5.

587 30 10
                                    

Natalia.

- Nie patrz się tak na mnie.
- Ja nic nie robię.
- Patrzysz się.
- Tak. Na światła. Czekam na czerwone.
- Kłamiesz. Martwisz się.
- No. Że te zielone się już nigdy nie pojawi.
- Łucja... - Westchnęłam, patrząc na jej twarz. - Ej.
- No co? - Westchnęła ciężko. - Jesteś pewna, że chcesz wrócić?
- Yhm. Łucja, więcej się to nie powtórzy.
- Wiem.
- Czuje się już lepiej.
- Widzę.
- Dzięki tobie.
- Ja myślę.
- Poza tym szefowa pozwoliła mi wrócić. Więc nie rozumiem, dlaczego się tak irytujesz.
- Ja się nie irytuje. Ale ta twoja szefowa, to jakaś walnięta jest, że od tak ci pozwoliła wrócić.
- E. Ja tam ją lubię. - Oparłam głowę o zagłówek i przymknęłam oczy. - Zajedziemy jeszcze po kawę?
- Nie.
- I na coś słodkiego z rana?
- To jednak może zajechać.



- Wróciłaś! - Po odprawie, poszłam z Kubą do naszego wspólnego pokoju operacyjnego. I jak myślałam, mój partner zaczął od razu swoje przesłuchanie. - Co się z tobą działo?
- Miałam urlop.
- Czemu mi nie powiedziałaś?
- Skończyłeś? - Usiadłam na krześle, ciężko wzdychając. - Byłam na urlopie, co tu więcej mówić?
- Co ci się stało w ręce?
- Słucham?
- Masz bandaże.
- Oh. - Poprawiłam rękawy bluzy, aby mi zasłoniły bandaże. - To nic takiego.
- Natalia.
- O, matko. Byłam sobie na spacerze w lesie. I w jakiś wnykach był uwięziony piesek. Uratowałam go, przy okazji trochę się skaleczyłam, ale pies jest cały i zdrowy. Nic takiego. - Spojrzałam na niego. Myślałam, że mi nie uwierzy, bo siedział na swoim biurku i tylko na mnie patrzył.
- No. - Uśmiechnął się szeroko. - To kawa dla bohaterki?
- Poproszę. Ale nie rozpowiadaj o tym nikomu, dobrze?
Prawda była taka, że nie miałam najmniejszej ochoty na kolejną kawę, ale chociaż na chwilę dał mi spokój. Czemu miałam wrażenie, że nasza przyjaźń tak nagle się zepsuła?



- Było tragicznie. - Usiadłam na kanapie obok Łucji. - Ciągle się mnie wypytywał o ten cholerny las i tego psa.
- Nie uwierzył ci?
- Problem polega na tym, że właśnie uwierzył. I jak sam później przyznał, że był ze mnie dumny.
- Ty wiesz, że on zerwał z tą całą Magdą? - Wypaliła nagle, siadając do mnie przodem. - Usłyszałam dzisiaj, jak Krystian sobie z Olgierdem o tym plotkowali.
- O. A mi nic nie powiedział.
- Bo buduje sobie grunt.
- Pod co? - Uśmiechnęła się do mnie. - Kpisz sobie ze mnie? Przecież sama nie chciałaś związków na wydziale.
- Na wasz może bym przymknęła oko.
- Fajnie jest być ulubienicą szefowej. - Uśmiechnęłam się. - Ale nie chcę być z Kubą.
- Ja już cię nie rozumiem. A co byś chciała?
- Byś już nie odchodziła do jakiegoś marnego Interpolu czy gdzieś indziej.
- Póki co, to ja się nigdzie nie wybieram.
- Ale mówię szczerze. Jakoś pewniej się czuje, gdy ty tam jesteś. Jakoś to wszystko lepiej działa.
- Jesteś coś dla mnie wyjątkowo miła. Chcesz podwyżkę?
- Nie. - Zaśmiałam się cicho. - Chociaż myślałam, że ty siebie bardziej doceniasz.
- Słucham? Ty przypadkiem nie plotkujesz z moją matką o mnie?
- Eee... Nie.
- To był głupi pomysł, że cię tam zabrałam.
- Oj, Łucja.
- Piekielnie zły.
- Oj, już się nie dąsaj. - Wzięłam jedną z małych poduszek leżących na kanapie i nią ją uderzyłam lekko w ramie. - No, Wilk, no.
Zachciało mi się śmiać, gdy tak się na mnie patrzyła.
- Zaraz ciebie złapię we wnyki. - Zanim cię zorientowałam, Łucja uderzyła mnie drugą poduszką. - Jedno słowo.
- Wino?
- Ty się naprawdę kiepsko czujesz. Halo?
- Przecież ja nie biorę żadnych leków. No? Tylko mi nie mów, że musisz już iść do domu. Bo ja cię stąd tak łatwo nie wypuszczę.
- To groźba?
- Obietnica. Czekaj tu.
Uśmiechnęłam się do niej i poszłam do kuchni po wino oraz kieliszki.
Z początku źle się czułam, że z Łucją tak się zaprzyjaźniłam. Ale z każdym kolejnym spotkaniem było lepiej. Niegdyś groźna, wredna oraz surowa policjantka, która zjawiła się tak nagle i tak bardzo namieszała w naszym zawodowym życiu, okazała się być tak troskliwą, życzliwą i zabawną osobą. I tak naprawdę w tym ostatnim okresie, tylko na nią mogłam polegać. Bo przede wszystkim tylko z nią miałam ochotę przebywać i rozmawiać. Miałam wrażenie, że tylko ona mnie rozumie i naprawdę stara mi się pomóc, a nie tylko głupio pociesza.
- Ej, wszystko dobrze?
- Co? Tak, zamyśliłam się. - Uśmiechnęłam się do niej. - Długo mnie nie było?
- Trochę. - Usiadła na blacie szafki. Wtedy rozgległ się dzwonek do drzwi. Obie najpierw spojrzałyśmy w tamtą stronę, a później na siebie. - Co za gości sprowadzasz przed północą?
- Nie wiem. - Otworzyłam wino i rozlałam trochę do kieliszków. - Ale przecież nikt nie musi wiedzieć, że tu jesteśmy. Prawda?



Po długim, męczącym dniu, wracałam na pieszo do domu. Nie chciałam skorzystać z propozycji Kuby, aby mnie odwiózł, chociaż to on się dobijał do mnie wczorajszego wieczoru. Nie powiedział, po co przyszedł, ale to chyba i tak nie było aż takie ważne.
Usłyszałam dźwięk dzwoniącej komórki. Odebrałam widząc na wyświetlaczu imię szefowej.
- Cześć.
- Hej. Gdzieś ty się podziała?
- Idę do domu. Musiałam się przejść i odetchnąć... Powiedzmy, że świeżym powietrzem.
- Coś się stało?
- Nie. Nie chciało mi się na ciebie czekać. Zwłaszcza, że masz znowu jakieś przeboje z Krystianem.
- A nic mi nie mów. - Westchnęła ciężko. - Cholera mnie z nim trafi, przysięgam. Gdyby nie to, że mógłby mnie oskarżyć o mobbing czy o inne gówno, to już bym dawno go pieprzła w ten durny łeb.
- Ma do ciebie żal o degradację Olgierda?
- Ehem.
- A wiesz, co dalej w sprawie Zosi?
- Z tego co wiem, to w jej pokoju znaleźli kilkanaście woreczków, z sama wiesz czym i sporą ilość gotówki.
- Czyli ten wyskok przed policjantem, to nie był tylko jednorazowy?
- Nie. Ona twierdzi, że ktoś to jej podrzucił, a jej odciski palców się znalazły tam przypadkiem. No i Olgierd broni swojej córeczki, przy okazji zachowując się, jak obrażony gówniarz.
- I co zamierzasz z nimi robić?
- Na razie nic. Poczekam, popatrzę... A potem...
- Wielkie bum?
- Zależy, w jakim humorze będę. Mniejsza. Dość o pracy. Zbieram się do domu. Gdzie jesteś? Podjechać po ciebie?
- Nie. Jestem pięć minut od domu. Ale nie pogniewam się, jak przyjedziesz po mnie rano.
- Jak bardzo rano?
- Nie wiem. Ty jesteś szefową, zaskocz mnie.
- Boże, ja chyba wrócę na to bezrobocie.
- Też cię lubię. - Zaśmiałam się cicho. - To do jutra?
- Yhm. Będę po ósmej.
- Przyszykować śniadanie?
- Ty chyba sobie ze mnie żartujesz? - Usłyszałam zdenerwowany głos Łucji. - Cholera, muszę kończyć. Jak nie będzie naleśników, to ja nawet auta nie odpalam.
- Będą. Powodzenia tam.
- Przyda się.
Zakończyłam rozmowę i schowałam komórkę do kieszeni. Nagle poczułam mocne uderzenie w tył głowy i zrobiło mi się ciemno przed oczami.

Wszystko jest możliwe - GLINIARZEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz