puentyWhere stories live. Discover now