„When all those shadows almost killed your light"
Noc minęła im o wiele za szybko, niż by tego chcieli. Nim się obejrzeli musieli zacząć przygotowywać się do odjazdu pociągu.
Harry wstał dość wcześnie, bo zerknąwszy na zegar spostrzegł, że jest dopiero ósma rano. Przez chwilę siedział na łóżku zdezorientowany wczesną pobudką, jednak po chwili uświadomił sobie, iż to dziś jest ten wielki dzień. Dzień, w którym on i Cleo wyjeżdżają do szkoły magii w Hogwarcie.
Szybko wyskoczył ze swojego posłania, po czym zerwał się biegiem do łazienki. Wykonał wszystkie poranne czynności i usiadł na krześle stojącym przy biurku. Miał jeszcze około dwie godziny zanim będą musieli udać się na peron 9¾.
Przez chwilę zastanawiał się czy Cleo i Adam jeszcze śpią, jednak po chwili stwierdził, że idzie do nich, bo nie będzie siedział sam w pokoju nudząc się.
Wpierw udał się do pokoju brunetki. Nie chciał bowiem umrzeć przedwczesną śmiercią tylko dlatego, że nie obudził dziewczyny, by ta mogła uszykować się i zdążyć na pociąg.
Zapukał do pokoju i gdy nie usłyszał żadnej odpowiedzi wszedł. Cleo i Laura, bo tak miała na imię dziewczyna, z którą brunetka dzieliła pokój, smacznie spały. Harry podszedł do kuzynki i zaczął ją lekko szturchać. Dziewczyna wydała z siebie tylko kilka niezadowolonych pomruków i odwróciła się w drugą stronę.
- Cleo, obudź się. Musisz wstać i uszykować się na wyjazd do Hogwartu. - powiedział, lecz nawet to nie podziałało. Potter westchnął i stwierdził, że musi przejść do bardziej drastycznych metod.
Poszedł po szklankę, którą napełnił lodowatą wodą i wylał ją na brązowooką. Ta jak oparzona podskoczyła i po chwili leżała na podłodze, natomiast Harry trzymał dłoń przy ustach tłumiąc śmiech.
- Zwariowałeś?! - wrzasnęła wkurzona.
- Nie dało się ciebie inaczej obudzić. Próbowałem na wszelkie sposoby, ale ty spałaś jak kamień...
- Co jest grane? Czemu się tak drzecie? - zapytała zła i niewyspana Laura.
- Moja droga siostrzyczka sobie smacznie spała i zapomniała, że dziś wyjeżdżamy do szkoły, dlatego przyszedłem ją obudzić.
- Co? To już dzisiaj?! - krzyknęła Lavish.
- Przestań się wydzierać, bo cały sierociniec obudzisz. To wy się szykujcie. Mam nadzieję, że zobaczymy się na święta, a jeszcze powodzenia na zajęciach. - powiedziała już bardziej rozbudzona.
- Dzięki - odpowiedział Harry - A ty Cleo zacznij się szykować, bo jest już godzina dziewiąta, a o jedenastej pociąg odjeżdża ze stacji. Musimy jeszcze dojść na Kings Cross, więc masz pół godziny.
- Nie mogłeś obudzić mnie wcześniej?
- Nie marudź tylko szykuj się. - powiedział i wyszedł. Tym razem kierował się do pokoju szatyna. Chciał się z nim jeszcze pożegnać przed wyjazdem.
Dotarłszy na miejsce zapukał do drzwi. Od razu usłyszał wydobywające się zza drzwi „proszę". Wszedł do środka i zastał Adama czytającego książkę. Uśmiechnął się pod nosem widząc, że czytaną przez bruneta książką był „Quidditch przez wieki".
- Hej. Co tutaj robisz? Nie powinieneś się szykować? - zapytał zaciekawiony Lawrence.
- Jestem już gotowy, a nie to co Cleo, która dopiero co wstała z łóżka. - Oznajmił z nutą rozbawienia w głosie. - Przyszedłem się pożegnać, bo zapewne następnym razem zobaczymy się dopiero na święta.
CZYTASZ
Czy ja jeszcze żyje?
FanfictionPrzez całe swoje życie był już w czterech różnych rodzinach. Każda była gorsza od popszedniej. Gdy po raz kolejny trafia do domu dziecka stwierdzono u niego choroby psychiczne i odesłali go do szpitala psychiatrycznego. Ma zaledwie 14 lat i przeżył...