Remus Lupin był skonfundowany. I nie chodziło wcale o zaklęcie, jakie tamtejszego ranka postanowił rzucić na niego James Potter, uznając to za doskonały żart. Nie chodziło także o zbliżającą się pełnię, która zawsze oddziaływała na niego w znaczący sposób.
Chodziło o Leanne Avery i chaos, jaki zapanował w jego głowie po ich ostatnim, niezwykle przypadkowym spotkaniu.
Skłamałby, gdyby powiedział, że wcześniej nie zwracał na nią uwagi. Była Ślizgonką, a jej sukowatość, jak wielokrotnie określał to Syriusz, stanowiła cechę trudną do przeoczenia. Wszyscy wiedzieli, że należało trzymać się od niej z daleka, a przynajmniej schodzić z drogi, gdy ona szła z naprzeciwka. Mimo to nie była nawet w połowie tak znielubiona jak chociażby Snape albo pozostali Ślizgoni z kółka wzajemnej adoracji.
Remus nie do końca rozumiał, na czym polegał fenomen dziewczyny, ale miała w sobie coś, co nie pozwalało mu na definitywne skreślenie jej z listy osób godnych uwagi. Black był zresztą podobnego zdania, chociaż on uzasadniał je zwykle bardzo prostym, by nie powiedzieć prostackim argumentem — Leanne była całkiem ładna.
Nie... To nie było dobre określenie. Zdecydowanie nie należała do klasycznych piękności, a coś w jej twarzy było dziwnie egzotyczne. Może chodziło o oczy, dość szeroko rozstawione i duże, co zwykle wyglądałoby niedorzecznie, podczas gdy ją czyniło interesującą? A może o wyjątkowo ciepły odcień skóry, przywodzący na myśl raczej mieszkańców południowych krajów? Kiedy się uśmiechała — nawet kpiąco i złośliwie — w jej policzkach pojawiały się dołeczki, uwydatniając tylko krągłość twarzy.
Pewność siebie, doszedł w końcu do wniosku chłopak i westchnął cicho. To ona decydowała o tym, że Leanne Avery, pomimo braku klasycznej urody, wciąż była uważana za atrakcyjną. To także ona sprawiała, że Remus nigdy nie umiał znaleźć słów w jej towarzystwie i błaźnił się niemalże za każdym razem. Przy okazji Ślizgonka wydawała się osobą, która naprawdę nie miała problemu z byciem bezpośrednią. Mówiła to, co myślała, a tematy tabu zwyczajnie dla niej nie istniały.
Lupin nie wiedział, co o niej sądzić. Z jednej strony było tak, jak mówił Syriusz — bardzo łatwo byłoby mu uzależnić się od jej obecności. Głównie dlatego, że nigdy nie patrzyła na niego z pogardą. A przynajmniej pogarda w oczach Leanne nie miała nic wspólnego z jego często porwanymi szatami albo iście chorobliwym wyglądem. Patrzyła na niego dokładnie tak jak na innych. Nie czuł się przez nią oceniany, chociaż wszyscy wokół robili to niemalże nieustannie, wytykając go palcami i plotkując.
Z drugiej strony wciąż używała słów, które nierzadko raniły. Zwykle zawierały w sobie prawdę, nie mógł temu zaprzeczyć, ale Avery nigdy nie przejmowała się cudzymi uczuciami. Miał wrażenie, że nie przejmowała się także własnymi — albo rozpaczliwie próbowała się nimi nie przejmować.
Ich rozmowa zostawiła go z niejasnym przeczuciem, że pomimo usilnych starań wcale nie szło jej tak dobrze. Pamiętał ostatnie spojrzenie, które posłała w jego stronę. Być może mu się przywidziało — światło było w końcu nikłe, a dzieląca ich odległość także nie pomagała — ale miał nieodparte wrażenie, że dostrzegł w jej oczach coś na kształt wyrzutu, a nawet głębokiego rozczarowania.
Tylko co ją tak bardzo rozczarowało?
Remus czuł się skonfundowany, bo wbrew wszystkiemu, co wiedział o Leanne Avery, zaczynał sądzić, że nie wiedział tak naprawdę niczego istotnego. Nie rozumiał, czemu nie chciała wybrać stron. Nie rozumiał, czemu sama nie prosiła o pomoc. Postawiona w ciężkiej sytuacji, musiała jej potrzebować, czyż nie?
CZYTASZ
Sekret odwagi [Remus Lupin x OC]
FanficLeanne zdecydowanie nie chciała mieszać się w nieswoje sprawy. Zamierzała uciec tak daleko, jak tylko się dało i zapomnieć o tym, że kiedykolwiek należała do chorego światka arystokracji. Chciała spokoju. Chciała żyć z myślą, że jej przeznaczenie wc...