Spojrzałam na zegarek i uśmiechnęłam się do siebie. Już za siedem minut miało minąć dokładnie dwadzieścia lat od momentu, w którym się urodziłam. Niezbyt miłe było spędzanie urodzin w poczekalni, ale od starszych słyszałam że cała procedura trwa tylko kilka minut i potem można wrócić do domu. A ja zdecydowanie miałam do czego, bo mama jak zwykle zrobiła mój ulubiony wiśniowy tort i lemoniadę. Zapomniałam zabrać ze sobą telefonu, więc dla zabicia nudy przyglądałam się twarzom moich rówieśników, zastanawiając się który z nich może być moją drugą połówką. Może to ten blondyn na przeciwko? A może ta wysoka dziewczyna która siedzi po mojej prawej i co chwila zerka na mnie ukradkiem? Przyszedł mi do głowy też szatyn z kręconymi włosami do ramion, który z nerwów dreptał po korytarzu tam i z powrotem, rzucając każdemu podejrzliwe spojrzenia.
- Zoe Bell?
Podskoczyłam słysząc swoje imię. Młoda kobieta z teczką w ręku posłała mi ciepły uśmiech, który zapewne miał mi dodać otuchy, po czym poklepała po ramieniu mężczyznę który siedział obok drzwi. Ostatnie, co pamiętam przed wejściem do jej biura, to szeroki uśmiech osoby siedzącej na przeciwko okna, której twarz rozświetlały promienie popołudniowego słońca. Na sekundę nasze spojrzenia się spotkały, ale zanim zdążyłam odwzajemnić uśmiech urzędniczka zatrzasnęła za mną drzwi. Wzdrygnęłam się, ale ona to zignorowała, popychając mnie lekko w stronę pustego krzesła. Usiadłam na nim, zbyt zestresowana żeby spojrzeć na twarz mężczyzny który siedział tuż obok.
Kobieta usiadła na przeciwko nas, wciąż szeroko się uśmiechając. Poprawiła okulary i położyła przed nami czerwoną teczkę.
- Jason, Zoe- obdarowała każde z nas uspokajającym spojrzeniem.- Dziś jest wasz wielki dzień. Czekaliście na siebie całe dwadzieścia lat, aby od teraz móc cieszyć się sobą do końca swoich dni. Ze wszystkich danych jakie udało nam się zebrać w przeciągu ostatnich dwóch dekad, jesteście idealnym zestawieniem. Macie 97% szans na utworzenie absolutnie idealnego związku, który fantastycznie wpłynie na wasze zdrowie psychiczne, karierę, stabilność finansową i życie rodzinne. Innymi słowy..
- 97%?- wyrwało mi się, zanim zdążyłam zakryć usta dłonią. - Ja.. przepraszam, proszę kontynuować.- zsunęłam się nieco z krzesła, bardzo chcąc jednak wsunąć się totalnie pod ziemię żeby nie musieć czuć zmieszanego spojrzenia Jasona i kobiety, oraz palących policzków.
- Tak, 97%. To bardzo dobry wynik. Nie parujemy nikogo ponizej 95%, więc wszystko pomiędzy 95% a 100% jest jak najbardziej w porządku.
- Ale.. ale co z tymi trzema procentami?- Mój mózg zaczyna pracować coraz szybciej, a serce stara się go dogonić. Zasycha mi w ustach więc próbuję przełknąć ślinę, ale nic z tego.
- Te trzy procent to co najwyżej prawdopodobieństwo różnicy zdań na temat tego co zjeść na kolację, albo który film obejrzeć. Choć z tym raczej nie powinno być problemu, ponieważ wasze gusty są idealnie kompatybilne. Ale dość już o tym, inne pary czekają na swoją kolej.
Wymieniłam się niepewnym spojrzeniem z Jasonem, który najwidoczniej też był dość zmieszany ponagleniem.
- Poproszę was o podpis tutaj- Wysunęła w moją stronę śnieżnobiałą kartkę z czarnym drukiem, wskazując długim, czerwonym paznokciem na puste pole u dołu strony. To samo zrobiła z drugą kartką, tym razem przesuwając ją w stronę Jasona.
Obdarzyliśmy się ostatnim spojrzeniem i posłaliśmy dość słabe uśmiechy, które oznaczały mniej więcej 'od dzisiaj siedzimy w tym razem, więc lepiej to zaakceptować'.
CZYTASZ
Sublimity
RomansaUrzędnicy pracują w pocie czoła, aby każdy przed skończeniem dwudziestego pierwszego roku życia znalazł swoją bratnią duszę. Kiedy dwie osoby zostaną sobie przydzielone, nie ma mowy o niepowodzeniu. Będą tworzyć związek idealny. Aż do śmierci. Wszy...