✞Rozdział 28✞

2.8K 145 171
                                    

Wspominałam kiedyś, że mam problemy z gwałtownymi zmianami emocjonalnymi? Jestem ofiarą huśtawki nastrojów, a to źle wróży w połączeniu z wampirzą siłą.

Cóż... Powiedzmy, że na dziedzińcu przeszło niespodziewane tornado i połamało parę krzeseł, stołów i kręgosłupów nowych członków wampirzej społeczności. Nie moja wina, że się napatoczyli! Jeden z nich bezczelnie siedział na krześle, które chciałam zniszczyć i myślał, że nie widać go pod ciemną parasolką!

Złość nie mogła znaleźć ujścia, więc wyładowałam ją na meblach. Nie ma co płakać, Marcel załatwi nowe, poza tym ciągle musimy wymieniać sprzęt.

W zeszłym tygodniu ja i Diego się pobiliśmy, bo ten gówniarz zeżarł moje ulubione ciastka. To niewybaczalne zagranie doprowadziło do zażartej walki, w której ucierpiała meblościanka i kilka zabytkowych figurek. Rzuciłam tym wkurzającym dzieciakiem o mebel, ale jak zwykle nie okiełznałam w porę swojej siły i efektem była dziura w ścianie. Skruszyłam mur i zaburzyłam koncepcję ładnego wystroju. Złamałam również Diego rękę, która szybko się zrosła.

Marcel może podejrzewa, a może nie dopuszcza do siebie myśli, że planowałam młodego wampira zabić. Gdybym chciała, mogłam mu tylko skręcić kark, ale miałam ochotę na coś więcej. Przez resztę tygodnia chodziłam zła, że nie dopięłam swego i głupi dzieciak dalej chodzi po tym świecie. Martin zauważył co się dzieje, więc przeprowadził ze mną poważną rozmowę o kontroli. Powiedział, że muszę przystopować, inaczej zrobię coś bezmyślnego i podzielę los Roxa, który gnije w ogrodzie. Przyjaciel miał rację. Wypadałoby trzymać nerwy na wodzy, ale nie dlatego, by nie podpaść Gerardowi, tylko żeby ciemnoskóry nie wyczuł spisku.

Jeśli miałam za zadanie stopniowo burzyć jego domek z kart, musiałam to robić sprawnie. Moje agresywne i nieobliczalne zachowanie na pewno wzbudziłoby podejrzenia czarnookiego, a wolałam tego uniknąć. Przyjęłam więc propozycję Martina, który jako doświadczony wampir miał pojęcie o kontroli. Krwiopijca obiecał, że nauczy mnie panowania nad sobą, za co byłam mu wdzięczna.

W ogóle, to Martin był jedynym członkiem społeczności, którego tolerowałam. Bardzo go lubiłam, ponieważ nie raz mi pomógł, udzielił rady, czy po prostu wysłuchał. Rewanżowałam się tak, jak na dobrą koleżankę przystało, ale nie wszystkie jego prośby mogłam spełnić. Wampirowi marzyło się zdobycie pierścienia światła i chciał nawet parę razy wziąć udział w tych durnych walkach. Prosił wtedy, żebym go dopingowała, ale ja zamiast tego próbowałam go zniechęcić. Miałam swoje powody. Gdyby Martin zginął, w armii Marcela nie byłoby już nikogo, z kim mogłabym się zadawać. Wśród poddanych Gerarda dominowała banda dupków i debili, z którymi zamienienie jednego słowa powodowało natychmiastową niechęć.

Zeszłam do klubu, w którym wampiry spędzały większość czasu. Nocni łowcy przeczekiwali tam do zachodu słońca, bo inaczej nie mogli swobodnie krążyć po mieście. Było tam wszystko, co powinno być w barze. Skórzane kanapy, barek z nieograniczoną ilością alkoholu, stół do bilarda, tarcza do gry w rzutki. Istny raj dla wycofanych krwiopijców, gdzie co rusz były spraszane nieświadome ofiary.

Nie ma się czym chwalić, ale Lauren, Sarah i Andy nie raz gościli w skromnych progach nadnaturalnego azylu. Członkowie społeczności nie raz przyssali się do ich żył, a ja w tym czasie stałam obok i pilnowałam, żeby wampirki nie przeholowały. Byli tacy co próbowali, więc zafundowałam im nieprzyjemny ból głowy. Ach. Tęsknię za Krwawym Cierniem. Jego moc nie była mi już niezbędna, bo potrafiłam się obronić własnymi rękoma, ale dodatkowa ochrona nigdy nikomu nie zaszkodziła. Z pomocą Krwawego mogłam zadać ból czarownicom, a to już było coś. Ta jędza Sophie dalej nie zapłaciła za to, że mnie zostawiła w tym lesie na pastwę losu! Ciekawe, co by było, gdyby mnie ktoś znalazł i zrobił krzywdę? Czy ta kretynka w ogóle o tym pomyślała?

Bite me ⚜ The OriginalsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz