Chapter Five It was a trap/Rozdział Piąty To była pułapka

130 15 5
                                    

— Ile już jedziemy? — spytałam zaraz po przebudzeniu.
— Coś około dwóch godzin — powiedział Sam, który spojrzał na zegarek.
Podniosłam się do pozycji siedzącej. Był piękny i okazały zachód słońca. Udało się także dojrzeć małe stadko czerwonych papug. Spojrzałam na przód samochodu. Nate prowadził, a Lara analizowała mapę i ziewała.
— Lara, wypadałoby się zatrzymać — powiedział Nathan.
— Niby czemu? — zapytała, całkiem pogrążona w ziewaniu.
— Jesteśmy chyba na tych wzgórzach co mówiła Iza — odparłam.
— Aha... wysiądźmy i się rozporządźmy — zasugerowała, po czym wysiadła.
Uczyniliśmy to samo. Zabrałam namiot i torbę z jedzeniem, piciem i kocami.
— Rozstawię namiot, a wy chłopcy pójdźcie po drewno i kamienie. Lara, usiądź na tym pieńku i trochę odpocznij — powiedziałam.
Chłopcy poszli na poszukiwanie drewna i patyków, a Lara zgodnie z moją prośbą usiadła na pieńku. Położyłam plecak na ziemi wraz z torbą. Kucnęłam i otworzyłam namiot. W spłaszczonej formie wydawał się dość duży. Zaczęłam go rozstawiać, co najłatwiejszym zadaniem nie było. Kiedy w końcu mi się to udało, podeszłam do torby i wyjęłam z niej koce. Dwa były niebieskie, a dwa zielone. Weszłam do namiotu i je rozłożyłam. Było tam nawet przytulnie, a jedyne czego brakowało to lampki nocnej. W momencie, w którym wyszłam z namiotu, chłopcy wrócili z surowcami. Sam ułożył kamienie w okrąg, a Nate poukładał patyki w stosik. W tym momencie przypomniałam sobie, że mam swoją zapalniczkę. Podeszłam do plecaka i zaczęłam w nim grzebać. Udało mi się znaleźć owy przedmiot, po czym podeszłam do stosiku. Włączyłam zapalniczkę, podłożyłam ją pod patyki i natychmiastowo cofnęłam rękę, wyłączając zapalniczkę. Schowałam ją do plecaka. Wzięłam od zmęczonej Lary mapę i kompas, a od Nathana kluczyki. Również je schowałam do plecaka.
— Lara, chodź, zaprowadzę cię do namiotu i się położysz — powiedziałam do brunetki.
— Nie trzeba... — ziewnęła. — Nie jestem śpiąca... — znów ziewnęła.
— Ta, właśnie widzę — odpowiedziałam.
Pomogłam jej wstać i zaprowadziłam ją do namiotu. Położyła się na jednym z niebieskich koców. Praktycznie od razu zasnęła. Wyszłam z namiotu, a następnie zajęłam miejsce na pieńku Lary. Spojrzałam na torbę z jedzeniem, po czym zapytałam:
— Ktoś chce kanapkę?
— Poproszę — poprosił Samuel, a ja mu podałam jedną z owiniętych folią aluminiową kanapkę.
— Nate? Chcesz coś? — spytałam zamyślonego chłopaka.
— Nie, dziękuję — odpowiedział.
Wzięłam jeden z bidonów i napiłam się wody. Wciąż myśl o tym, że mapa mogłaby być pułapką nie dawała mi spokoju. "Kim w ogóle był obecny herszt Trójcy?" Ta myśl też nie dawała mi spokoju. Słońce już zaszło. Gwiazdy były zasłonięte prze chmury. Schowałam bidon, po czym odwróciłam się w stronę chłopców.
— Musimy ustalić wartę — powiedziałam do braci Drake.
— Ciągnijmy fajki — zasugerował Sam z pełną buzią.
— Żartujesz sobie bracie? — zapytał Nate z nutką zdziwienia w głosie.
— Nie żartuję — odpowiedział starszy Drake.
Wyciągnął z kieszeni kurtki dżinsowej pudełko z papierosami. Skończył jeść kanapkę, a następnie otworzył pudełko, by wyciągnąć z niego trzy fajki. Schował pudełko z powrotem do kieszeni. Złamał jedną z fajek, przemieszał je, po czym wyciągnął rękę z nimi w naszą stronę. Wyciągnęliśmy po jednej fajce. Miałam tę złamaną.
— My się wyśpimy, a ty spędzisz noc na czuwaniu — stwierdził wesoło Sam.
— Przespałam dwie godziny podróży, dam radę — odpowiedziałam. — Dobranoc.
— Dobranoc — powiedzieli chórem, po czym poszli do namiotu.
Odczepiłam karabin od boku plecaka. Sprawdziłam czy był naładowany. Oczywiście nie był. "Hipokrytka ze mnie. Nakrzyczałam wczoraj na Larę za to, że miała nienaładowaną broń, a sama też nie naładowałam przed odlotem. Auć. Jutro ją przeproszę" postanowiłam w myślach. Wyjęłam z plecaka amunicję, po czym naładowałam karabin. Kiedy tak siedziałam nadal myślałam o herszcie Trójcy. "Kim ten ktoś jest? Musi mieć nieźle poprzewracane w głowie skoro chce zrobić kolejną epidemię pokroju okresu epidemii dżumy. Ciekawe czy jest to facet, a może kobieta. W sumie, prawie zawsze dowódcą był mężczyzna. Jedyne żeńskie przykłady swego rodzaju "złych dowódców" jakie znam to Ana, Marlowe i Marlene. Właśnie, Marlene! Joel ją zabił, więc w pewnym sensie nie powinnam już o niej myśleć. Ale przecież chyba da się przeżyć postrzał, prawda? Nie widziałam gdzie Joel strzelił, w końcu spałam. Ale gdyby i tak była żywa to niezadługo. Pewnie bym ją zabiła. Joel mi opowiedział wszystko o tej babce. Nie miałam wtedy szczęścia by komuś zaufać. Albo chcieli mnie zabić, albo zrobić ze mnie obiad. Brakuje mi taty. Bo chyba mogę tak nazwać Joela, prawda?" rozmyślałam.
    Noc minęła bezszelestnie. Kiedy wstało słońce, wstali i moi przyjaciele.
— Dzień dobry! Jak się spało? — powiedziałam do Lary.
— Nawet dobrze. Odespałam trochę — odpowiedziała mi brunetka.
— Słuchaj... przepraszam za to, że na ciebie przedwczoraj nakrzyczałam za nienaładowaną broń. Sama też swojej nie naładowałam przed odlotem. Hipokrytka ze mnie — odparłam.
— Nic się nie stało. Też zapomniałam jej naładować. Przeprosiny przyjęte — odpowiedziała.
Po tych słowach przytuliłyśmy się. Za pamięci naładowałam też pistolet i przypięłam go do pasa. Nigdy nie wiadomo kiedy coś, lub co gorsza ktoś, nas zaskoczy.
— Dobra. Dalej musimy iść pieszo, bo widzę półki skalne. Musimy złożyć namiot i spakować koce — zasugerował Sam.
— A może je złożymy i zostawimy w samochodzie? Według moich obliczeń na podstawie mapy, jesteśmy niedaleko — powiedziała Lara.
— Nikt ich nie ukradnie? — zapytał Nate.
— Raczej nie. A kto ma ukraść? Pająki? — zapytałam.
— No dobra — odpowiedział młodszy Drake.
Wyciągnęliśmy koce z namiotu, a następnie je złożyliśmy. Odłożyliśmy koce do auta. Potem zabraliśmy się za składanie namiotu co było łatwiejszym zadaniem, niż jego rozkładanie. Również go zanieśliśmy do auta. Przyczepiłam karabin z powrotem do plecaka. Założyłam go. Spojrzałam na torbę z jedzeniem.
— Koce i namiot możemy zostawić, ale co zrobimy z jedzeniem? — spytałam towarzyszy.
— Hm... jak je zostawimy to się zepsuje. Ale jak je zabierzemy, to może być tylko obciążeniem. I tu się pojawia problem — podsumowała moja sojuszniczka.
— Chyba lepiej będzie jak je zabierzemy. Bóg wie kiedy my zgłodniejemy — odpowiedział starszy Drake.
— To w takim razie ty je bierzesz. Ja mam torbę z bronią, Lara ma łuk, a Ellie plecak — powiedział jego brat.
— No dobrze... — powiedział Sam.
Podniósł torbę, założył ją i stwierdził, że nie jest za ciężka. Jak miałaby być ciężka skoro były w niej cztery bidony z wodą i jedenaście kanapek? Czasami ciężko mi go zrozumieć. Zaczęliśmy iść. Podeszliśmy ścianki z półkami skalnymi. Nate zaczął się wspinać. Nie zajęło mu to długo, gdyż ścianka nie była za wysoka.
— I co tam jest?! — zapytałam Nate'a.
— Mała półka skalna, na której stoję i ścianka do której potrzebne będą czekany! — oznajmił.
— Dobra! — odparłam.
Później wspiął się Sam, który coś mamrotał pod nosem, następnie Lara, po czym zaczęłam się wspinać. Właśnie łapałam za przedostatnią półkę lewą ręką, gdyż prawa już na niej była, kawałek skały skruszył się.
— Cholera — szepnęłam pod nosem.
— Wszytko w porządku? — zapytała mnie przyjaciółka.
— Jest dobrze! — odparłam. — Zaraz będę.
Po tych słowach złapałam lewą ręką za ostatnią, na której stali moi przyjaciele, po czym się podciągnęłam. Byłam na miejscu.
— Macie czekany? — spytała Lara odpinając swoje od pasa.
— Zapomnieliśmy! — powiedzieliśmy we trójkę.
Uderzyłam się w głowę. Jak mogłam zapomnieć o jednej z najważniejszych rzeczy do wspinaczki?! Głupstwo z mojej strony. W sumie chłopcy też pozapominali więc nie byłam w tym sama.
— No dobra... Nate daj mi linię do wspinaczki. Tą co masz przy pasie — chłopak podał jej przedmiot. — Wespnę się pierwsza, po czym, jak będę na górze, obwiążę je liną i spuszczę komuś z was. Później ten proces powtórzymy, aż wszyscy znajdą na górze. Jasne? — dopytała Lara.
Pokiwaliśmy głowami na tak. Lara przypięła do pasa linę od Nate'a. Wbiła czekany w ściankę i zaczęła się wspinać. Ścianka wyglądała następująco: w miejscu, w którym Lara zaczęła się wspinać (czyli na półce, na której staliśmy) ciągnęła się około sześć lub siedem metrów w górę, by następnie przejść na prawo, gdzie ciągnęła się na około trzy lub cztery metry*. Larze nie zajęło długo, aby się wspiąć, gdyż jest w tym doświadczona. Później zsunęła czekany na linie, po czym wziął je Nate. Gdy się wspiął, proces się powtórzył, a ja przepuściłam Sama. Po tym jak się wspiął, lina zsunęła się i odwiązałam czekany. Lara wciągnęła linę z powrotem. Wbiłam czekany w ściankę i zaczęłam się wspinać. Zajęło mi to trochę dłużej niż reszcie, gdyż nie umiem się tak dobrze wspinać. Kiedy byłam na miejscu, oddałam Larze czekany. Wtem Nate oznajmił:
— Patrzcie! Cerebro! — po czym wskazał na antenę po drugiej stronie klifu. — Możemy się tam dostać i porozmawiać z Sully'm.
— Lub przejąć rozmowy Trójcy — zasugerowałam.
— Po lewej stronie jest gałąź. Możemy na niej zawiesić liny i się przedostać na drugą stronę — powiedział Samuel.
Poszliśmy na lewo, a następnie znaleźliśmy się na przeciwko gałęzi. Lara podeszła do mnie i szepnęła:
— Ja nie mam liny. Zabrałam czekany, a zapomniałam o linie.
— Pożyczę ci — odparłam, również szepcząc.
