Rozdział 3. ☛ Reven

64 10 47
                                    


— Kiedy mają przybyć?

Zdenerwowany Allard patrzył na mnie ze słabo ukrywaną niechęcią. Nawet się nie dziwiłem. Ciężko mu będzie dojść do siebie po ostatnich wydarzeniach w Egros. Musi poradzić sobie z tym, jeśli chce zostać królem. Słaby król to zły król. A najlepiej niech nie wtrąca się i pozwoli mi działać, to wszyscy będą szczęśliwi. I może nawet wygramy?

— Oczekuję ich dziś, najpóźniej jutro. 

Kiwa ze zrozumieniem i znowu zaczyna z determinacją gapić się w mapę, jakby od samej tej czynności miałoby się coś zmienić w naszej sytuacji. Chłopak powinien w końcu zrozumieć, że grając czysto, nie wygra wojny, lecz sprytem i gotowością do poświęceń. Cel uświęca środki – to jest jedyna zasada, którą należy stosować.

— Proszę. — Jak na zawołanie do moich uszu dolatuje zaproszenie księcia. 

Mam nadzieję, że to oni. Na pewno mieli ciekawą podróż. Znając Viliane już o to zadbała. Sprawdzam na wszelki wypadek, czy maska dobrze leży. Elena nie powinna jeszcze poznać mojej tożsamości.

— Teraz nasza wesoła kompania jest w komplecie. — Mówię uradowany ich widokiem, rozpościerając ręce.

Coś nie są zbyt szczęśliwi, aż tak wymęczyła ich podróż? A może już widzieli moje dzieło? Niemożliwe, wtedy Elena nie byłaby taka spokojna. Niezłego siniaka ktoś jej sprawił. Uśmiecham się, domyślając się kto. Muszę się dowiedzieć, jak to się stało.

— Śmiało, dołączcie do naszych samobójczych obrad.

— Optymistyczne prognozy dla nas przewidujesz — prycha Allard.

Czemu on musi być taki sztywny? Jutro każdy z nas może umrzeć, więc nie ma co tracić czasu na ponure myśli. Rozkoszujmy się dniem dzisiejszym. 

— A gdzie jest Viliana? — Dobre pytanie książę. 

Patrzę na Caelena, który uśmiecha się szeroko, za to Elena szybko odwraca wzrok. Szuber, a cóż to za rumieniec? Słonko, czyżbyś za bardzo zaszalała?

— Nic jej nie jest — odpowiada kapitan. Tylko podziwiać, jak szybko zapanował nad ciałem. Nawet najmniejsza nuta w jego głosie nie zdradziła, co naprawdę czuje. — Zapewne szuka swojego ubrania w moich rzeczach.

— Ubrania? — Allard podnosi ze zdziwieniem brwi, aż mi się śmiać chce. Przyjacielu, lepiej się przygotuj.

— A co kazaliście jej jechać nago? — mówię wesoło, nie spuszczając wzroku z chłopaka. 

Jaki on jest delikatny. Zaczynam wierzyć, że nigdy nie był z kobietą, żeby tak się wstydzić niczym cnotliwa panienka. Tatuś zaniedbał jego edukację, jak i wiele innych ważnych rzeczy. Będzie trzeba zająć się również i tym.

— No wiesz, jak możesz tak mówić? — piszczy oburzona Elena, patrząc na mnie z obrzydzeniem. I dobrze, może w końcu przejrzy na oczy, a Allard przestanie snuć te swoje domysły.

— Tylko żartowałem. — Podnoszę obie ręce na znak poddania, choć nadal uśmiecham się złośliwie. Niestety tego nie widzi. Czasami ta maska strasznie mnie uwiera. W końcu będę musiał się jej pozbyć raz na zawsze. Mam nadzieję, że to już niedługo. — Gdyby to była prawda, żadne z was nie dotarłoby tutaj w całości. — Caelen parska zbyt głośnym śmiechem. On wie, o czym mówię.

W końcu udaje się mu jakoś opanować i zapada niezręczna cisza, którą po chwili przerywa Elena, pytając się o los lorda Grassla. Moja odpowiedź, tak jak sądziłem, szokuje ją. Powinna wreszcie zrozumieć, że nie jestem żadnym pieskiem salonowym. Wychodzi pospiesznie, a Caelen podąża za nią, podając mi dyskretnie niewielkie zawiniątko. Zaraz chowam je za sobą, zanim reszta się zaciekawi. 

Viliana - Black HeartOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz