【IV】

474 35 69
                                    

Damian Pietrov zadecydował za mnie - rozdział jest szybicej.

Yoho...

Idę sb, Damianek woła.

XxX

 – To twój ojciec? – dopytywał się nieznajomy.

– Tak.

– Bestio! To wszystko przez niego! To on chciał róży, nie ja! – darł się mój rodzic.

    Róża? Czy to o nią poszło? Nie. Coś musiało się jeszcze stać. Jednak... to było smutne. Zawsze traktowany byłem jakkolwiek gorzej od innych, a teraz jeszcze nawet mnie nie broni. Czego innego mógłbym się spodziewać. On skłamałby dla Tobiasa. Dla Felicii i Nicolasa pewnie też. Dla mnie? Nigdy. Zastanawiam się również nad jego pierwszym wypowiedzianym słowem. Bestia? O co konkretnego mu chodziło? Zachowanie, wygląd czy oba?

– Zamknij się – warknął.

– „Bestio" – powiedziałem niczym wyprany z emocji. – Mówi prawdę.

– Co w związku z tym?

– Jeżeli chodzi tu o różę, zostanę za niego – spojrzałem na dorosłego mężczyznę (ojca). Miał ten błysk w oczach pokazujący, że zwyciężył. – Nie, czekaj. Nawet jeżeli nie o nią chodzi, zostanę.

– A ty? Niczego nie powiesz? – słowa skierowane były najprawdopodobniej do mojego rodzica. – Pozwolisz aby twój dziecko oddało za ciebie wolność? – odpowiedziała mu cisza. – No ładnie, Jonas.

– Skąd ty... – widziałem strach w jego oczach.

– Mam swoje metody. Harvey, młodszy, zamknij oczy – rozkazał, a ja posłusznie to zrobiłem.

    Słyszałem tylko jak coś szurnęło, potem odgłos podnoszonych krat, krótki krzyk i szybkie kroki, które były coraz dalsze. W końcu zostałem sam na sam z ciszą. Otworzyłem oczy. Było tu tak pusto i ciemno. Jedyne światło dawała pochodnia przyczepiona do ściany. Nie wiem nawet gdzie jestem, czy rodzeństwo wróciło do domu i ile już mnie nie ma. Niby jest ciemno, ale kto wie?

   Stojąc i rozmyślając nie zauważyłem jak ktoś do mnie podszedł. Zdałem sobie sprawę o tym dopiero kiedy poczułem delikatne szarpnięcie mojej nogawki. Spojrzałem w dół. Był to kot, Archibald jeżeli się nie mylę. Był tutaj sam? Najwidoczniej tak, ponieważ nie widzę ani Julio, ani Jamesa w okolicy.

– Chodź. Pokażę ci twój pokój – powiedział spokojnie i ruszył w stronę schodów, po których później zaczął schodzić.

– Mój pokój? – szedłem tuż za nim zachowując ostrożność.

– W końcu chcesz zostać na noc, prawda? Nie zostałeś zamknięty za kratami więc...

– Och. No dobrze – i na tym zakończyła się nasza rozmowa.

    Prowadził mnie różnymi korytarzami. Nawet nie próbowałem zapamiętać, w którą stronę idziemy. Za dużo zakrętów, schodów czy innych takich. Miałem możliwość zwiedzić lekko zamek. Jednak wielu rzeczy nadal nie widziałem, to pewne. Jednego dnia(jeżeli rzeczywiście zostanę na dłużej) będę musiał się wymknąć na zwiady. Kot szedł cały czas przede mną, jakby wiedział gdzie idzie. Pewnie wie. Ciekawe ile już tutaj tak żyją? Długo? Krótko? Na pewno nie na tyle długo aby ktoś napisał o nich opowieść, jednak również nie tak krótko. Wszystko wygląda tak staro...

– Jesteśmy – powiedział i próbował doskoczyć do klamki.

    Próbowałem się nie zaśmiać na ten uroczy widok. W momencie, gdy Archibald odsunął się aby przyszykować się do kolejnego skoku, ja szybko podszedłem i po prostu otworzyłem. Łaciaty spojrzał na mnie wdzięczny po czym weszliśmy do środka. Pokój wyglądał jak... dla księcia albo księżniczki. Beżowe ściany, wielkie łoże, szafa i tym podobne były naprawdę piękne, a sam pokój miał kształt sześciokąta. Znajdowało się tutaj jedno okno, które idealnie ukazywało księżyc. Patrzyłem oczarowany na pomieszczenie.

Boy and his rose || Beauty and the Beast FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz