Chapter four

106 12 28
                                    

Tak jakoś wyszło, że codziennie rano Tom przychodził na śniadania do niewidomego. Nie, żeby Tord mu się podobał, nie. On po prostu świetnie gotował. Tak, cudownie. Przynajmniej to wmawiał sobie Thomas. Ale bądźmy szczerzy. Szatyna pociągał rogacz. Nikt inny. Nawet te ładne laski, które zaczepiały go na ulicy nie równały się z karmelkiem, który... Po prostu był. Egzystował. Oddychał, funkcjonował. Nawet, gdy siedział, Tom nie mógł wyjść z podziwu. Dlaczego? Cóż, nogi Torda były naprawdę zaje...

***

Jeżyk otworzył oczy. Ziewnął, przeciągając się. Wstał. Minął miesiąc, odkąd poznał rogasia. Ten chłopak był po prostu niesamowity. Podciągnął spodnie od piżamy, które zsunęły się z jego tyłka. Nie, że coś do niego miał. Lubił swój tyłek, ale wolał jednak te inne. Zwłaszcza ten Torda. Na samą myśl się zarumienił. To nie tak, że widział dwa razy niewidomego pod prysznicem. Wcale nie stał pod drzwiami dobre pięć minut, obserwując to boskie ciało. Nie, nie podniecił się. No... Może odrobinkę. Bogu dzięki, że Tord nie mógł tego zobaczyć. Oczywiście, gdyby taka sytuacja była, bo przecież ona NIE nastąpiła!

Powędrował do szafy, by wyjąć ubrania na dziś. Zastanawiał się, czy nie poprosić Norwega o nagranie wspólnej piosenki. Miałby co słuchać przed snem. Kolejny rumieniec. Z każdym dniem zdawał sobie sprawę, że Larsson mu się podoba. Nie tylko podnieca seksualnie, chociaż to też. No, kilka, ale tylko KILKA razy trzepał sobie do jego zdjęcia. Nie, że jakieś miał. No dobra, zrobił mu jedno, które dał na facebooka chłopaka. Mianowicie Tord, siedzący na swoim balkonie z papierosem, obok kwiatów. I zdjęcie naprawdę było piękne. A Tom skorzystał z tego, że robił je swoim aparatem fotograficznym i tak jakoś wyszło.

Więc chwycił spodenki do kolan w kolorze czarnym, skarpety do piszczeli w szachownicę i... Nad bluzką chwilę się zastanawiał, aż ostatecznie wziął tą czarną z chińskimi napisami i smokiem. Oczywiście zabrał też granatową bluzę na suwak i udał się do łazienki pod prysznic, gdzie dokładnie umył swoje ciało pod zimną wodą. Wyszedł, wytarł się i ubrał. Wysuszył włosy, które postawił na żel. Do uszu wetknął swoje kolczyki, poperfumował się ulubionym zapachem (który swoją drogą był uwielbiany przez Torda, oczywiśnie) i potuptał na korytarz. Wsunął czarne vansy, wychodząc z mieszkania. Zamknął je za sobą i już miał pukać do drzwi karmelka, gdy te same się otworzyły, a w nich stanął Norweg z szerokim uśmiechem.

- Już myślałem, że nie przyjdziesz. - powiedział, przytulając od razu starszego, który zaśmiał się cicho. Thomas DYSKRETNIE zaciągnął się zapachem niższego, gładząc jego plecy z czułością.

- To już chyba tradycja, Tord. - odparł, wchodząc z niewidomym do środka. Powędrowali razem do kuchni, gdzie czekał już smażony bekon z jajkiem i tostami. Sok z pomarańczy nalany do szklanek stał obok talerzy z jedzeniem. Tom usiadł, zaraz po tym, gdy zrobił to młodszy. Powąchał, zapewne pyszne śniadanie i zaczął jeść. Karmelek również zrobił to samo, pochłaniając swoją - nieco mniejszą, niż ta Toma - porcję.

- W ogóle.. - przerwał Tord ciszę, która im towarzyszyła. - To Paul chce mnie zapoznać z jakimś chłopakiem. - uśmiechnął się, jedząc bekon w sposób, który przyprawiał Toma o dreszcze.

- Nowy kolega, huh?

- Nie do końca... Paul uznał, że powinienem miec kogoś, kto się mną zajmie. - mrunął chłopak, "patrząc" w stronę szatyna. - Idę jutro na randkę. - powiedział wprost, rumieniąc się uroczo.

Coś w sercu Toma zabolało. Nie. To pierdolnęło ze zdwojoną siłą. Zmarszczył brwi. To on powinien być tym, który będzie się zajmować Tordem. Oh, udowodni to. Nawet przyjdzie tam za rogasiem, byle zniszczyć to wyjście. Może był TROCHĘ zaborczy, ale czuł zazdrość. Ogromną.

- Czyli idziesz na randkę w ciemno? - zapytał Thompson, dopiero po chwili zdając sobie sprawę z tego, jaką głupotę palnął. Larsson wybuchnął śmiechem. Przecudownym śmiechem. Śmiechem, dla którego Tom chciał żyć. 

Przecież Tord był niewidomy. Boże, co za gafa. Przetarł skronie, zażenowamy.

-Przepraszam, Tord... - powiedział czarnooki, nadal trzymając twarz w rękach. Chłopak nadal się śmiał.

- Ale muszę przyznać, Tom. Czarno to widzę. - wybuchnął kolejny raz śmiechem. Brytyjczyk uniósł kącik ust do góry i pogłaskał włosy karmelowowłosego.

- Pozmywam. - powiedział, wstając i biorąc dwie puste szklanki, jak i również opróżnione talerze. Włożył je do zlewu i złapał gąbkę, którą mył naczynia. Norweg uśmiechnął się.

- Tom, bo... Chciałem zapytać... - powiedział ciszej, odwracając się do niego. Thompson uniósł brew, spoglądając na niego.

- Hm? Mów, śmiało, Torddie. - odparł.

- Bo wiesz... Ja nigdy nie byłem na randce i...

- Tak, pomogę Ci wybrać ubrania. - ukrócił starszy.

- W-w zasadzie... To zrobił Paul, ale... Nauczysz mnie jak się całuje?

I w tym momencie serce Toma zamarło.

- Chętnie, Torddie. Bardzo chętnie.~

ιт'ѕ darĸ нere... (TomTord)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz