Rozdział drugi

1 0 0
                                    

ㅤㅤW samym środku pompatycznego pomieszczenia z zanadto udekorowanymi firanami z jedwabiu i pełnym solenności swoistym żyrandolem pojawił się podstarzały facet przy tuszy w obscenicznym cylindrze koloru późnowieczornego granatu na wyłysiałej łepetynie i obcesową laską drewna brzozowego, pochodzącą od znajomego snycerza i wystruganą z krzyży żołnierskich miejscowego cmentarza. Można rzec, iż jego wizyta nieszczególnie była zaszczytną dla naszej królowej, lecz ciężko było go nie zauważyć, podczas gdy pałętał się z jednego miejsca na drugie w towarzystwie zapchlonego kundla z sierścią idealnego odcienia bieli – niech go diabli!
ㅤㅤJako sam w swojej osobie przejawiał skłonności do nadmiernego przechwalania się oraz demonstracji sztuczek, jakich nauczył swojego psa, oczekując przy tym okrzyku zachwycenia i głośnych brawur. Dzięki swoim nadnaturalnym zdolnościom, lokaj Vincent przekazał swojej pani wszystko, czego mógł dowiedzieć się na temat nieproszonego gościa z jego własnych myśli. Niestety, kryminalna przeszłość nie odstąpiła na krok jego wyrzutów sumienia i ciążącego nań poczucia winy, spowodowanego licznymi kradzieżami, w tym również noszonego w tym momencie surduta z prawdziwej skóry węża spoza granic. Uwadze królowej nie umknął też fakt o wymuszonym pryncypialnym posłuszeństwie na swoim pupilu, który z wielką radością bywał co i rusz szczuty złożonym z rzemienia sztucznym batem! „Nie, tego nie można zostawić w ten sposób" — pomyślał Vincent.

— Widzi pan, niełatwo było dostać taką zdobycz! — kontynuował wywód tamten, zwany Wasilyj „Pankracy" Gawriłow. — Tak naprawdę uczciwie ugrałem go w grze w poke...

Tutaj szprync zamilkł, jego gardło zacisnęło się niczym splecione grubą pętlą, przez co odruchowo objął je opasłymi palcami, w wyniku ingerencji perfidnych zdolności złośliwego wasala.

— N-no.. pokaż wszystkim, skarbulku, co ćwiczyłeś razem z panem — przenikliwym wzrokiem posłał psinie władcze spojrzenie, czym wprawił zwierzę w zakłopotanie. Całkowity obrót spraw, czworonóg teraz szczeka i wyraźnie okazuje bunt wobec polecenia za pośrednictwem... wiadomo kogo.

Ktoś z dystyngowanego stołu pokrytego śnieżnobiałym obrusem ze złotymi elementami przyniósł parę kości nadgryzionych ud kurczaka, jeszcze inny złożył podręczną, aksamitną chustkę w kulkę, nieudolnie próbując uspokoić zdziczałe ni stąd ni zowąd zwierzę. W pewnej chwili nastała cisza, hałas zniknął łącznie z zaistniałym chaosem, co pozwoliło Wasilyjemu zabrać głos.
— Psinko, daj tylko znać krótkim sygnałem, że nie gniewasz się i cieszy cię przynależność do takiej osobistości jak ja! — Cisza. Zero reakcji, co najwyżej przeszywająca na wskroś wymiana podejrzliwych spojrzeń.
ㅤㅤPozostali kamerdynerzy, wyraźnie oburzeni ośmieszającym wystąpieniem pana Pankracego, siłą postanowili wyprowadzić przybysza tam, skąd przybył i na wieki zapędzić go w miejsce, gdzie pieprz rośnie! Bez ruchu obserwująca całe zdarzenie z honorowego tronu Stella, z cicha chichotała w rękawiczkę na jasnej dłoni, nie spoglądając ani na Vincentego, ani na nikogo przebywającego wokół.



— Zostań ze mną — powiedziała.

— Tak jest, moja pani — czule pogładził jej czoło, odłożywszy na komodę iskrzący płomieniami knot na spodku od świecy. Wosk topniał pod wpływem ciepła wydzielanego przez ogień, czym spowalniał obraz trzepocących cieni po balustradzie jej karbowanego łoża. Ta noc była spokojna, inna od wszystkich pozostałych. Jedyna, kiedy Stella mogła zapaść w świat baśni i marzeń kamiennym snem, nie wierciła się, nie przekręcała z boku na bok, domagając się pierza w poduszce, zmiany pościeli, a co gorsza – innego miejsca do złożenia głowy.

Chłód w lipcuWhere stories live. Discover now