Rozdział 1 - ,,Czemu aż TAK mnie nie lubisz?"

1.2K 69 75
                                    

~ Jeszcze raz, proszę ~ powiedział Slenderman w ich głowach po tej nieudanej misji.
Byli teraz oboje w jego gabinecie.
Mieli gałązki we włosach i podarte ubrania. Zwłaszcza na kolanach.
Toby patrzył w ziemię drapiąc się po ramieniu, a Masky miał schowane ręce do kieszeni i także miał odwrócony wzrok od bruneta.
- To wszystko jego wina! - wypalił nagle osiemnastolatek.
- Och, moja wina? A kto się wywyższał? - burknął w jego stronę. Chłopak nadal na niego nie patrzył.
- Ja wcale się nie wywyższałem i nie moja wina, że odpuściłeś pracę dla jakichś 'książek'?
- Książki pogłębiają moją wyobraźnię i uspokajają mnie! - odparł.
- Szkoda tylko, że ty nie masz wyobraźni - wystawił mu język.
- Jak ktoś tak "dorosły" może być tak dziecinny... - mruknął pod nosem.
Toby rozszerzył oczy. Trafił w jego czuły punkt...
Slenderman trzymał się za głowę z łokciami na swoim biurku.
~ Czyli w miejscu misji na oczach 20 dzieciaków i 3 opiekunów zaczęliście się bić, tak? ~ spytał już zmęczony ich postawą.
- A co? - burknął Toby.
~ A to, że macie szczęście, że nie zadzwonili po policję! ~ krzyknął w ich głowach.
Toby westchnął cicho zirytowany.
- Nic by się nie stało, gdyby Masky się tak nie przyczepiał... - wywrócił oczami z dezaprobatą.
- Aha, czyli to teraz wszystko moja wina? - wyskoczył na niego zirytowany.
~ I co?! Znowu zaczynacie?! Kara! Dwa dni nie wychodzicie z pokoi ~ stwierdził Slender.
- Jesteśmy pełnoletni! Nic nam pan nie może zrobić. - warknął Masky.
~ A! Mieszkacie pod moim dachem, żyjecie z mojej kieszeni, więc mogę wam kazać co chce. A teraz do pokoi! ~ wydarł się.
Toby warknął i wyszedł z gabinetu trzaskając drzwiami.
Masky za nim poszedł.
Wziął poduszkę z kanapy i rzucił nią w niego.

- To wszystko przez ciebie! - zarzucił mu.
Toby zacisnął dłonie w pięść.
- Gdyby nie ty i twoje ,,Jestem od ciebie lepszym prøxy" nic by się nie stało! - dodał krzykiem.
Toby odwrócił się do niego i na niego skoczył.
Usiadł mu na biodrach i zaczął szarpać za kołnierz kurtki.
- To nie jest moja wina! Mówię to ostatni raz!... - nie skończył, bo Hoodie wziął go pod pachy i odciągnął od niego.
- Wo wo wo - powiedział zaskoczony reakcją młodszego bruneta - Co się dzieje? - spytał i odwrócił go do siebie, aby spojrzeć mu w oczy.
Toby'emu łzy napłynęły do oczu.
Wyrwał się z jego uścisku i pobiegł na górę zamykając się w pokoju.

Hoodie położył ręce na biodrach patrząc na swojego przyjaciela nadal siedzącego na podłodze po ataku młodszego.
- I co? - spytał - Jesteś z siebie dumny?
- Niby co ja znowu zrobiłem? Zawsze się mnie obwinia! - krzyknął i pobiegł na górę zamykając się w pokoju.
Hoodie został sam na dole i westchnął zmęczony.

~~~~~~~~~~~~~~~~
W pokoju Toby'ego
~~~~~~~~~~~~~~~~

Chłopak siedział na łóżku z podkulonymi kolanami pod podbródek i próbował się uspokoić.
Po chwili wszedł do niego XVirus chcąc w coś z nim pograć, ale kiedy zobaczył go w tym stanie podszedł do niego siadając obok.
- Hej, co się stało? - spytał pocierając ręką jego plecy.
- Dostałem karę.. znowu... To przez Tima! - krzyknął i wyprostował nogi.
- Ale jak to? Co się stało? - spytał próbując spojrzeć mu w oczy
- Dzisiaj na misji rzucił się na mnie, bo powiedziałem, że jestem lepszy. Co za spierdolina, no.. - burknął i skrzyżował ramiona na piersi.
Cody westchnął.
- No wiesz.. - zaczął - bywa... I masz rację... A na ile masz tą karę? - spytał.
- Mam dwa dni stąd nie wychodzić... - mruknął obrażony.
- Uhh... Ale jesteście dorośli, on nie może wam dawać kary!
- Powiedział, że mieszkamy pod jego dachem, żyjemy z jego kieszeni i mamy robić co nam każe.. - westchnął.
- No to.. ja nie wiem co mam zrobić... Może powinieneś przeczekać tą karę, a później z nim porozmawiać? - zaproponował.
Toby pociągnął nosem.
- Racja... - mruknął.
Cody uśmiechnął się lekko i pogłaskał go po głowie.
- To na razie - rzucił na odchodnym i wyszedł.

Toby jednak nie miał zamiaru czekać aż jego kara się skończy. Miał zamiar pogadać z nim teraz.
Wstał i wyszedł z pokoju kierując się do jego wroga.
Wszedł bez pytania i zastał go siedzącego przy biurku i mruczącego coś pod nosem.
- Ty, Wright! - warknął w jego stronę.
Mężczyzna odwrócił się do niego wyraźnie zirytowany.
- Czego, Rogers? Jak pamiętam miałeś nie wychodzić - burknął wywracając oczami.
- Po pierwsze: To jest nasza wspólna kara, więc ty także nie możesz stąd wychodzić, a po drugie: chcę porozmawiać - odparł krzyżując ręce na piersi.
- Och, do prawdy? A o czym taki "dorosły" pan Tobiasz chce ze mną pogadać? - spytał i zmarszczył brwi.
- Czemu aż TAK mnie nie lubisz? - spytał poważnie.
Masky'ego zdziwiło to pytanie.
Do oczu chłopaka ponownie zebrały się łzy.
- Kiedyś byliśmy takimi przyjaciółmi... Ciągle się razem bawiliśmy... Czemu nie może być tak jak kiedyś? - spytał z wyrzutem.
-... Nie będę o tym rozmawiać - rzucił, a Toby rozszerzył oczy w szoku.
Jego wargi zadrżały, a on sam wybiegł z jego pokoju trzaskając drzwiami.

Wrócił do swojego pokoju i zaczął łkać.
To tak bolało...
Myśl, że nie może być tak jak kiedyś...
Ale wszystko się zmienia...
Raz na gorsze, raz na lepsze.
Starzy przyjaciele odchodzą, tak już jest...
Nigdy nie będzie tak jak kiedyś...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~
W pokoju Masky'ego
~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Mężczyzna siedział przy biurku i opierał podbródek na dłoni patrząc przez okno.
Za oknem Ben, Sally i Lazari się bawili.
Patrzył na nich...
Przypominało mu to stare czasy, w których to on, Toby i Brian się tak bawili.
Z jednej strony chciałby, żeby te czasy wróciły, ale z drugiej trudno mu było to przyznać.
Wolał, żeby zostało tak jak jest.
Było mu z tym dobrze...
Ale to, że jemu było, wcale nie znaczy, że innym też.
Westchnął cicho i wstał kierując się do swojego łóżka.
Położył się w nim naciągając na siebie kołdrę.
Zamknął oczy starając się zasnąć.
Zakładał, że drzemka dobrze mu zrobi i pozwoli mu zapomnieć o jego rozmowie z brunetem.
Chwilę później zasnął...

Chcę, Abyś Mnie Pokochał.. || TicciMask || W Trakcie Pisania Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz