ROZDZIAŁ I

49 4 0
                                    

– Dywilthrze! – Po niewielkim pomieszczeniu rozniósł się donośny krzyk mężczyzny. Przyprószone siwizną brązowe włosy, podrygiwały z każdym jego krokiem, gdy krążył po pokoju od okna do przeciwległej ściany. – Czego nie zrozumiałeś w mojej ostatniej prośbie?! – wyrzucił z siebie gniewnie, pod koniec warcząc pod nosem. W pewnym momencie zatrzymał się na środku obranej przez siebie drogi i posłał zdenerwowane spojrzenie swoich złotych tęczówek między dwoma fotelami, wlepiając wzrok w dużo młodszego mężczyznę siedzącego na fotelu naprzeciwko z nieco znudzoną miną.

Czarnowłosy mężczyzna, gdy wyczuł na sobie wzrok, podniósł nieco znudzone spojrzenie ze swoich idealnie równych, nieco przydługich paznokci. A uwierzyć, że dopiero co wczoraj świeżo je piłował. Nieśpiesznie przebiegł wzrokiem po całym pomieszczeniu, zatrzymując się na złotych oczach swojego ojca.

– Poczekajmy na alfę – oznajmił znudzony, ze stoickim spojrzeniem znosząc natarczywe spojrzenie. Uwagi jego ojca już od dawna zaczęły spływać po nim jak po kaczce, od kiedy to jego ukochany brat bliźniak przejął władzę nad watahą.

– Po kim ty te geny odziedziczyłeś?! – warknął wkurzony, znowu zaczynając krążyć w kółko.

– Obstawiam, że po twoim teściu – prychnął pod nosem Dywilth i wrócił do oglądania swoich paznokci. Zdecydowanie powinienem je spiłować – przeleciało mu przez myśl, gdy niechybnie zahaczył o obicie starego czerwonego fotela, na którym siedział. O ostre zakończenie jednego z jego paznokci zahaczyła się nitka, przez co ten przeklął w myślach. Od kiedy dowiedział się kim jest, nigdy nie wyparł się swojej drugiej natury, lecz niektóre rzeczy strasznie utrudniały mu życie codzienne. Nie lubił swoich, zdecydowanie za szybko rosnących, paznokci oraz uszu, które wyglądały jak u elfa. Chociaż były też plusy. Lubił swoje kły oraz wieczny spokój. Wszystkie wilkołaki, którymi się otaczał, chodziły wkurzone, kiedy on był oazą spokoju.

– Nie pyskuj! – skarcił go złotooki, gdy spojrzał na niego przelotnie pomiędzy dwoma fotelami.

– Dicryd idzie. – Szybko obwieścił czarnowłosy, gdy do jego uszu dotarł odgłos kroków jego brata, który ewidentnie z wielką niechęcią wspinał się po schodach. Mężczyzna przeniósł jeszcze na chwilę spojrzenie na swojego ojca, który dalej krążył pomiędzy fotelami. Tak mu się spodobało obserwowanie go, gdy ten znikał i pojawiał się między fotelami, że zaczął go dokładnie śledzić wzrokiem, a jego źrenice rozszerzały się zwężały.

– Nie patrz się na mnie jak na swoją ofiarę Dywilthrze – ostrzegł go starszy mężczyzna, gdy przystanął i zaczął przyglądać się synowi.

– Co mam poradzić ojcze? – spytał się mężczyzny, wracając wzrokiem do wkurzonych oczu. – Jestem tylko kotem. – Na potwierdzenie swoich słów, przystawił dłoń do ust, po czym polizał ją, żeby po chwili przejechać nią sobie po włosach. Starszy mężczyzna tylko westchnął ciężko, przyglądając się swojemu ulubionemu synowi, który aktualnie ewidentnie się z niego nabijał. Miał nadzieję, że syn robił sobie z niego żarty. Przecież nie mógł wychować, aż takiego głąba.

Na całe szczęście do pomieszczenia wszedł kolejny mężczyzna w wieku czarnowłosego, tylko o włosach w kolorze brązu.

– Dicryd! – Wesoło wykrzyknął Dywilth, przenosząc wzrok na swojego brata bliźniaka. Od razu wyczuł od brata zapach lasu i krwi jakiejś sarny. Zapewne dopiero co wrócili z polowania – przeleciało mu przez myśl, gdy dokładnie skanował jego sylwetkę, śledząc każdy jego ruch. Nowo przybyły zajął jeden z dwóch foteli naprzeciwko czarnowłosego, a po chwili koło niego usiadł ich ojciec.

– O co tym razem chodzi? – spytał Dicryd, zwracając się do ojca.

– Jak o co? O to, co zawsze – oburzył się zdenerwowany złotooki, przypominając sobie co znowu wywinął jeden z jego synów. – Zmienił się debil! I żeby nam dopiec, zrobił to w oranżerii, gdzie spotykają się wilki. To jest ich główne miejsce spotkań. Jak nie połączą jego zapachu z tym zapachem w oranżerii to będą debilami.

Przeznaczony CariadyWhere stories live. Discover now