Gdzie ona jest? Co mnie podkusiło, aby samemu zanieść jej nowe ubranie? Powinienem był wysłać Caelena, przy odrobinie szczęścia nie wróciłby żywy. Chłopak ostatnio za dużo sobie pozwala w stosunku do Eleny, która wydaje się tym faktem uradowana. Eh, kiedyś jej duma wpakuje ją w takie tarapaty, że nawet mi nie uda się jej pomóc. Jeszcze niedawno była takim beztroskim dzieckiem, a teraz potrafi tylko przyciągać problemy. Osiwieję przez nią. A jeśli nie z jej winy, to przez Cienia i jego ludzi. Skąd on ich bierze? Już sam nie jestem pewien, które z nich jest gorsze. Elena przynajmniej czasami pozwala sobie przemówić do rozsądku. Natomiast Caelen zazwyczaj słucha rozkazów, czego nie można powiedzieć o Vilianie. Ciekawe czy Cień specjalnie nie zwalił mi jej na głowę, bo sam nie dawał rady z kobietą? Będę musiał mu za to podziękować. Aczkolwiek muszę przyznać, że dziewczyna potrafi walczyć i ma świetne oko, przydałby się taki strzelec. Jednak to tylko kobieta, wprawdzie z sercem wojownika, ale te jej fochy doprowadzają mnie do szału.
Gdzie ja jestem? Czy już tędy nie przechodziłem? Te drzewa wyglądają podejrzanie znajomo. Chwila, czy ja słyszę plusk?
— Viliana, jesteś tutaj?
Z całą pewnością hałas dochodził stąd, więc gdzie ona jest? Oczywiście wiedźma znowu znalazła kolejny sposób, aby pograć na moich nerwach. Akurat musiała się na mnie uwziąć, a nawet nie był to mój pomysł. Powinienem jej powiedzieć, ale jeszcze uznałaby mnie za tchórza. Jednak ta kobieta jest gorsza od Eleny, wszystko potrafi przekręcić.
— Słuchaj dziewko, nie mam czasu na zabawę w chowanego — warczę na tyle głośno, że usłyszałaby mnie nawet pod wodą.
No i miałem rację. Wynurzyła się z wody niczym topielica, która wabi nieszczęśników ku pewnej śmierci. I jakby inaczej musi mnie poczęstować swoim kpiącym uśmieszkiem.
— Dziewko, tak się odnosisz do swojej pani?
— Pani — prycham, lecz ona jak zwykle nic z tego sobie nie robi i zaczyna się śmiać. Żmija. — Chyba za mocno uderzył cię w głowę.
— Pewnie żal ci? Może następnym razem ci się poszczęści. — Babsztyl nie może odpuścić choć raz, gdyby była facetem, dawno pokazałbym, gdzie jest jej miejsce w szeregu. — Czemu mnie szukałeś?
— Przyniosłem ci nowe odzienie.
— Miło mi, że sam kapitan straży pofatygował się z nim do mnie. — Spuszcza głowę w parodii ukłonu. — Dziękuję, mam nadzieję, że moje.
— No cóż, jeszcze nie. — Nie mogę powstrzymać się od złośliwego uśmiechu. Zwłaszcza widząc jej zawiedzioną minę, gdy wyciągam połyskujący delikatnie materiał. — Kolejną suknię. Elena twierdzi, że będzie ci w niej do twarzy.
— Szmaragdowa, kochana Elena — syczy przez zaciśnięte zęby, aż jej żyłka pulsuje na skroni. Jest wściekła i to bardzo. Czemu mnie to tak cieszy? — Bez przesady, jesteśmy już niedaleko.
— Jednak jeszcze dzień drogi, więc nie marudź i ubieraj ją — rozkazuję tonem nieznoszącym sprzeciwu, dając jasno do zrozumienia, kto tu rządzi.
Oczywiście mierzy mnie gniewnie swoimi zielonymi tęczówkami, aż mi się gorąco robi i mimowolnie ściskam mocniej materiał. Nie mam zamiaru ulec temu wzrokowi. Z niekłamaną satysfakcją kazałbym jej nosić to odzienie cały rok, nawet gdyby miała mnie kiedyś udusić podczas snu.
— Dobra, niech ci będzie — mówi z rezygnacją. Lecz tajemniczy uśmiech, który pojawił się na jej ustach, niepokoi mnie. Co ta jędza znowu kombinuje?
— Co ty robisz?! — krzyczę zbyt głośno, gdy dociera do mnie, że zaczyna iść w moim kierunku.
— Nie widać? Mam zamiar wyjść z wody.
CZYTASZ
Viliana - Black Heart
FanfictionMinęło siedem lat od zakończenia wojny, która pochłonęła tysiące istnień. Król Mandaville został wówczas zmuszony do podpisania barbarzyńskiego traktatu pokojowego. Powoli kraj chyli się ku upadkowi. Lecz nadal żyją w nim ludzie, którym los ludu nie...