Pierwszy był Sam. Odpiął linę od pasa, po czym zaczął nią kręcić. Hak na linie zaczepił się o gałąź, robiąc przy tym małą pętlę. Sam przytrzymał mocniej linę, a następnie skoczył. Rozhuśtał się i przeskoczył na drugą stronę. Gdy się tam znalazł, pociągnął linę, tym samym ją odwiązując. Drugi był Nate. Powtórzył proces, po czym znalazł się na miejscu. Następna byłam ja. Zdjęłam plecak, wyciągnęłam z niego linę i założyłam go z powrotem. Obwiązałam się wokół pasa dla dodatkowego zabezpieczenia. Zakręciłam liną. Hak zaczepił się o gałąź, robiąc przy tym pętlę. Złapałam mocniej linę, rozhuśtałam się i gdy byłam pewna, że nie spadnę, skoczyłam. Znalazłam się po drugiej stronie, a hak się nie obsunął. Odwiązałam z pasa linę, po czym odepchnęłam ją w stronę Lary. Dziewczyna powtórzyła te same kroki co ja i skoczyła, tym samym znajdując się obok nas. Oddała mi linę, a ja przywiązałam ją sobie do pasa, by oszczędzić grzebania w plecaku. Podeszliśmy we czwórkę do anteny. Nate wyciągnął swoje Walkie-Talkie i zaczął ustawiać sygnał.
— Sully? Jesteś tam? Halo? — zaczął pytać.
— Jestem. Czemu tak wcześnie? Jest siódma piętnaście! — odpowiedział staruszek.
— Sorki. Jak tam noga? — spytał Nate.
Na razie przeszło. Iza jest wybitnym lekarzem i opiekunem — powiedział Sully.
— Ktoś o nas pytał? Ktoś obcy? - zapytał Nathan.
Przecież mówiłem, że jest siódma rano! Kto miałby pytać? — odparł Victor.
— Ale wczoraj po naszym odjeździe ktoś mógł pytać — zasugerował młodszy Drake.
Dam wam Izę, właśnie przyszła. Powinna wiedzieć.
Halo? — zapytała moja przyjaciółka.
— Hej Iza! Tu Nate. Pytał ktoś o nas? Ktoś obcy?
Nie, nikt nie preguntó (pytał). Jedyną osobą, z którą hablo inglés, es Sully (rozmawiam po angielsku, jest Sully).
Nate na mnie spojrzał.
— Hablo to rozmawiać — powiedziałam do niego.
Jak wam idzie? — spytał Sully.
— Lara powiedziała, że jesteśmy bardzo blisko.
Dobrze. Trzymajcie się!
— Cześć!
Rozmowa z Sully'm i Izą się zakończyła. Wtedy wyjęłam krótkofalówkę Trójcy. Przestawiłam sygnał radia, ale nic nie udało się usłyszeć. Dopiero po piątym przekręceniu usłyszeliśmy głosy.
Szefowa chce ich mieć w garści — powiedział pierwszy.
Tylko po co? — zapytał drugi.
Croft może znać lokalizację tego czegoś. Drake'ów chce zabić.
A co ze staruszkiem i Williams?
Victora również planuje zabić. O Williams nie wspominała.
Jasne. Wróćmy na patrol.
Po tych słowach wyłączyliśmy radio, po czym schowaliśmy nasze krótkofalówki. Nie dowierzaliśmy w to co usłyszeliśmy przed chwilą.
— Czyli ich dowódcą jest kobieta — zasugerowała brunetka. — Do tego chce was zabić.
— A ciebie wykorzystać jako nawigatora — powiedział Sam. — Williams to twoje rodowe nazwisko, prawda Ellie?
Pokiwałam głową na tak.
— Ta szefowa musi być byłym członkiem Świetlików lub Łowców — stwierdziłam. — Chociaż bardziej obstawiam byłego Świetlika. W ekipie Łowców nie znali mojego nazwiska.
— Kim były "Świetliki"? — spytał mnie Nate.
— Była to organizacja biologiczna. Gdy podróżowałam z Joelem panowała swego rodzaju "zaraza" na terenie Stanów. Ludzie wtedy chorowali przez gaz z grzybów i zapadali w śmiertelną śpiączkę. Byłam i chyba nadal jestem na nią odporna. Świetliki chciały zrobić ze mnie lek, co mogło mnie zabić. Joel wybił większość z nich po czym mnie zabrał.
— Aha. Musimy mieć się na baczności.
   Kiedy skończyliśmy rozmawiać, zaczęliśmy iść dalej. Póki co, mogliśmy iść po normalnym terenie. I tak nam mijało, aż do południa. Znaleźliśmy ściankę, a przy niej wąziutką półeczkę skalną.
— Chyba będziemy musieli przytulać się do ściany — powiedział żartobliwie Sam.
