Jeden: Cena lojalności

2.4K 203 94
                                    

Pokój wspólny Slytherinu był niemalże opustoszały. Większość uczniów zdążyła już pójść spać; pierwsze tygodnie szkoły okazały się dość ciężkie, a nauczyciele od początku nie mieli zamiaru im odpuszczać. W pomieszczeniu zostało zaledwie kilka osób — głównie siódmoklasistów, którzy mieli na głowie znacznie ważniejsze sprawy niż nauka.

Leanne wywróciła oczami, gdy Rosier po raz kolejny zaśmiał się głośno w odpowiedzi na żart Wilkesa, dotyczący szlam i Mugoli. Nie przeszkadzało mu to, że słyszał go już któryś raz; nawet dziewczyna, zwykle nieprzesiadująca z chłopcami z siódmego roku, zdążyła się z nim świetnie zapoznać. Nie wydał jej się śmieszny, ale, z drugiej strony, Avery miała dość wymagające poczucie humoru — wymagające inteligencji.

Mimo to uśmiechała się z ironią, co dla Ślizgonów stanowiło wystarczający dowód tego, że wcale nie gardziła ich towarzystwem i jakże światłymi poglądami. Byłaby skłonna nawet do szczerego uśmiechu, gdyby oznaczał on, że dadzą jej spokój i nie będą wymagali udziału w konwersacji.

— Macie jakieś wieści od Malfoya? — spytał Rosier, gdy przestał rechotać.

Nagle całe towarzystwo spoważniało, a Leanne uniosła wzrok znad podręcznika, aby spojrzeć na pozostałych chłopców i wybadać ich reakcję. Twarz Snape'a nie wyrażała żadnych emocji — jak zwykle zresztą. Za to Wilkes i Mulciber wyglądali na nieco zawiedzionych.

— Nie. Ostatni raz rozmawiałem z nim podczas wakacji. Kazał mi uzbroić się w cierpliwość — rzekł ten drugi i spojrzał z wahaniem na dziewczynę, jakby zastanawiał się, ile może powiedzieć w jej obecności. — Czarny Pan wie, że jesteśmy zainteresowani wstąpieniem w jego szeregi. Szuka jednak odpowiedniego momentu, aby sprawdzić, czy bylibyśmy dla niego użyteczni.

Ach, a więc stąd wzięły się jego wątpliwości. Leanne wcale nie dziwiła się, że poważnie rozważał zachowanie milczenia; jej nazwisko nie pozostawiało złudzeń, co do rodzinnych poglądów, ale o pewnych sprawach nie należało mówić głośno. Zwłaszcza wtedy, gdy rodzinne poglądy nie musiały wcale pokrywać się z tymi osobistymi, jak niewątpliwie było w przypadku Avery.

Niezależnie od tego jak duży wpływ wywierali na nią rodzice i całe środowisko, była daleka od angażowania się w nadchodzącą wojnę. Zdawała sobie sprawę, że dopóki sam Czarny Pan nie wykaże nią zainteresowania, nie musiała wcale deklarować się po którejkolwiek ze stron, co niezwykle jej pasowało. Nie popierała poglądów dotyczących czystości krwi i konieczności eksterminacji wszystkich mugolaków. Nie cierpiała jednak hipokryzji, która zdawała się podążać wszędzie tam, gdzie obrońcy światła. Wystarczyło spojrzeć choćby na Blacka i Pottera, żeby dostrzec, jak ślepi potrafili być, gdy chodziło o ich własne grzeszki.

Leanne spojrzała na Snape'a, który przyglądał się dogasającym płomieniom w kominku. Jego skóra wyglądała na niemalże papierową, a słabe, żółte światło sprawiało, że oczy chłopaka wydawały się jeszcze bardziej zapadnięte i podkrążone. Bił się z myślami, nawet jeśli wszyscy inni widzieli w nim obraz niezachwianego spokoju oraz obojętności. Dziewczyna znała go zbyt długo, aby uwierzyć, że jego fasada odzwierciedlała to, co działo się w środku.

Każda wzmianka o Tym-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać doprowadzała go do stanu głębokiego zamyślenia. Bił się z myślami, bo nie był jeszcze pewny, co właściwie zamierzał zrobić. Wykazywał się jednak na tyle dużą inteligencją, by wszyscy inni szczerze wierzyli w jego niezachwianą lojalność.

— Wątpię, żebyśmy dostali szansę, zanim ukończymy szkołę — stwierdził smętnie Wilkes. — Co niby moglibyśmy dla niego zrobić, dopóki siedzimy w tym zamczysku?

Sekret odwagi [Remus Lupin x OC]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz