Gwiazdy już dawno zasypały niebo, tworząc idealne miejsce dla księżyca, który dumnie prezentował swoją mniejszą połowę i oświetlał tej nocy ziemię. Niedaleko niego znajdował się ulubiony gwiazdozbiór Cariady, zwany Warkoczem Bereniki. Siwowłosa chwilę przyglądała mu się, po czym przeniosła wzrok na księżyc. Nie mogła uwierzyć, że już za parę dni będzie srebrnym sierpem. Srebrny sierp to była szczególna noc u populacji kotołaków Ducha gór. Wtedy księżyc pomimo wyglądu sierpa, oświetlał ziemię takim światłem, jakby była pełnia i wyzwalał ze swoich niewolników najskrytsze zwierzęce pragnienia. W ciągu roku była jedna taka noc w marcu. To właśnie wtedy, kiedy strażnicy wiosek znikali na jedną noc, plemiona wiedziały, że nadchodzi już wiosna. Cariada dotąd przeważnie spędzała tę noc na samotnej wędrówce po lasach. Nie miała wkoło żadnego samca, z którym mogłaby mieć młode, o których jej kocica marzyła, od kiedy tylko skończyła okres dorastania. I chociaż jak każda kocica z jej gatunku z początkiem kwietnia dostawała jedną ruję rocznie, to nie mogła mieć młodych. Choćby nie wiadomo jak się starała, nie mogła. Potrzebowała do tego samca, a jak w końcu takowy się znalazł, to się go bała i zaczęła mieć obawy, czy byłaby dobrą matką. W końcu sama takiej nie posiadała. Jej matka zastępcza była człowiekiem i chociaż darzyła ją prawdziwą matczyną miłością, to ona nie była do końca pewna, czy byłaby w stanie zaopiekować się swoim potomstwem.
Zwróciła wzrok w stronę dzieci, które właśnie wybiegły zza namiotu, bawiąc się w ganianego. Siedziała na pniu drzewa niedaleko wielkiego ogniska, na którym smażyło się mięso jelenia. Na sąsiednich pniach siedzieli inni mieszkańcy wioski. Wśród nich dostrzegła Yora i Denwa, którzy opowiadali dziewczynom, w tym Mojenie jak wyglądało dzisiejsze polowanie. Według dziewczyn z plemienia to właśnie oni byli przystojni, a to, że dodatkowo byli łowcami, stwarzało z nich smakowite kąski, jak to lubiła mówić o nich jej siostra.
– Oh, Cariado – westchnęła jej matka, podchodząc bliżej niej z niemowlęciem na rękach. – Jak dobrze, że jesteś. Zechciałabyś zająć się chwilę Wenulem? – zapytała z nadzieją, wyciągając ręce z najmłodszym mieszkańcem wioski, przed siebie. Cariada niepewnie wzięła je i przytuliła do siebie, spoglądając na uśmiechniętą twarzyczkę chłopczyka.
– Jasne – odpowiedziała, podnosząc wzrok z powrotem na kobietę. Jej oczy były podkrążone od nieprzespanych nocy, lecz na twarzy cały czas gościł szeroki uśmiech.
– Nawet nie wiesz, jak bardzo jestem Ci wdzięczna. Zaraz po niego wrócę – oświadczyła pewnie, po czym z powrotem zniknęła między namiotami. Jej matka, jako żona wodza miała na głowie wiele obowiązków. W tym opiekę i wychowanie dzieci, co czasami chyba ją przerastało, jak sądziła Cariada, obserwując ją od czasu do czasu.
Wróciła wzrokiem z powrotem do małego chłopczyka, który słodko zaczął wyciągać rączki przed siebie, chcąc złapać kosmyki jej włosów. Cariada delikatnie ułożyła go na swoich kolanach, odciążając jedną z rąk, po czym podała mu swój palec wskazujący. Uśmiechnęła się szeroko, gdy niemowlę złapało go i zaczęło dokładnie oglądać z każdej strony swoimi niebieskimi oczkami. Mimowolnie na twarzy siwowłosej wykwitł szeroki uśmiech, który niestety nie objął jej zamyślonych oczu. Myślami bowiem była przy swojej niedalekiej przyszłości i pytaniu, czy na pewno jest gotowa na to, aby zostać matką. Może powoli już zaczynało to podchodzić pod paranoję, gdyż nie będąc nawet w ciąży, myślała o tym, lecz nie mogła wyrzucić tego pytania z głowy.
– O czym tak myślisz? – Z początku Cariada nieco się wzdrygnęła, nie spodziewając się nikogo koło siebie, lecz po chwili podniosła wzrok na mężczyznę, który dosiadł się koło niej. Jej przyszywany ojciec mierzył ją teraz badawczym spojrzeniem, z lekkim uśmiechem błąkającym się na ustach. Pomimo czterdziestki na karku, wyglądał dalej tak samo, od kiedy tylko sięgała pamięcią. Nic się nie zmienił.
– O niczym ważnym – odpowiedziała zdawkowo, odwracając wzrok z powrotem w kierunku niemowlęcia, które zaczęło domagać się uwagi, łapiąc ją za jej długi warkocz, który miała przerzucony przez ramię.
– To prawda co chłopaki rozpowiadają? – spytał wódz, a widząc pytający wzrok siwowłosej, dodał: – O tym, że uratowali Cię przed jakimś innym Irbisem – sprecyzował, mierząc córkę uważnym spojrzeniem. Spodziewał się, że na wspomnienie tego zacznie płakać lub odwróci wzrok, lecz ta zaczęła się jedynie cicho śmiać.
– Oni uratowali mnie? – spytała pomiędzy napadami śmiechu, nie mogąc doprowadzić się do porządku. Niemowlę na jej kolanach również zaczęło chichotać rozbawione. – Dobry żart – powiedziała z uznaniem, po czym wzięła głęboki oddech, aby się uspokoić i opowiedzieć jak było naprawdę. Nie chciała, aby jej ojciec uważał samca za jakieś zagrożenie. – Wczoraj spotkałam Irbisa. Nie trwało to spotkanie długo. Przez jakieś dziesięć minut ja wpatrywałam się w niego, a on we mnie. Nic wielkiego. Powiedziałam o tym Mojenie, która od razu zaczęła mi wmawiać najgorsze scenariusze. Że on chce odebrać mi Was, że chce zająć moje miejsce i tak dalej. Dlatego dzisiaj wysłała ze mną na polowanie Yora i Denwa – podniosła wolną rękę w górę, chcąc pokazać ojcu, że ma jej nie przerywać. – Spłoszyliśmy razem całą zwierzynę i gdy już mieliśmy wracać do wioski, usłyszeliśmy huk. Okazało się, że to on powalił jednego z jeleni. Zaczął z nim podchodzić w naszą stronę, po czym mi go oddał. W podzięce podeszłam bliżej niego i okazałam mu trochę zaufania, a on na pożegnanie dotknął swoim nosem mojego, po czym wrócił do lasu. Nic więcej się nie wydarzyło – streściła całe dzisiejsze polowanie, a na twarzy wodza uformowała się mina, która wskazywała na to, że uważnie nad czymś myśli.
– Czyli chcesz mi powiedzieć, że oni kłamią? – dopytał, aby mieć całkowitą pewność. W odpowiedzi Cariada tylko skinęła głową. – Ale ty też mnie okłamałaś. Nie poinformowałaś mnie o pojawieniu się na tych terenach innego Irbisa – oskarżył ją, na co siwowłosa przewróciła oczami. Przed ojcem wolała grać twardą, gdyż gdyby tylko okazała mu chwilę słabości on mógłby uznać, że ona sama nie jest pewna co do intencji samca.
– Chciałam wiedzieć, na czym stoję. Dzisiaj przekonałam się co do tego, że ma przyjazne zamiary, a nawet bym powiedziała, że stara się o moje względy. Zdajesz sobie sprawę ojcze, z tego, jak mała jest nasza liczebność, po ilości wiosek, jakie nas otaczają – oświadczyła, przypominając mu, że oni są ostatnią wioską w zasięgu jakiś stu kilometrów. – Po następne oddał mi swoją zdobycz, nawet jej nie próbując. Może dla Was to nic dziwnego, lecz moja kocia strona odebrała to jako sygnał, że się o mnie troszczy – wytłumaczyła mu spokojnie, poprawiając ułożenie drugiej ręki, którą trzymała Wenula. – Po następne, gdyby chciał mnie zabić, zrobiłby to wczoraj na polanie – dopowiedziała, wzruszając beztrosko ramionami. Wódz tylko westchnął ciężko i skierował swój wzrok w kierunku ogniska.
– Nie chcę, aby coś Ci się stało. Jesteś moją córką – mruknął cicho, krzyżując ręce na kolanach.
– Wiem ojcze, ale nic złego mi się nie dzieje. Jestem uważna. Na polowania jak na razie nie będę chodzić sama. Będę bezpieczna. Obiecuję – przyrzekła, wpatrując się w profil mężczyzny.
– Córciu, ufam Ci, ale jak tylko on coś Ci zrobi, to nie będzie mnie obchodzić, że to może być ostatni przedstawiciel waszego gatunku – pogroził, przenosząc na nią wzrok i groźnie wymachując jej palcem przed nosem.
– Wiem tatusiu. – Cariada odpowiedziała mu z szerokim uśmiechem na twarzy. Naprawdę podobało jej się, jak ojciec o nią dbał, chociaż już od dawna nie była małą zagubioną dziewczynką, która nie wiedziała jak poradzić sobie z kocią stroną swojej natury.
– To skoro o tym wiesz, to jutro idę z tobą na polowanie osobiście – oświadczył z szerokim uśmiechem. Siwowłosa już otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, lecz on tylko uniósł dłoń, tak jak ona zrobiła to wcześniej. – Bez gadania. Chcę poznać tego osobnika. – I tymi słowami zakończył rozmowę, podchodząc bliżej ogniska, aby porozmawiać z resztą mieszkańców wioski.
YOU ARE READING
Przeznaczony Cariady
ChickLitWśród głuchych drzew tybetańskich lasów, wieki temu niosła się pieśń. Jej treść mówiła, że Duch gór postanowił spłatać ludziom figla. Wśród gatunku ludzkiego narodził się pół człowiek, pół drapieżnik, który zapoczątkował rodowi kotołaków. Ich popula...