- Kim jesteś? - Usłyszał, na co chrząknął, jeszcze raz się przedstawiając. - Że kim?
- Nazywam się Chanyeol. - Powiedział po raz trzeci. - Park Chanyeol, tak dla ścisłości.
Nieznajomi milczeli. Ale nie na długo. Po chwili obaj zrobili krok w stronę Chanyeola, wykrzykując w jego stronę niezrozumiałe dla niego zdania. A Park postanowił przeczekać. Chciał wiedzieć, kim są nieznajomi i musiał upewnić się, że ci nie uciekną, kiedy tylko sięgnie po telefon, dzwoniąc do dziadka, emerytowanego żołnierza i, przy okazji, na policję.
Więc czekał. Nie skupiał się na obcym akcencie i pojedynczych, nieznanych mu słowach. Skupił się natomiast na niezwykłej urodzie obu z nieznajomych mężczyzn. Bo trzeba było to przyznać, obaj byli nieziemsko piękni. Jak gdyby obaj dojrzewali w łonie Afrodyty, w chwili porodu przechodząc przez jej macicę. Jak gdyby wieczory z winem i książką w gorącej kąpieli zastępowali codzienną, długą kąpielą w kozim mleku. Jak gdyby na kolacji nie dostawali kimchi i sardynek, a jedynie wieprzowinę najlepszego sortu. Jak gdyby ich mleczna skóra nigdy nie została splugawiona dotykiem drugiej osoby. Jak gdyby ich delikatne dłonie nigdy nie zaznały pracy.
- Mówiłem mu, że to nieodpowiedzialne, jednak ten kretyn mnie nie słuchał, jak zawsze zresztą! I dlatego znaleźliśmy się tutaj, w... W którym my wieku w ogóle jesteśmy?
Chanyeol milczał. Jego pijany mózg analizował pytanie i, co istotne, całkowicie go nie zrozumiał. Być może też był zbyt zajęty wyobrażaniem sobie nagości nieznajomych.
A wściekły Baekhyun, po uprzednim uciszeniu dalej krzyczącego Taemina, wpatrywał się w wyższego od siebie, nieznajomego i naprawdę dziwnego chłopaka. I na pierwszy rzut oka przyznał, że ten musiał być żebrakiem. Ewentualnie służącym niższego sortu, który, tego Byun był pewien, miał szemraną przeszłość. I oczywiście na jego dworze trzymany był tylko z litości, a co!
Oczywiście, Baekhyun już poznał ściany (o zgrozo, pomalowane!) swojej sypialni. Poznał też jedną z ulubionych poduszek (jasna cholera, na podłodze!). I poznał przepiękne, wspaniale oświetlone ogrody widoczne z okna.
Z niespodziewanym przypływem sentymentu jeszcze raz rozejrzał się po wnętrzu. I już miał podchodzić do drzwi swojej garderoby, kiedy to, tchniony nieznaną mu ciekawością, spojrzał na nieznajomego.
Bo prawdę mówiąc, Chanyeol, po chwilowym zawieszeniu umysłu, zdołał z siebie cokolwiek wykrztusić.
- Co? - Zmarszczył brwi. - O czym wy obaj pieprzycie? Popierdoliło was do reszty? - Pytał, nic nie rozumiejąc. - Ile wy macie lat, co? Dostaliście trawę od Sehuna, czy sami ją sobie przynieśliście? - Skrzyżował ramiona na klatce. - Wstydźcie się, smarkacze.
Taemin nie potrafił być spokojnym. Nie teraz, kiedy arystokratyczna krew wrzała w jego żyłach, a twarz robiła się purpurowa w złości.
- Że jak nas nazwałeś?! - Krzyknął, zniesmaczony i rozjuszony nieznanym sobie określeniem. - Czy ty zdajesz sobie sprawę, do kogo w tej chwili mówisz?! - Krzyczał, wskazując na siebie i przyjaciela. - Na kolana, niewdzięczniku!
- Że teraz? Najpierw tobie, a potem twojemu koledze, to masz na myśli?
- Co ja mam na myśli? A co ty masz na myśli?!
I Park już wiedział, że przesadził.
- Same dobre rzeczy! - Podniósł ręce w geście poddania. - Najlepsze, tylko najlepsze! - Bronił się, zerkając na drugiego, tego spokojniejszego, nieznajomego.
Jednak nie doczekał się ratunku z jego strony. I miał niedoczekać. Pogodził się nawet z konsekwencjami, licząc powoli upływające sekundy. I drżał w strachu, kiedy nieznajomy ruszył w jego kierunku.
- Chanyeol? - Zza drzwi wyłonił się jego młodszy brat. - A co to za ślicznotki? I powiedz mi, dlacze...
- Jinki?
- Będę wymioto...
I zwymiotował. Na koszulkę Chanyeola, dywan i, litujcie się nad nim, bogowie, na buty Taemina.
A później wszystko potoczyło się tak szybko.
A/N
To miało być normalne fanfiction.
sic_cus
CZYTASZ
Rzeczywistość | ChanBaek
Fanfiction- Daj mu szansę! - Dać mu szansę, cóż to? - Oddaj mu rękę. - Bynajmniej nie. - Cofnął się z grymasem, uprzednio schowawszy obie wypielęgnowane przez pokojówki dłonie za siebie. - Pozwól mu się starać o twoją rękę, głupku. - Czyż to nie za wcześnie...