Nikt mu nie odpowiedział. Po prostu zaczęliśmy przechodzić na półeczkę. Pierwsza poszłam ja, później Lara, a po niej Nate, zaś Sam był na końcu. Popatrzyłam na prawo. Półka była bardzo długa i nie było widać końca. Zaczęliśmy się powoli posuwać. Trzeba było bardzo uważać, gdyż półka (jak wcześniej wspominałam) była wąziutka i łatwo było z niej spaść. I tak się posuwaliśmy w ciszy, dopóki Nate nie zaczął rozmowy:
— Nie wydaje się wam dziwne, że nie napotkaliśmy jeszcze żołnierzy Trójcy? Nie mieli przypadkiem jakichś obozów zbrojnych?
— Przeważnie znajdowały się na północnej części. Na południowej, o ile się nie mylę, były tylko trzy — odpowiedziała brunetka.
— Mam też nadzieję, że nasze podejrzenia co do mapy się nie sprawdzą — odparłam, po czym postawiłam kolejny krok w prawo.
— To prawda. Sok z cytryny jest jedynym aspektem, o który można się przyczepić — powiedział Samuel.
Reszta drogi minęła nam na żartach i historyjkach i nim się obejrzeliśmy, byliśmy na miejscu. Słońce świeciło dość mocno, przez co łatwiej było zobaczyć dalszą drogę. Postanowiliśmy krótki postój. Usiadłyśmy z Larą na ziemi, a ona mnie poprosiła o danie mapy i kompasu. Zdjęłam plecak, wyjęłam przedmioty, po czym dałam je brunetce. Położyła je na ziemi, a następnie zaczęła analizować. Poczułam, że zgłodniałam, więc odwróciłam się w stronę chłopców.
— Sam, dałbyś mi wodę i kanapkę? Jestem głodna — oznajmiłam.
— Magiczne słowo? — zapytał.
— Poproszę — odpowiedziałam.
Sam podszedł do mnie i zostawił torbę obok. Wyjęłam z niej zawiniętą kanapkę i bidon. Potrząsnęłam nim, by upewnić się czy to ten, z którego zaczęłam wczoraj pić. Na szczęście to był ten "mój". Odpakowałam kanapkę, a następnie ją ugryzłam.
— Kompas wskazuje, że dokładnie za nami jest południe. Jeśli rozpoczniemy marsz teraz, to może za dwie godziny będziemy na miejscu — powiedziała.
W tym samym momencie skończyłam kanapkę. "Coś małe mi wyszły" stwierdziłam w myślach. Upiłam kilka łyków wody, po czym schowałam bidon z powrotem do torby. Wstałam, wzięłam torbę i oddałam ją Samowi. Odczepiłam maczetę od plecaka, gdyż znowu czekała nas przeprawa przez dżunglę. Lara wstała i poprosiła mnie bym zaczęła przecinać zielsko. Zaczęliśmy iść gęsiego w klasycznej kolejności. Ścinałam coraz to więcej zielska, a co jakiś czas Lara mnie informowała gdzie skręcić. Wyszliśmy na troszkę otwarty teren. Usłyszeliśmy szelest w krzakach. Odpięliśmy pistolety i wymierzyliśmy w rośliny. Zbliżyliśmy się do siebie. Każdy z nas był skierowany w inny kierunek świata.
— Pokażcie się! — krzyknął Nate.
Po jego słowach wyszli żołnierze Trójcy. Mierzyli do nas z czarnych karabinów.
— Musiałeś pytać? — spytał Sam.
— Cicho. Czego chcecie?! — zapytałam zdenerwowana.
— Kopę lat cię nie widziałam — powiedział kobiecy głos, który wydawał mi się znajomy.
Zza żołnierzy wyszła ona. Osoba, której się nie spodziewałam.
— Witaj Ellie — powiedziała do mnie Marlene.
—————————————————————————————————————————
*nierealistyczny (według mnie) opis ściany skalnej na podstawie tego co widziałam w grze "Shadow of the Tomb Raider".
DUN DUN DUN! Zaskoczyłam Was? A może spodziewaliście się tego od warty Ellie? Możecie napisać. Jeśli popełniłam jakieś błędy możecie mnie śmiało poprawić (moje ulubione zdanie). Widzimy się w następnym rozdziale. Bye!😘

Uncharted Treasure Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz