Sześć: Potrzask

1.5K 148 76
                                    

Leanne zaczynała powoli przyzwyczajać się do uczucia wszechogarniającej niechęci do wszystkiego — dosłownie. Zdarzały się dni, gdy nawet wstanie z łóżka wydawało się raczej zbędnym wysiłkiem niż czymkolwiek innym; z dala od ciepłej pościeli i przyjemnego półmroku, panującego między zaciągniętymi, zielonymi kotarami nie czekało nic, poza problemami, z którymi zupełnie nie chciała się mierzyć.

Czuła się osaczona i do bólu wręcz poirytowana. Nieważne, jak bardzo próbowała zapomnieć o zbliżającym się spotkaniu z Lucjuszem Malfoyem, czujny wzrok Mulcibera i satysfakcja wypisana na jego twarzy skutecznie uniemożliwiały dziewczynie normalne funkcjonowanie.

Skłamałaby, mówiąc, że nie była przerażona. Nie spodziewała się, że Ślizgon postanowi zwrócić na nią uwagę, a już na pewno nie oczekiwała, że stanie się to w tak krótkim czasie. Rok szkolny ledwo się rozpoczął i nawet Huncowci nie zdołali jeszcze wpakować się w gigantyczne tarapaty. Tymczasem wystarczyło zaledwie kilka dni, kilka nieuważnych słów, aby Leanne stanęła przed wyborem, na który nie była gotowa.

Najgorsza nie wydawała się jednak perspektywa podjęcia decyzji. Znacznie gorsza była niepewność; nie wiedziała, czego spodziewać się po wyniosłym, chłodnym i nader inteligentnym dziedzicu bogactwa Malfoyów. Nie mogła wykluczyć możliwości, że wcale nie będzie oczekiwał od niej lojalnych deklaracji. Ba, uważała za wielce prawdopodobne, że nie zamierzał tak po prostu zaufać słowom Mulcibera.

Spotkanie miało być testem, na który Leanne nie mogła się w żaden sposób przygotować. Fabien doskonale wiedział, co robił, gdy kontaktował się z Lucjuszem. Satysfakcja, którą widziała zawsze, gdy ich spojrzenia się krzyżowały, nie wynikała jedynie z tego, że zwyciężył bitwę. Z jakiegoś powodu cieszyła go perspektywa posiadania nad nią władzy, wymuszenia na niej posłuszeństwa. Pragnął jej uległości, pragnął, by była jego sprzymierzeńcem — nawet jeśli nie stałoby się to z nieprzymuszonej woli.

Nie doceniła go. Nie sądziła, że naraziłby się samemu Malfoyowi, żeby tylko dopiąć swego; a jednak Mulciber zdawał się całkowicie rozluźniony. Zupełnie, jakby nie podejrzewał Leanne o odwagę, by faktycznie przeciwstawić się całemu światu, w którym została wychowana. Mimo jego zapewnień, że imponowała mu jej waleczność i buntowniczość, widział w niej dokładnie to, co ona widziała w samej sobie — tchórza.

Avery zacisnęła zęby, a siedzący obok niej Snape parsknął cicho. Od paru dni próbował wyciągnąć z niej jakiekolwiek informacje, ale Ślizgonka milczała, nie chcąc przyznać, że dała się wciągnąć w wojnę zdecydowanie zbyt szybko, zdecydowanie zbyt chaotycznie. Nie miała także ochoty patrzeć na wyraz jego twarzy, gdy usłyszałby o spotkaniu z Lucjuszem; poniekąd obawiała się, że zobaczyłaby w oczach Severusa zazdrość, a to jedynie pogorszyłoby jej humor.

— Jakiś problem? — spytała chłodno, a on uniósł brwi.

— Zadaję ci to pytanie od jakiegoś czasu. Dlaczego miałbym być z tobą szczery, skoro nie dostanę w zamian tego samego? — zakpił Snape, co Leanne skwitowała wywróceniem oczami.

— Możesz skłamać. Nie sądzę, by bardzo mnie to dotknęło — odparła i uśmiechnęła się słodko.

— Dlaczego właściwie nie chcesz się przyznać, że czeka cię spotkanie z Lucjuszem?

Avery spojrzała w jego stronę z zaskoczeniem, którego nie zdołała w pełni zamaskować, mimo usilnych starań. Kpiący uśmiech Snape'a zdradził jednak, jak nieudolne były jej próby.

— Skoro wiesz, co mnie dręczy, po co zadajesz mi w kółko to samo pytanie? — odbiła piłeczkę, a chłopak spoważniał nieco i nachylił się w jej stronę.

Sekret odwagi [Remus Lupin x OC]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz