Rozdział 2. "O czym wy obaj pieprzycie?"

99 16 18
                                    

- Kim jesteś? - Usłyszał, na co chrząknął, jeszcze raz się przedstawiając. - Że kim?

- Nazywam się Chanyeol. - Powiedział po raz trzeci. - Park Chanyeol, tak dla ścisłości.

Nieznajomi milczeli. Ale nie na długo. Po chwili obaj zrobili krok w stronę Chanyeola, wykrzykując w jego stronę niezrozumiałe dla niego zdania. A Park postanowił przeczekać. Chciał wiedzieć, kim są nieznajomi i musiał upewnić się, że ci nie uciekną, kiedy tylko sięgnie po telefon, dzwoniąc do dziadka, emerytowanego żołnierza i, przy okazji, na policję.

Więc czekał. Nie skupiał się na obcym akcencie i pojedynczych, nieznanych mu słowach. Skupił się natomiast na niezwykłej urodzie obu z nieznajomych mężczyzn. Bo trzeba było to przyznać, obaj byli nieziemsko piękni. Jak gdyby obaj dojrzewali w łonie Afrodyty, w chwili porodu przechodząc przez jej macicę. Jak gdyby wieczory z winem i książką w gorącej kąpieli zastępowali codzienną, długą kąpielą w kozim mleku. Jak gdyby na kolacji nie dostawali kimchi i sardynek, a jedynie wieprzowinę najlepszego sortu. Jak gdyby ich mleczna skóra nigdy nie została splugawiona dotykiem drugiej osoby. Jak gdyby ich delikatne dłonie nigdy nie zaznały pracy.

- Mówiłem mu, że to nieodpowiedzialne, jednak ten kretyn mnie nie słuchał, jak zawsze zresztą! I dlatego znaleźliśmy się tutaj, w... W którym my wieku w ogóle jesteśmy?

Chanyeol milczał. Jego pijany mózg analizował pytanie i, co istotne, całkowicie go nie zrozumiał. Być może też był zbyt zajęty wyobrażaniem sobie nagości nieznajomych.

A wściekły Baekhyun, po uprzednim uciszeniu dalej krzyczącego Taemina, wpatrywał się w wyższego od siebie, nieznajomego i naprawdę dziwnego chłopaka. I na pierwszy rzut oka przyznał, że ten musiał być żebrakiem. Ewentualnie służącym niższego sortu, który, tego Byun był pewien, miał szemraną przeszłość. I oczywiście na jego dworze trzymany był tylko z litości, a co!

Oczywiście, Baekhyun już poznał ściany (o zgrozo, pomalowane!) swojej sypialni. Poznał też jedną z ulubionych poduszek (jasna cholera, na podłodze!). I poznał przepiękne, wspaniale oświetlone ogrody widoczne z okna.

Z niespodziewanym przypływem sentymentu jeszcze raz rozejrzał się po wnętrzu. I już miał podchodzić do drzwi swojej garderoby, kiedy to, tchniony nieznaną mu ciekawością, spojrzał na nieznajomego.

Bo prawdę mówiąc, Chanyeol, po chwilowym zawieszeniu umysłu, zdołał z siebie cokolwiek wykrztusić.

- Co? - Zmarszczył brwi. - O czym wy obaj pieprzycie? Popierdoliło was do reszty? - Pytał, nic nie rozumiejąc. - Ile wy macie lat, co? Dostaliście trawę od Sehuna, czy sami ją sobie przynieśliście? - Skrzyżował ramiona na klatce. - Wstydźcie się, smarkacze.

Taemin nie potrafił być spokojnym. Nie teraz, kiedy arystokratyczna krew wrzała w jego żyłach, a twarz robiła się purpurowa w złości.

- Że jak nas nazwałeś?! - Krzyknął, zniesmaczony i rozjuszony nieznanym sobie określeniem. - Czy ty zdajesz sobie sprawę, do kogo w tej chwili mówisz?! - Krzyczał, wskazując na siebie i przyjaciela. - Na kolana, niewdzięczniku!

- Że teraz? Najpierw tobie, a potem twojemu koledze, to masz na myśli?

- Co ja mam na myśli? A co ty masz na myśli?!

I Park już wiedział, że przesadził.

- Same dobre rzeczy! - Podniósł ręce w geście poddania. - Najlepsze, tylko najlepsze! - Bronił się, zerkając na drugiego, tego spokojniejszego, nieznajomego.

Jednak nie doczekał się ratunku z jego strony. I miał niedoczekać. Pogodził się nawet z konsekwencjami, licząc powoli upływające sekundy. I drżał w strachu, kiedy nieznajomy ruszył w jego kierunku.

- Chanyeol? - Zza drzwi wyłonił się jego młodszy brat. - A co to za ślicznotki? I powiedz mi, dlacze...

- Jinki?

- Będę wymioto...

I zwymiotował. Na koszulkę Chanyeola, dywan i, litujcie się nad nim, bogowie, na buty Taemina.

A później wszystko potoczyło się tak szybko.








A/N

To miało być normalne fanfiction.

sic_cus

Rzeczywistość | ChanBaekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz