Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Wyglądałam o wiele gorzej niż paskudnie. Moje przekrwione i podpuchnięte oczy od płaczu, już od dawna nie wyglądały lepiej. Nieułożone włosy sterczały na każdą stronę i również były w opłakanym stanie. Za dwa dni miałam wrócić do pracy, ale nie wiem czy będę mogła w takim stanie. Patrząc na uśmiechniętą rudą dziewczynę na zdjęciach i na monstrum, które stoi przed lustrem, nie mogło się przypuszczać że to ta sama osoba.

Minął już tydzień od pogrzebu Jilli, nadal nie mogę uwierzyć, że umarła tak nagle. Lekarze stwierdzili zawał serca. Niedobór snu, stres, nadmiar kofeiny oraz nagły wypadek w drodze do domu wszystko przyczyniło się do jej paskudnego końca. Nawet na koniec swojego życia siedziała przy biurku otoczona licznymi dokumentami. Sama, nie mająca szans na pomoc, a tym bardziej na przeżycie. Na jej pogrzebie zjawili się wszyscy pracownicy oraz większość klientów. Niestety musiałam wygłosić mowę pożegnalną, ale przez łzy z moich ust wydobył się tylko niezrozumiały bełkot. Nie byłam w stanie spojrzeć na jej ciało. Chciałam ją zapamiętać taką jak ją pamiętam, jej zmęczony, ale radosny uśmiech, zawsze popuchnięte oczy, choć miała tyle pracy to zawsze znajdywała czas dla tak marnej osoby jak ja.

Kolejne łzy spłynęły po moich napuchniętych, obolałych policzkach. Chciałam krzyknąć, ale już wystarczająco podpadłam sąsiadom i dodatkowo zalegam z czynszem.

Wściekła na otaczający mnie świat. Powlekłam się do kuchni i otworzyłam po raz kolejny lodówkę. Wyciągnęłam puszkę piwa i od razu ją otworzyłam. Teraz jak o tym myślę to miałyśmy się wczoraj wybrać do baru i razem się upić...

Powstrzymując łzy wypiłam duży łyk lekko gorzkiego napoju. Westchnęłam. Co powinnam teraz zrobić? Tej przemądrzałej jędzy już nie ma przez co teraz cała firma przypada mi...

-Cholera...- Syknęłam pod nosem.- Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak ciebie teraz potrzebuje...

Przez ten cały tydzień wracałam wspomnieniami do naszych wspólnych wygłupów na studiach oraz jak płakała nad piwem, że chce mieć przyzwoitego chłopaka.

Zawsze wydawała się opanowana i zimna, ale tak naprawdę wściekała się jak każdy normalny człowiek, płakała nad byle czym, wygłupiała się, ale jej pozbawione miłości życie zmusiło ją do tłumienia tych emocji w sobie i pokazywania ich tylko przy zaufanych osobach. A takich miała niewiele, a może tylko mnie nawet sama nie wiem czy naprawdę ją znałam czy tylko osobę, którą przede mną udawała.

Byłam głupia. Lubiłam się bawić ludzkim sercem i tylko Jillian umiała walnąć mnie po głowie i powiedzieć żebym przestała. I kto teraz będzie mi wypominał moje durne pomysły? Kto będzie mnie zabierał do innych miejsc niż bary?

Westchnęłam. W głowie mi się zakręciło. Rzuciłam się na kanapę, na której leżała sterta brudnych ubrań, śmieci i wolę nie wiedzieć czego jeszcze.

Leżałam chwilę w całkowitej ciszy.

- Mam nadzieję, że teraz jest u niej chociaż odrobinę lepiej...- Mruknęłam zasypiając w dziwacznej pozycji.

Dlaczego?!

Krzyknęłam do siebie w myślach bo moje usta jedyne co z siebie wydawały to niezrozumiały bełkot.

Leżałam jak kłoda w łóżeczku dla dzieci i gapiłam się w drewniany sufit z licznymi pajęczynami.

Nie sądziłam, że Lewrence mówiąc o odrodzeniu miał na myśli przechodzenie całego etapu dorastania na nowo.

Zaczęłam się wiercić niezadowolona. Nigdy bym nie pomyślała, że bycie niemowlakiem może być aż tak nie przyjemne. Moje całe ciało wydawało się nieprzyjemnie ciężkie. Palce niesamowicie grube, mięśnie chyba całkowicie poznikały. Nie byłam w stanie nawet się obrucić.

Gdyby Lily mnie teraz zobaczyła, pewnie umarła by ze śmiechu.

Nagle usłyszałam czyjeś kroki i po chwili nad ramą łóżeczka pojawiła się ogromna głową mojej nowej "mamy". Była kobietą o przeciętnej urodzie. Jej brązowe włosy były spięte w niedbały kok, na zmęczonej, ale uśmiechniętej twarzy nie miała nawet odrobiny makijażu. Jej zielone, popuchnięte oczy były pełne radości. Miała na sobie staromodną, już znoszoną sukienkę i fartuch. Myślałam że odrodzę się w tych samych czasach w których żyłam w poprzednim "wcieleniu", ale mi to wyglądało na średniowiecze.

-Oh nasza Sophie chyba jest głodna...- Powiedziała słodzącym głosem dotykając moje tłuste policzki.

Mam na imię Jillian do cholery! Krzyknęłam, ale z mojej pokrytej śliną mordki wydobył się bełkot który w żadnym stopniu nie brzmiał jak jakiekolwiek znane mi słowa. Minęło już kilka dni odkąd się "urodziłam" w tym świecie. Ile dokładnie nie miałam pojęcia bo co chwilę przegrywałam walkę ze snem na co nie byłam bynajmniej zła. Przynajmniej nie musiałam wstawać o nieludzkiej porze i ślęczeć nad papierami do późna.

Jednak jedynej rzeczy jakiej się obawiałam to było karmienie...

-Tak, tak już ci daje...- Powiedziała mama podnosząc mnie.

Nie proszę tylko nie to! Zrobię wszystko tylko nie rób mi tego mamo!! Niech ktoś mnie uratuje!!

Próbowałam walczyć, ale byłam bezsilna. Moje drobne ręce podnosiły się, ale z braku siły od razu opadały. Muszę ją powstrzymać, muszę...

Ah moja duma...

Ah moje poczucie człowieczeństwa...

Niech ktoś mi powie że to nie wydarzyło się na prawdę...

-Mamusia teraz wychodzi do pracy, więc bądź grzeczna.- Powiedziała poprawiając dekolt.

Tak, tak zostaw mnie teraz w spokoju. Nie wiem jak teraz pozbyć się tej traumy. Może dlatego dzieci mają demencję? Tak wiele traum...

Nagle chwyciła mnie w swoje ciepłe ramiona przytuliła i ucałowała w czoło.

- Wrócę dzisiaj dość późno, ale nie martw się, mamusia bardzo cię kocha.- Powiedziała po czym ułożyła mnie w kojcu i przykryła lekko drapiącym kocem. Odprowadziłam ją wzrokiem a ona wychodząc odwróciła się i obdarowała mnie na pożegnanie uśmiechem.

Zamknęła za sobą drzwi na klucz. Wysłuchałam się w jej oddalające się kroki po czym zapadła cisza, która panowała prawie bez przerwy gdy byłam sama. Nie spotkałam jeszcze żadnego innego człowieka niż ona. Czyżbym nie miała ojca? W dodatku patrząc na mój dom musiałam pochodzić z dość niskiej warstwy społecznej.

Mogłam poprosić tego całego Lawrence'a o odrodzenie się jako księżniczka...

Jednak nie licząc kilku niewygód związanych z moim pochodzeniem musiałam przyznać że miałam kochającą matkę. Często mówiła do mnie ,choć gdybym była normalnym dzieckiem nic bym nie rozumiała, bez przerwy mnie przytula a jej oczy pełne miłość zawsze wpatrują się we mnie z radością. Jeszcze nigdy czegoś takiego nie doświadczyłam, ale podobało mi się to. Wiedząc że ktoś myśli o tobie i chce z tobą spędzać czas od razu czułam się lepiej.

Ziewnęłam przewlekle, zamknęłam oczy i zaczęłam po raz kolejny zasypiać.

Teraz jak o tym myślę to jednak bycie niemowlakiem nie jest takie złe.

Find My Love My GodWhere stories live. Discover now