Leanne westchnęła ciężko, patrząc na swój eliksir, który wyglądał co najmniej kiepsko. Nigdy nie uważała się eksperta w tej dziedzinie magii, ale zwykle radziła sobie całkiem przyzwoicie — szczególnie ze Snape'em siedzącym obok i prychającym za każdym razem, kiedy próbowała zrobić coś głupiego. Tym razem także słyszała jego niewybredne komentarze, ale nie miała siły zwracać na nie uwagi.
Nie wiedziała, co skłoniło ją do zaakceptowania zaproszenia Rosiera, by dołączyła do ich biesiady, odbywającej się w Pokoju Wspólnym. Właściwie sprowadzała się ona do grania w szachy, plotkowania na temat uczniów pozostałych domów i dzielenia się spostrzeżeniami na temat debilizmu Huncwotów. Avery doszła do wniosku, że właściwie nie miała nic przeciwko spędzeniu czasu w czyimś towarzystwie — a szczególności w towarzystwie alkoholu, przemyconego przez chłopców do zamku.
Alternatywą było zresztą położenie się spać, co w ostatnich tygodniach przypominało istną katorgę; najpierw nie mogła zasnąć, a potem budziła się w środku nocy, dręczona dziwnymi, niepokojącymi obrazami, które nie miały dla niej żadnego sensu.
Niemniej potężny ból głowy sprawił, że szybko pożałowała swojej decyzji. Fakt, że obudziła się na kanapie w Pokoju Wspólnym, przytulona do Fabiena Mulcibera, wcale nie poprawiał sytuacji. Na szczęście udało jej się wstać bez obudzenia chłopaka, ale nie wątpiła, że pozostali zdążyli mu już donieść, co się wydarzyło.
— Lupin się na ciebie gapi — mruknął Severus, a ona wbiła w niego nieprzytomne spojrzenie.
— A powinno mnie to interesować... dlaczego? — spytała zachrypniętym głosem, na dźwięk którego Snape uśmiechnął się kpiąco.
On jako jedyny postanowił trzymać się z daleka od Ognistej Whiskey, co pozwoliło mu dokładnie zapamiętać szczegóły wieczoru, których nie omieszkał wypomnieć Leanne. Dziewczyna wolałaby nie pamiętać, że wolała wysłuchiwać słodkich słówek Mulcibera, zamiast przylać mu po gębie.
— Ostatnio dość często mu się to zdarza — stwierdził Snape, a ona wywróciła oczami, po czym zamieszała w kociołku bez animuszu.
Eliksir i tak był już do wyrzucenia.
— Najwyraźniej ty też obserwujesz go dość często, skoro mówisz to z takim przekonaniem — odparła, ale nie zdołała powstrzymać się od zerknięcia w stronę Gryfona.
Faktycznie spoglądał w jej kierunku, a jego eliksir — co widziała już z daleka — miał wściekle zielony kolor, choć powinien być niebieski. Zmrużyła oczy, a on — ku jej zdziwieniu — uśmiechnął się nieśmiało. Rozejrzała się wokół, będąc niemalże pewną, że to nie ona była adresatem tego jakże przyjaznego gestu. Wszyscy byli jednak zajęci własnymi miksturami — definitywnie patrzył więc na nią.
— Co mu odwaliło? — wymamrotała bardziej do siebie niż kogokolwiek innego, a Snape parsknął śmiechem.
— Może twoje żarty zbierają teraz żniwa — zakpił.
Leanne doskonale wiedziała, o czym mówił; jeszcze niedawno każda sytuacja, żeby pognębić najspokojniejszego z Huncwotów wydawała jej się darem od losu. Skrupulatnie wykorzystywała jego zażenowanie, chociaż mogłaby zwyczajnie dać mu spokój. Bawiła się jednak zbyt dobrze, widząc jego rumieńce i panikę w oczach.
Mimo to nie miała wątpliwości, że Lupin nie przyglądał jej się z powodu głupich żartów. Jego zachowanie było związane z tym nieszczęsnym spotkaniem na korytarzu, które Avery wolałaby wyrzucić z pamięci; budziło w niej wiele sprzecznych emocji, a te z kolei nigdy nie były mile widziane.
CZYTASZ
Sekret odwagi [Remus Lupin x OC]
FanficLeanne zdecydowanie nie chciała mieszać się w nieswoje sprawy. Zamierzała uciec tak daleko, jak tylko się dało i zapomnieć o tym, że kiedykolwiek należała do chorego światka arystokracji. Chciała spokoju. Chciała żyć z myślą, że jej przeznaczenie wc...