rozdział pierwszy

5 0 0
                                    

Tort wiśniowy i lemoniada po raz pierwszy nie smakowały mi tak dobrze jak kiedyś. Grzebałam widelcem w talerzu, ignorując kierowane w moją stronę raz po raz zmartwione spojrzenia. Od powrotu z urzędu straciłam całą radosc i ekscytację, którą czułam rano. Goście pytali się mnie kilkukrotnie co mnie gryzie, ale nikomu nie byłam w stanie opisać tego, co czuję. Przygotowałam się chyba na to, że list dostanę dopiero za kilka miesięcy, tak jak moja mama. Urodziny obchodziła w kwietniu, a list przyszedł dopiero w wakacje. Ale pech chciał, ze moją bratnią duszę znaleziono dokładnie dzisiaj, wiec nikt nie był na tyle cierpliwy by iść na pocztę i wsadzić do skrzynki kopertę z wezwaniem a potem czekać, aż do mnie dotrze. Za to od samego rana bombardowali mnie telefonami. Dlatego czułam sie niezwykle, bo przecież tak szybkie dobranie partnera bardzo rzadko się zdarza, więc byłam przekonana, że to będzie ktoś naprawdę wyjątkowy, a.. a widząc Jasona jakoś tak się nie poczułam. Po wyjściu z biura podałam mu tylko swój numer i powiedziałam żeby poczekał jakieś dwie godziny zanim zadzwoni bo zostawiłam telefon w domu. Nie zadzwonił, ale wysłał wiadomość "Tu Jason. Jeszcze raz- sto lat.".

- Zoe, babcia chciałaby się z tobą pożegnać.Mama z babcią stały w przedpokoju, przyglądając mi się uważnie. Babcia posłała mi ciepły uśmiech, ale widziałam w jej oczach, ze coś ją trapi. Wstałam od stołu by ją uściskać i wysilałam się nawet na uśmiech, ale nie udało mi się jej nabrać.

 - Wszystko będzie dobrze. Jak będziesz chciała odpocząć, pamiętaj że jesteś u mnie bardzo mile widziana- wyszeptała mi do ucha i zwolniła uścisk.

 Za babcią zaczęli wychodzić też inni goście, po raz kolejny życząc mi wszystkiego co najlepsze. Kiedy mama zamknęła drzwi za ostatnią osobą, wyszłam na ogród i opadłam na plastikowe krzesło. Ostatnie promienie słońca przyjemnie ogrzewały mi skórę, pozwalając na chwilę odejść wszystkim emocjom które towarzyszyły mi tego dnia. Dawno nie czułam takiej ulgi. Po chwili usłyszałam brzęk kostek lodu odbijających się od ścianek szklanki. 

- Lemoniady?- Spytała mama, wysuwając w moją stronę jedną z dwóch szklanek.

- Chętnie- Odparłam, i po raz pierwszy tego dnia posłałam jej szczery uśmiech. Wszystko wydawało się znowu normalne, jakby zupełnie nic się nie wydarzyło. Za to najbardziej ją kochałam- obojętnie jak źle by nie było, ona zawsze była w stanie sprawić, że wszystkie problemy znikały a nasze życie wydawało się utopią.

 Zamknęłam oczy aby całkowicie rozpłynąć się w tym przyjemnym, letnim popołudniu i raz po raz popijałam lemoniadę. Kiedy ostatnie promienie słońca schowały się poza drzewami, na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka. Uznałam to za znak, że już czas wrócić do środka. Sięgnęłam po telefon który leżał na blacie, a moim oczom ukazały się cztery wiadomości. Wszystkie od mojej przyjaciółki, Macy. Napisała, że ma dla mnie niespodziankę i że mam jak najszybciej ubrać się w coś wyjściowego i spotkać się z nią pod adresem, który poda mi gdy będę już gotowa. Z ekscytacji moje serce przyspieszyło, a ja pognałam na górę do swojego pokoju. Po przerzuceniu wszystkich ubrań w szafie wybrałam moje ulubione dzwony i luźną bluzkę, do których założyłam czarne buty na platformie. Wciąż nie wiedziałam co to za niespodzianka, więc postawiłam na coś w czym będę czuła się najwygodniej. 

Wysypałam na toaletkę wszystkie pędzle do makijażu i wtedy naszła mnie pewna myśl- czy powinnam napisać do Jasona? W końcu byliśmy sobie przeznaczeni, więc może powinniśmy już zacząć się poznawać i spędzać więcej czasu razem? Z każdym kolejnym etapem nakładania makijażu ten pomysł się jednak oddalał, aż zniknął całkowicie. Na wyjściu spryskałam się ulubionym perfumem i spojrzałam jeszcze raz na telefon- miałam wiadomość z adresem od Macy i jakieś pół godziny do momentu kiedy porządnie się zdenerwuje, więc czym prędzej zbiegłam na dół po schodach.

- Wychodzę, będę nocować u Macy!- krzyknęłam do mamy, która zmywała naczynia i kątem oka zerkała na telewizor w którym leciała akurat jej ulubiona telenowela. Krzyknęła coś w odpowiedzi, ale trzask drzwi wyjściowych sprawił że nie zrozumiałam, o co dokładnie chodziło. Nadjeżdżał mój autobus, więc wyciągnęłam rękę żeby dać znać kierowcy i pognałam na przystanek, prawie upuszczając po drodze telefon. Wchodząc do autobusu ledwo mogłam złapać oddech.

SublimityOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz