Ja i ty

1.1K 72 23
                                    

Ja i ty.

Tacy sami i tacy różni.

Jak ogień i woda.

Jak ziemia i powietrze.

Połączyło nas to, co powinno nas zniszczyć.

I zniszczyło.

Dwa życia, dwa serca i dwa światy.

To był moment. Chwila, która utkwiła w mojej pamięci jak drzazga. Drażniła moje nerwy, nie pozwalała zapomnieć, raniła i sprawiała, że chciałam więcej.
Pamiętam, jakby to było dzisiaj.
Twoje spojrzenie lodowato błękitnych oczu. Stałeś pośród innych, nieruchomy jak posąg.
Wydawałeś się całkowicie odcięty od tego, co dzieje się wokół. Śmiechy, rozmowy i wygłupy kolegów omijały twoje nieruchome ciało, jakbyś był niewidzialny. Jednak ja cię widziałam.

Zbyt wyraźnie.

Uparcie nie odwracałeś wzroku, a na kształtne usta wpłynął, ten dobrze znany mi, drwiący uśmiech. Jednak tym razem było w nim coś innego, coś, co sprawiło, że moje ciało drgnęło, nie w tę stronę co powinno.

Zawsze robiłam krok w tył, jednak tym razem zrobiłam krok w przód.

Ku przepaści.

Przymknąłeś oczy, dłonie wepchnąłeś głębiej w kieszenie i lekko odchyliłeś głowę. Triumfowałeś. Już wtedy wiedziałeś, że wygrałeś.

A ja przegrałam.

Otoczyła nas cisza i pustka. Byliśmy sami, pośród zimnych ścian i chłodu jesiennego popołudnia.
Szepnąłeś moje imię.

Hermiona.

Pierwszy raz usłyszałam je z twoich ust. Wystarczył ten raz, by moja dusza rozpadła się na kawałki.
Twoje oczy znów patrzyły na mnie wielką siłą. Błyszczały, obiecując to, czego pragnęła niemal każda dziewczyna w promieniu kilku mil.

Każda pragnęła grzechu.

Tym właśnie byłeś. Ucieleśnieniem rozpusty, rozkoszy i zła. Byłeś wszystkim, co zakazane i niemoralne. Gdybyś tylko nie był tak idealny, wszystko potoczyłoby się inaczej.

Kolejny raz wypowiedziałeś moje imię. Tak, jakbyś głosem chciał doprowadzić mnie na szczyt i strącić w ciemną otchłań.

Pozwoliłam Ci.

Moje ciało błagało o twoją bliskość. Ból i płynny ogień w miejscu, które powinno milczeć, sprawiły, że całkowicie straciłam siebie.

Dla ciebie.

Potem kilka moich kroków. Z bliska byłeś jeszcze piękniejszy. Jak anioł piekieł.
Nie spuszczałeś ze mnie wzroku. Widziałam w nich swoje odbicie. Moja istota wydawała się niknąć w czarnych źrenicach, które stały się jeszcze większe i ciemniejsze, gdy byłam tak cholernie blisko.

Pochłonąłeś mnie całą.

Nie musiałeś nic mówić. Byłam stracona. Byłam stracona od chwili, gdy nasze spojrzenia się spotkały.
Kilka centymetrów dzieliło nasze usta. Serca zaczęły bić równym rytmem, coraz szybciej, pompując krew i rozgrzewając nasze ciała.

Uniosłeś dłoń. Twój dotyk sparzył mnie niczym promienie słońca. Jak lód i ogień w jednym.
Lekkie muśnięcie, jednak skóra na policzku krzyczała z bólu, a ja błagałam o więcej.
Gdy się pochyliłeś, gorący oddech owiał moją twarz. Pachniałeś pożądaniem.
Nieme pytanie w błękitnych oczach. Kiwnęłam głową.
A potem poczułam twój smak.

Wybaczam Ci / Miniaturka DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz