3. Genjitsu

864 86 210
                                    

現実 — Rzeczywistość

Turret wyszedł na chwilę, abym mogła się przebrać.

Sięgnęłam po mój nowy strój — typowy, żołnierski mundur z symbolem Zwiadowców na kurtce i zielonym płaszczu — jak się okazało, w odpowiednim rozmiarze.

Nie byłam postawna. Miałam nieco ponad metr sześćdziesiąt wzrostu. Chuda, bez mięśni, o wąskich biodrach i przeciętnej wielkości biustem. Duże, niebieskie oczy i pełne usta były jedynymi atutami, które przyciągały męskie spojrzenia. Jednak ja i tak najbardziej ceniłam swoje włosy — długie i brązowe, będące obiektem zazdrości wielu kobiet. Moja jedyna duma.

Przyjmując nazwisko babci i przywdziewając żołnierski mundur, czułam, jakbym zyskała nowe życie. Wreszcie nie byłam związana, ograniczona przez przeszłość. Odpowiadałam sama za siebie. Odzyskałam wolność.

Niestety, było to jedynie złudne wrażenie. W dalszym ciągu Jeremi miał wpływ na moją egzystencję. Do Zwiadowców dostałam się tylko dzięki jego rekomendacji. To on zgodził się, abym do nich dołączyła, ustalając przy tym własne zasady.

Chciał, abym zginęła.

Jednak sama również pragnęłam śmierci.

Byłam brudna. Wciąż czułam jego dotyk na swojej skórze. Zimne dłonie, które badały każdy, nawet najdrobniejszy skrawek mojego ciała. Język, który niejednokrotnie wpychał mi do gardła.

Nie chciałam tego pamiętać. Ja nie mogłam o tym pamiętać.

Pragnęłam zapomnieć, umrzeć jako wolny człowiek, z dała od męża i klatki zwanej murem.

— Mogę już wejść? — zapytał Flagon, wyrywając mnie w ten sposób z zamyślenia.

— T-tak — odpowiedziałam nieco zbita z tropu.

— Świetnie. — Wszedł do pomieszczenia. — Zwiąż jeszcze włosy — dodał, na co pospiesznie zaplotłam je w warkocz.

Chwilę później skierowaliśmy się w stronę placu treningowego.

Liczyłam na to, że całą trasę przejdziemy w milczeniu. Nie miałam najmniejszej ochoty wdawać się z mężczyzną w rozmowę. Nie dość, że nie bardzo wiedziałam, jak powinnam zachowywać się w jego obecności, to jeszcze dopadł mnie stres.

Nawet jeśli zawsze marzyłam o dołączeniu do Zwiadowców, bałam się tego, co mnie czekało.

— Jestem zszokowany, że zdecydowali się wziąć kogoś, kto nie odbył szkolenia — zaczął, przerywając tak upragnioną przeze mnie ciszę. — Faktycznie, brakuje nam ludzi, mimo to nie uważam, aby była to rozsądna decyzja. Nie wiem, co w tobie takiego specjalnego.

Słowa Flagona jeszcze bardziej mnie dobiły. Niestety, miał rację. Nie było we mnie nic niezwykłego. Jedyne, co przemawiało na moją korzyść to fakt, że należałam do arystokracji. Nie stanowiło to jednak w żadnym razie o mojej wartości.

W starciu z tytanem, czy nawet człowiekiem, byłabym jedynie ciężarem. Nie mogłam jednak tak łatwo się poddać. Musiałam udać się za mury i zobaczyć otaczający nas świat.

Gdy dotarliśmy na plac treningowy, zaczęłam denerwować się jeszcze bardziej. Zwłaszcza że momentalnie wszyscy spojrzeli w naszą stronę. Niektórzy zaczęli szeptać między sobą, patrząc na mnie z nieukrywanym zainteresowaniem.

— Zmierzysz się z Jonasem — rzucił Turret.

Wymieniony chłopak stanął obok nas.

Był niewiele wyższy ode mnie. Postawny, z szerokimi ramionami i twarzą dziecka, z całą pewnością wciąż był nastolatkiem.

Haiboku | Levi Ackermann Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz