2

3 1 0
                                    

Znacie to powiedzenie "urodzony pod szczęśliwą gwiazdą"? Tak? Nie? To nie jest teraz ważne. Ale to powiedzenie jest przypisane osobą, którym szczęście ciągle dopisuje, które mają wielki talent lub talenty. Nie lubię tego powiedzenie. Dlaczego? Bo mi je przypisują. Przecież mały Artur jest wszechstronnie utalentowany i tak dobrze wychowany. Ale to tylko powierzchowna opinia. Ale dlaczego powierzchowana? Bo tak wyglądam dla ludzi w towarzystwie. To nie ja. Ale może zacznijmy od początku...
Wielkie miasto, wiele ludzi i ogromny szpital. A w nim na świat przychodzi mały chłopiec. Krzyk przedostaje się nad sapanie zmęczonej matki chłopca i szlochanie ojca. Oto on. Mały Artur. Pierwsze co dało się usłyszeć do melodyjny głos, który był słyszalny w jego krzyk. A jego mała główka była pokryta już ciemnymi włoskami zaś jego duże brązowe oczy po chwili zaczęły z ciekawością oglądać otocznie. Tak więc w ich rodzinie pojawił się nowy członek. Niska brunatka z dużymi brązowymi oczami, wysoki kruczoczarny mężczyzna z prawie czarnym oczami oraz mały brązowooki brunecik. To właśnie jego rodzina. Nie byli biedni. Byli bardzo dobrze ustatkowani. Średniej wielkości domek jednorodzinny na przedmieściach z dużym podwórkiem i małym przydomowym ogródkiem. I wieloma kwiatami. Jego mama bardzo kochała kwiaty. Sama była jak kwiat. Tak delikatna, piękna i czuła. Tancerka baletowa. Zaś tata był wojskowym. Twardym, silnym i zdyscyplinowanym komandosem z zafascynowaniem do boksu. Ale nadal potrafił być opiekuńczym ojciec i mężem. Dla swojej rodziny zrobiłby wszystko. DOSŁOWNIE WSZYSTKO. Tak właśnie przedstawiali się rodzicie małego Artuśia. Zaś on sam był wcieleniem istnego diabła. Ciągły krzyk, płacz, dużo jedzienia i bezsenne noce. Ale nadal był kochany. Tak sytuacja przedstawiała się do pierwszego roku naszego bohatera.
Podczas życia dwulatka nie zmieniło się wiele chyba, że zaliczymy do tego zdobycie znajomych (których poznał na pobliskim placu zabaw),dostaniem szczeniaka (jego najlepszego przyjaciele), poznania cioci Anny i częste odwiedziny z jej wielką, grubą zieloną teczką wypchaną wieloma papierami i oczywiście dostaniemy rękawic bokserkich od jego tatusia. Poza tym nic kompletnie się nie zmieniło. Naprawdę nic.
W wieku trzech lat młody był większym rozrabiakom, kombinatorem i no cóż więcej się kłócił. Wśród jego znajomych dwóch został jego najlepszymi przyjaciółmi. Więc bądź co bądź rozrabiali razem. Spędzali więcej czasu ze sobą niż bez siebie. To był ich mały świat, ich mały klan. Zmieniło się coś jeszcze. Mama wróciła do pracy, taty coraz częściej nie było, a sam Artur poszedł do przedszkolach razem z jego przyjaciółmi rzecz jasna. Tak oto trzyletni przedszkolak miał przyjaciół, dom i rodzinę. Nie wiedział, że za niedługo może to ulec zmianie.
Cztery lata to już dużo nie sądzicie? Przynajmniej na tyle dużo żeby cokolwiek zapamiętać. A co zapamiętać? Pożar, krzyki, szczekanie, dym, płomienie i śmierć. W ciągu nocy w średnim wielkości domku wybuchł pożar. Wielki pożar, który rozprzestrzenił się również na podwórko. Co może zapamiętać dziecko? Krzyki, które obudziły go w środku nocy. Brak powietrza. Brak ucieczki. Strach. Później już tylko fragmenty gdy do pokoju dostaje się tata bierze cię w ramiona i wynosi na zewnątrz, ale w domu stoi już strażak, który odpiera cię z rąk ojca i biegnie na dwór i w tym samym momencie za wami zrywa się sufit... I spada na twojego ojca. Tuż przed twoimi oczami. Z łzami w oczach wołasz tatę i rzucasz się w ramionach człowiek niczym dzikie zwierzę tylko po to aby cię puścił. Zaś zostajesz przekazany mamie, która płaczę i prosi cię żebyś się do niej przytulił. A później już tylko syreny, tłum ludzi, karetkę i szpital... Parę dni później pogrzeb własnego ojca.
Dla pięciolatka to trauma więc zgadniecie gdzie trafił? Bingo! Do psychologa, który mówi ci, że wszystko będzie dobrze. Niby jak? Nie ma taty, mama nie tańczy, przeprowadzka, nowe miasto, nowy dom, zero przyjaciół i kwiatów. Tylko ty i mama w średnim mieszkaniu. Tylko my. I twój jedyny przyjaciel - psiak. Tylko my. I od czasu do czasu ciocia. Później była już tylko nowa szkoła, znajomości i coś jeszcze. Klub bokserski dla dzieci. Moja odskocznia. Mój powód do wstawania. Jedyne co pozostało po ojcu i dawnym życiu...

Bokserskie puentyWhere stories live. Discover now