✞Rozdział 53✞

1.1K 72 80
                                    

W Nowym Orleanie nastał nowy dzień i każdy z mieszkańców dostał kolejną szansę na odmianę swojego życia. Dla niektórych była to świetna okazja do spacerów i aktywności na świeżym powietrzu, z wyjątkiem rodziny Pierwotnych.

Trójka wampirów siedziała w zacienionej jadalni, przy długim stole, suto zastawionym przysmakami. Mimo tego, że półmiski uginały się od wyśmienitego jedzenia, żadne z rodzeństwa nie chwyciło za sztućce. Atmosfera była dość napięta.

— Dlaczego nasze wspólne posiłki są zawsze takie niezręczne? – skwitowała blondynka, podnosząc do ust szklankę wypełnioną krwią.

— Nie jestem jasnowidzem, ale zazwyczaj mamy sobie coś do zarzucenia – Klaus uśmiechnął się cierpko.

— Dobrze – wampirzyca odstawiła naczynie na stół – Zatem, macie mi coś do zarzucenia? – zapytała, lustrując braci wzrokiem.

— Ależ oczywiście, że nie, Rebeko – Elijah naznaczył twarz ciepłym uśmiechem.

— Polemizowałbym – prychnął mieszaniec. Najstarszy westchnął ciężko. Zapowiadało się na całkowicie normalne, rodzinne śniadanie.

— Niklausie, jeśli masz jakiś problem, to się nim podziel – brunet wyciągnął chusteczkę i położył sobie na kolanach.

— Proszę bardzo – po głosie Pierwotnego można było dojść do wniosku, że on tylko czekał na takie słowa. Klaus był miłośnikiem robienia scen – Nasza siostra przed laty zupełnie świadomie wezwała Mikaela – syknął, piorunując wampirzycę wzrokiem – Nowy Orlean spłonął, my musieliśmy uciekać, rozdzielać się, a i tak nie zasłużyliśmy na to, by to z ust Rebeki poznać prawdę! – podniósł głos.

— To było kilkadziesiąt lat temu, Nik, dalej będziesz mi to wypominał? – Pierwotna siostra nie pozostała spokojna – Poza tym, przeprosiłam, w ramach pokuty odeszłam tak, jak chciałeś! – w jej oczach stanęły drobne łzy.

— Czyżbyś insynuowała, że upływający czas działa na twoją korzyść, siostro? – zadrwił blondyn – Tylko dlatego, że zdradziłaś nas kilkadziesiąt lat temu, mam tak po prostu zapomnieć o wszystkim? – krew wrzała w jego żyłach.

— Bracie, uspokój się – przez głos Elijahy przebijała się irytacja.

— Nie oczekuję, że zapomnisz, aczkolwiek nie rozumiem twojej wrogości. Powiedziałeś, że zawsze mogę wrócić – blondynka gubiła się w tych zmiennych humorkach Klausa.

— Owszem, ale nie zapewniłem, że gdy zechcesz wrócić, to powitam cię z otwartymi ramionami – odpowiedział zimno.

— Niklaus, na miłość boską – warknął krwiopijca – Rebekah popełniła błąd, ale wystarczająco już zadośćuczyniła. Jesteśmy rodziną i nie pozwolę, żebyśmy zamiast jednoczyć, mieli się dzielić – spojrzał na brata surowo.

— Twój upór jest daremny, drogi Elijah – rzucił blondyn – Trudno będzie o zjednoczenie rodziny, dopóki są w niej zdrajcy – ostatnie słowa kierował bezpośrednio do młodszej siostry. Rebekah na te słowa wstała od stołu.

— Wsadź sobie to śniadanie, Nik – prychnęła i wampirzym tempem uciekła z jadalni.

— Rebekah! – zawołał Elijah, ale blondynka nie reagowała — Znakomicie – zironizował Pierwotny – Mam nadzieję, że jesteś z siebie zadowolony, bracie? – dłonią wskazał na krzesło, przy którym jeszcze chwilę temu siedziała Rebekah.

— W rzeczy samej. Teraz mogę z pełnym zaangażowaniem rozkoszować się śniadaniem – Klaus odpowiedział bezczelnym uśmieszkiem – Podaj mi z łaski swojej pieczywo – poprosił, nic sobie nie robiąc z tego, że doprowadził do wyjścia blondynki.

Bite me ⚜ The OriginalsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz