1.

1.7K 39 8
                                    

Natalia


Z moich ust wydobyło się ciche westchnięcie, gdy Kuba przez telefon umawiał się z Magdą. Zerknęłam na niego, nadal udając, że czytam, spisany przeze mnie, raport.
Łukasz ode mnie odszedł, mając już dość tego, że był tym drugim. A Kuba układał sobie życie z nauczycielką.
" - Kocham cię, Kuba. - powiedziałam cicho. Byłam w końcu z nim szczera tak bardzo, jak już dawno powinnam być. - Powiedz coś.
Dodałam, jak tylko siedział i na mnie patrzył. W końcu cicho chrząknął i pokręcił głową.
- Wybacz mi Natalia. Ja myślałem, że też cię kocham, ale...
- Ale pojawiła się Magda?
- Tak. - Złapał moją dłoń, którą od razu zabrałam z tego uścisku. - Wybacz mi. Wiem, że to przeze mnie, ale...
- Daj spokój. - Szepnęłam cicho i jednocześnie starając się wyrównać oddech. - Nie było tematu.
- Natalia...
- Nie. - Przerwałam mu szybko. - Ta rozmowa nie miała miejsca. Wróćmy lepiej do pracy. "
Ta rozmowa nic między nami nie zmieniła. Jedyne co, to Kuba nie wspominał przy mnie o swojej partnerce, ale wtedy też u mnie podziały się tak złe rzeczy, że nawet Anecie nie chciałam tego powiedzieć. Bo i po co? Całe życie musiałam zmagać się sama ze swoimi problemami i teraz nie było inaczej.
- Kuba? - Zaczęłam, gdy skończył rozmawiać. - Ja już skończyłam. Możesz to zanieść Kruczkowskiej, jak ty skończysz?
- Oczywiście. - Uśmiechnął się do mnie ciepło. - Wszystko dobrze?
- Tak. Migrenę mam.
- To może jednak cię odwiozę?
- Nie, nie trzeba. Do jutra.
Wzięła. Swoje rzeczy i wyszłam z naszego pokoju operacyjnego, a potem z komendy, nie spotykając na korytarzu nikogo znajomego.
- Natalia? - Na parkingu stała Łucja, trzymając przy uchu komórkę. - Wszystko dobrze?
- Jak zawsze.
- Oddzwonię. - Dodała do telefonu i schowała urządzenie do kieszeni. - Jesteś pewna?
- Matko kochana. Przez Interpol stałaś się jeszcze bardziej nieznośna. - Przeniosłam wzrok na nią, ale chyba ten komentarz bardziej ją rozbawił. - Przepraszam. Piekielnie boli mnie głowa.
- Widzę, skoro mnie przepraszasz. Podrzucić cię?
- A nie policzysz mi za benzynę?
- Nieeee... Ja być dzisiaj twój Uber. Ty dać dobru ocenku i fajnie będzie.
- A ty prawo jazdy masz?
- Ja bez wypadkowa ja... Boże, co za absurd. - Zaśmiała się i wsiadła do auta. - Co tam u ciebie?
Zapytała, jak odjechałyśmy spod komendy. Spojrzałam na nią, jednocześnie się zastanawiając, co ja mogę jej odpowiedzieć.
- W porządku. - Skłamałam, odwracając od niej spojrzenie. - Ale tylko trochę zmęczona jestem. A u ciebie? Dużo pracy w tym Interpolu?
- Zmiana tematu, co? Ta... Tylko mam mały problem.
- Jaki?
- Nie wiem, gdzie mam jechać.


Zaczęło się ściemniać, a ja nadal siedziałam na kanapie w tej samej pozycji, co na niej usiadłam zaraz po powrocie do domu.
Rozejrzałam się po pustym salonie, starłam łzy z policzków, a później rozebrałam się z kurtki. Nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić, to postanowiłam wziąć kąpiel. Bo i tak nie miałam nic lepszego do roboty.


W końcu, po tylu tygodniach, poczułam się tak dobrze, a nawet i lepiej. Oparłam głowę o brzeg wanny i westchnęłam. Szczypało, owszem. Ale to mi nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie. Wbiłam ostrze ponownie w nadgarstek i syknęłam, jak to mi rozcina skórę. Czułam, jak moja ręka zaczyna drętwięć bardziej, im więcej traciła krwi, więc zabrałam się za drugą rękę. Problem pojawił się, gdy wbiłam ostrze za mocno. Zabolało, a z rany poleciało mi znacznie więcej krwi, niż z tamtych. Zakręciło mi się w głowie. Zamknęłam oczy, ostrze z mojej dłoni opuszczając na podłogę. Wiedziałam, że tracę kontakt z rzeczywistością, trudno. Najwidoczniej tak musiało być, ale zaczęłam słyszeć czyjś głos. Głos, który wolał moje imię...


Otworzyłam oczy i pierwsze co zrobiłam, to uniosłam ręce do góry. Obie były zabandażowane od nadgarstków, prawie po same łokcie.
- Tak. - Spojrzałam na postać stojącą przy oknie. - Poradzę sobie z tym sama.
Chwilę patrzyłam na plecy Wilk, skoro stała odwrócona do mnie tyłem i rozmawiała przez telefon. Chciałam usiąść, lecz zakręciło mi się w głowie i upadłam na szpitalne łóżko, zamykając oczy.
- Nie. - Usłyszałam jej zdenerwowany głos. - Ty nic z tym nie rób. Sama się tym zajmę, jak znajdę trochę więcej czasu. Obserwuj to tylko. Natalia?
- Co się stało? Czemu ręce mnie tak szczypią?
- Nie pamiętasz? - Usiadła na krześle przy łóżku. - Natalia, spójrz na mnie.
- Pamiętam tylko wodę. - Odpowiedziałam w końcu, decydując się na nią popatrzeć. - I ból... Krew.
- Yhm... To chyba najdelikatniejsza wersja tego, co ja widziałam.
- To ty mnie wołałaś?
- Ta... Zostawiłaś telefon u mnie w aucie. Natalia, co się z tobą dzieje?
- Powiedziałaś komuś, że tu jestem?
- Na razie nie. Byłam zajęta oddawaniem ci krwi.
- Uratowałaś mnie. Po co? - Powiedziałam z wyrzutem i odwróciłam się do niej plecami. - Mniej zmartwień by było.
- Przestań tak pieprzyć, co? Natalia, możesz ze mną porozmawiać?
- Nie.
Myślałam, że wyjdzie. Myliłam się. Siedziała nadal w tym samym miejscu i wiedziałam, że na mnie patrzy. Jej spojrzenie aż paliło.
- Łukasz ze mną zerwał. - Powiedziałam cicho i usiadłam na łóżku, nie mogąc już tego znieść. - Bo uznał, że czuje coś do Kuby.
- A czujesz? - Milczałam. - I dał ci kosza?
- Tak delikatnie mówiąc. - Pociągnęłam nosem. - Potem się dowiedziałam, że jestem w ciąży. Poroniłam. Znowu.
- Jak znowu?
- Kiedyś... Z takim jednym... Też poroniłam. Po drugim mi lekarz powiedział, że nie mam już szans na dziecko. A wiesz, co jest w tym najgorsze?
- Hmmm...?
- Łukasz tydzień temu wziął ślub.
- Czekaj, ale wy...
- Tak. Zerwaliśmy ze sobą miesiąc temu. - Schowałam twarz w swoich dłoniach. - Jeszcze mi w pracy nie idzie. Tylko czekać, jak mnie Kruczkowska zwolni.
- Przecież by tego nie zrobiła.
- Nie pocieszaj mnie. Chcę stąd wyjść.
- To nie jest dobry pomysł.
- Bo?
- Bo chciałaś się zabić?
- I przez ciebie mi się to nie udało. - Do sali weszła pielęgniarka. Uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie. - Chcę wypis.
Powiedziałam, jak zabrała się do podłączenia mi kroplówki.
- Natalia...
- Nic mi nie jest. - Warknęłam do Łucji. - Chcę stąd wyjść.
Pielęgniarka wyszła, mówiąc coś o lekarzu. I tak mnie tu nie mogli trzymać siłą, zwłaszcza Łucja. Wilk patrzyła na mnie, ale nic nie mówiła. Widać było zmęczenie na jej twarzy, a jej oczy błyszczały troską, może nawet i była na mnie podirytowana. Westchnęłam.
- Nie patrz się tak na mnie.
- Nic nie robię.
- Obiecuję, że będę już grzeczna.
- Naprawdę?
- Tak. - Zwaliłam z siebie kołdrę. Byłam w pidżamach, ale w tych szpitalnych. Wtedy zdałam sobie sprawę, że mogła mnie widzieć nago. Zawstydzona Zakryłam się ponownie kołdrą. - Mam ubrania?
- Nie.
- Możesz...
- Jeśli później zgodzisz się ze mną porozmawiać.
- Nie mam wyjścia, co?
- Nie.
- W porządku. - Westchnęłam bezczynnie. - Ale jeśli nikomu nie powiesz.
- Dzwoniłam do Moniki. Powiedziałam jej, że wczoraj za dużo wypiłyśmy i zdychasz. Dała ci wolne do jutra. - Uśmiechnęłam się do niej wdzięcznie, ale to zignorowała. - Będę tak szybko, jak się tylko da. Co mam ci zabrać?
- Cokolwiek.
- Nic nie odwalaj.
Wzięła swoje rzeczy i wyszła z mojej sali. Położyłam się na łóżku, ścierając łzy, które popłynęły po moich policzkach...

Wszystko jest możliwe - GLINIARZEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz