Rozdział piąty

2 0 0
                                    

ㅤㅤPrzymrozek nadchodzącej zimy dawał o sobie znać już w pierwszych chwilach pojawiania się białych płatków śniegu na niebie, które zwiastował koguci wrzask oraz ranny śpiew czeczotek. Młoda panienka owijała właśnie chudą szyję wełnianym szalem w kolorze krwistej czerwieni – nie da się ukryć, że od lat młodości uwielbiała wyróżniać się spośród prostego ludu. Dziś szczególny dzień – od śmierci jej pomagiera minęło, co do minuty, sto lat według francuskiego kalendarza rewolucyjnego. Jako że żyli w katolickim kraju, tutejsze klasztory na przedmieściach nie omieszkały pominąć tak istotnej ceremonii jak msza święta w intencji celebrowania uwolnienia się od tak wielu parszywych jednostek! Uparła się – mimo że dobrze wiedziała, iż powinna unikać wielkich przyjęć i chłopskich awantur, ani Vincentowi, ani nikomu ze służby nie udało się przełamać jej apodyktycznych postanowień. Miała to do siebie, że nie znosiła sprzeciwu i gotowa była skazać na ścięcie łba każdego, kto śmiał stanąć jej naprzeciw. Przerzucając długi kawał materiału przez płaskie plecy, rzuciła krótką glosę o niezwłocznym powrocie od niechcenia i przywołała do siebie swojego famulusa, który miał dopilnować, by nie zgubiła się w drodze do świątyni. Jej gorączką było zobaczyć i skrupulatnie przejrzeć usposobienie osób należących do rodziny Bordeaux i spoza niej. Od momentu pojmania jej wskutek mylnego insynuowania bycia przez nią wiedźmą, po próbie spalenia na stosie, wyrzekła się Boga i na całe gardło przeklinała wszystkie pogańskie osądy, jednakże uwielbiała podziwiać ówczesną architekturę i dotykać chciała wszystkich zakurzonych ścian monastyru, nie obawiając się zabrudzenia uroczystej sukni, których miała na pęczki od swojego ojczyma, którego już dawno zesłałaby do piekieł.
ㅤㅤCała w skowronkach wbiegła na posadzkę kolegiaty, wskazując na woskowe świece oraz wizerunki Chrystusa w najmniej spodziewanych miejscach. Witraże, lukarny i gible – każdziuteńki z tych elementów powodował skurcz wątroby w jej wnętrzu, tum oświetlał nie jeden otwór, kandelabr i lichtarz, nie było końca zachwytom. Gdy Vincent próbował uciszyć swoją panią, skoczyła w nurt ołtarza, gdzie ujrzała niebosiężny portret młodego cherubina sprzed 20 lat i z trudem rozpoznała w nim tego, który ją tu przyprowadził. Jego jasne, choć wciąż smoliste włosy tak gęste i zadbane, rozjarzony krój błękitnego płaszcza, w który odziano go w dniu pogrzebu oraz białe rękawice, które nosi do dziś.

— To nieprawda  rzekł.  Pochowano mnie w ślubnym garniturze mojego ojca na rzecz jego woli, spaliłem swoje łachmany tuż przed samobójstwem.

Ksiądz w złotej, zdobionej szacie wkroczył na sam środek poliptyku, po czym rozłożył grubą księgę na powierzchni stołu, uniósł ją w dłonie i głośno przeczytał jedną z rozpoczynających modlitw katechizmu.
ㅤㅤCzas zmarłych po ich odejściu płynie inaczej niż ten stale obowiązujący na ziemi wśród żywych, w ten sposób żałoba po odejściu bożka trwa zaledwie od dwudziestu lat – nic więc dziwnego, że w pierwszych ławkach kościoła miejsce zajęły stare babki w moherowych berecikach, z niemodnymi już, staroświeckimi torebkami na ramię. Pomiędzy nimi stała zalana łzami matka jego żony i teściowa ojca Bordeaux, schorowana kobiecina o przewrażliwionym sercu. Jeszcze do niedawna żyła w konflikcie z hrabią Baldwinem, aczkolwiek zbliżył ich oboje smutek po odejściu członka ich wspólnej familii.

Chłód w lipcuWhere stories live. Discover now