— Kiedy mają przybyć?
Zdenerwowany Allard patrzył na mnie ze słabo ukrywaną niechęcią. Nawet się nie dziwiłem. Ciężko mu będzie dojść do siebie po ostatnich wydarzeniach w Egros. Musi poradzić sobie z tym, jeśli chce zostać królem. Słaby król to zły król. A najlepiej niech nie wtrąca się i pozwoli mi działać, to wszyscy będą szczęśliwi. I może nawet wygramy?
— Oczekuję ich dziś, najpóźniej jutro.
Kiwa ze zrozumieniem i znowu zaczyna z determinacją gapić się w mapę, jakby od samej tej czynności miałoby się coś zmienić w naszej sytuacji. Chłopak powinien w końcu zrozumieć, że grając czysto, nie wygra wojny, lecz sprytem i gotowością do poświęceń. Cel uświęca środki – to jest jedyna zasada, którą należy stosować.
— Proszę. — Jak na zawołanie do moich uszu dolatuje zaproszenie księcia.
Mam nadzieję, że to oni. Na pewno mieli ciekawą podróż. Znając Viliane już o to zadbała. Sprawdzam na wszelki wypadek, czy maska dobrze leży. Elena nie powinna jeszcze poznać mojej tożsamości.
— Teraz nasza wesoła kompania jest w komplecie. — Mówię uradowany ich widokiem, rozpościerając ręce.
Coś nie są zbyt szczęśliwi, aż tak wymęczyła ich podróż? A może już widzieli moje dzieło? Niemożliwe, wtedy Elena nie byłaby taka spokojna. Niezłego siniaka ktoś jej sprawił. Uśmiecham się, domyślając się kto. Muszę się dowiedzieć, jak to się stało.
— Śmiało, dołączcie do naszych samobójczych obrad.
— Optymistyczne prognozy dla nas przewidujesz — prycha Allard.
Czemu on musi być taki sztywny? Jutro każdy z nas może umrzeć, więc nie ma co tracić czasu na ponure myśli. Rozkoszujmy się dniem dzisiejszym.
— A gdzie jest Viliana? — Dobre pytanie książę.
Patrzę na Caelena, który uśmiecha się szeroko, za to Elena szybko odwraca wzrok. Szuber, a cóż to za rumieniec? Słonko, czyżbyś za bardzo zaszalała?
— Nic jej nie jest — odpowiada kapitan. Tylko podziwiać, jak szybko zapanował nad ciałem. Nawet najmniejsza nuta w jego głosie nie zdradziła, co naprawdę czuje. — Zapewne szuka swojego ubrania w moich rzeczach.
— Ubrania? — Allard podnosi ze zdziwieniem brwi, aż mi się śmiać chce. Przyjacielu, lepiej się przygotuj.
— A co kazaliście jej jechać nago? — mówię wesoło, nie spuszczając wzroku z chłopaka.
Jaki on jest delikatny. Zaczynam wierzyć, że nigdy nie był z kobietą, żeby tak się wstydzić niczym cnotliwa panienka. Tatuś zaniedbał jego edukację, jak i wiele innych ważnych rzeczy. Będzie trzeba zająć się również i tym.
— No wiesz, jak możesz tak mówić? — piszczy oburzona Elena, patrząc na mnie z obrzydzeniem. I dobrze, może w końcu przejrzy na oczy, a Allard przestanie snuć te swoje domysły.
— Tylko żartowałem. — Podnoszę obie ręce na znak poddania, choć nadal uśmiecham się złośliwie. Niestety tego nie widzi. Czasami ta maska strasznie mnie uwiera. W końcu będę musiał się jej pozbyć raz na zawsze. Mam nadzieję, że to już niedługo. — Gdyby to była prawda, żadne z was nie dotarłoby tutaj w całości. — Caelen parska zbyt głośnym śmiechem. On wie, o czym mówię.
W końcu udaje się mu jakoś opanować i zapada niezręczna cisza, którą po chwili przerywa Elena, pytając się o los lorda Grassla. Moja odpowiedź, tak jak sądziłem, szokuje ją. Powinna wreszcie zrozumieć, że nie jestem żadnym pieskiem salonowym. Wychodzi pospiesznie, a Caelen podąża za nią, podając mi dyskretnie niewielkie zawiniątko. Zaraz chowam je za sobą, zanim reszta się zaciekawi.
CZYTASZ
Viliana - Black Heart
FanfictionMinęło siedem lat od zakończenia wojny, która pochłonęła tysiące istnień. Król Mandaville został wówczas zmuszony do podpisania barbarzyńskiego traktatu pokojowego. Powoli kraj chyli się ku upadkowi. Lecz nadal żyją w nim ludzie, którym los ludu nie...