【XII】

380 27 81
                                    

Dzisiejszy dzień jest taki zajebistyyyyy.
Ten rozdział też nie jest najgorszy.
Strasznie uwuśno.

X x X

    Tamtego pamiętnej nocy zasnęliśmy razem. Nie przeszkadzało mi. Pamiętam jakąś część tego wydarzenia, a przynajmniej najważniejszy moment – przeprosiny. Okazałem się świetnym jasnowidzem, bo kolejnego dnia czułem się jak totalne gówno. Cóż, nie będę nawet mówić, że nie będę więcej pił, bo to nie wyjdzie. Chwilowa przerwa wystarczy, aby za jakiś czas znów mieć w dłoni butelke z procentowym napojem.

    Od godziny stałem przed szafą i zastanawiałem się co ubrać. Normalnie wybrałbym prostą, białą koszulę i jakieś spodnie, ale nie dzisiaj. Bestia powiedział, że wybieramy się dzisiaj gdzieś. Chciałem wyglądać dobrze, ale dalej nie miałem pomysłu w co się ubrać. Już rozumiem dlaczego Felicia tak długo się ubiera.

– Ty dalej nie gotowy? – powiedział Julio. Nie przestraszyłem się. Widziałem go w odbiciu lustra, przed którym stałem.

– To nie jest takie łatwe, Julio – jęknąłem.

– Hm... – miauknął. – Poczekaj. Pomogę Ci – powiedział i podszedł do szafy.

    W duchu dziekowałem kociakowi. Po chwili wybrał taki komplet ubrań, że nawet ja uważałem, że będę wyglądał dobrze. Jasnożółta koszula, a na niej żakiet koloru piwnego (nie wiem skąd wiem, że taki kolor istnieje...). Pod szyją zawiązana złota chusta. Białe spodnie opinające moje nogi wyglądały całkiem dobrze. Julio wybrał nawet pasujące buty za kolano. Ogółem wyglądałem całkiem wow.

– Wyglądasz cudownie – powiedział zachwycony moim wyglądem kot. – Bestia będzie cię chciał!

    Huhu. Czyli rudy albo wiedział, albo się domyślał. Tak czy siak zaczerwieniłem się lekko na myśl o tym, że mój wygląd spodoba się Bestii. Julio musiał to zobaczyć, bo uśmiechnął się uradowany.

– Włosy ci urosły przez czas jaki jesteś u nas, Michael – stwierdził patrząc na mnie. Nagle dostał olśnienia. – Zrób sobie jednego warkoczyka! Proszęproszęproszęproszęęęęe!

– Nie wiem czy... – zacząłem, ale przerwał mi naskakując na moją biedną nogę.

– Rób – warknął kot. To było dziwne.

    Nie wiedząc jak się sprzeciwić wziąłem mały kosmyk swoich włosów i zaplotłem warkoczyka, który nie mógł mieć więcej niż sześć centymetrów. Julio podał mi coś do związania włosów. Okazało się, że to malutka, żółta wstążka. Zawiązałem kokardę i sam zaśmiałem się z siebie.

– Och, to już czas! Idź – zaczął wyganiać mnie rudzielec.

– Ale moje wł--

– IDŹ!

    Westchnąłem i wyszedłem z pokoju. Zacząłem iść w stronę schodów, przy których miałem się spotkać z Bestią. Nerwowo rozglądałem się. Co znów planuje ten kłębek futra i kłów? Swoją drogą, to futerko jest całkiem wygodne. Wtedy jak po pijanemu leżałem z nim... Jezu jakie to było cudowne.

    Spłonąłem rumieńcem na myśl o tamtym wieczoru. Czy to dziwne, że mi się podobało jak mnie tulił? Pokręciłem głową na boki i dopiero zauważyłem, że jestem blisko celu. Oprócz tego zorientowałem się iż Bestia już na mnie czekał. Był ubrany w granatowy płaszcz z złotymi zdobieniami oraz guzikami. Wyglądał dobrze. Uśmiechnąłem się do niego.

    Po krótkiej rozmowie ruszyliśmy w bliżej nie określoną stronę. Nie chcąc aby było cicho, zacząłem mówić dalej. Bestia odpowiadał mi czasem dopowiadając coś od siebie. Zwrócił uwagę na moją twarz, która o dziwo po zgojeniu wyglądała jakby nic mi się nie stało. Czułem się dobrze, a to był dopiero początek.

– Oto jesteśmy — otworzył jedne z większych drzwi w tym zamku.

    Ciekawy wszedłem do środka i rozejrzałem się. Pomieszczenie było duże, przestrzenne. Spodziewałem się po nim dobrej akustyki. Zauważyłem również kilka instrumentów, ale tylko jeden przykuł moją uwagę. Nim Bestia mógł coś powiedzieć, podeszłem do gitary.

– Huh – mruknął doganiając mnie powolnym krokiem. – Lubisz gitary?

– Weź! Uwielbiam. Tam u... – lekko się przygasiłem na myśl o starym domu. – ...mnie mam gitarę. Mama mnie uczyła grać – pociągnąłem za struny lekko.

– Wspominałeś kiedyś już – powiedział spokojnie.

– Naprawdę? Przepraszam... – zmieszałem się.

— Nie ma problemu, Michael... Lubię jak mówisz o niej, masz taki błysk w oku wtedy.

    Nie odpowiedziałem. Usłyszałem jednak jakąś... melodie. Muzyka zaczęła grać znikąd. Spojrzałem zaskoczony na Bestie. Jednak on również wydawał się nie wiedzieć o co chodzi. Uśmiechnąłem się zmieszany, a wtedy stało się coś czego się nie spodziewałem. Stworzenie nachyliło się w moją stronę i wyciągnęło swoją dłoń. Niepewnie położyłem swoją na jego. Pociągnął mnie do siebie jednocześnie obracając w około mojej osi.

– Zatańczysz?~ – spytał z uśmiechem wyższy.

– Z Tobą zawsze – odmruknąłem.

    Zaczęliśmy więc "kołysać" się do melodii. Wychodziło nam całkiem dobrze, a sam taniec z Bestią wypełniał mnie radością, ale też i pewnym spokojem. Położyłem głowę na nim i lekko odpłynąłem w swoje myśli i uczucia. Moje serduszko biło trochę szybciej i mocniej niż normalnie. Spowodowodane to było oczywiście tak bliskim kontaktem z kimś kogo kocham.

    Chciałem aby było tak już zawsze. Tak przyjemnie, we dwójkę. Nie skłóceni, nie zirytowani. Blisko niego czułem się, że nie ma co mnie skrzywdzić, jest bezpiecznie. Westchnąłem cicho jeszcze bardziej się rozluźniając. Inną rzeczą, którą mnie zastanawiało, był stan Bestii. W końcu... czeka na kogoś wyjątkowego kto odmieni jego los. Na kogoś kto uwolni go od tej wersji siebie, która prawdopodobnie go męczyła.

    Poczułem jak się zatrzymujemy. Podniosłem głowę i spojrzałem na Bestię z pytaniem w wzroku.

– Zamknij oczy, proszę – szepnął cicho.

    Lekko zestresowany zamknąłem oczy. Brałem głębokie wdechy próbując się uspokoić. Coś złapało mój podbródek (jasne, że dłoń. Wiadomo kogo) i podnioslo go lekko do góry. Bałem się jak cholera. Minęła chwila, a poczułem coś na swoich ustach. Z osoby trzeciej musiało to wyglądać cholernie dziwnie.

    Odwzajemniłem pocałunek, bo to było właśnie to co czułem. Moje serce waliło ("TY BRUDNY DEMONIE") jeszcze szybciej. Wyjdę na głupiego jeżeli powiem, że jeszcze nigdy się nie całowałem? Chyba tak, jednak nie chciałem psuć tego niesamowitego elementu.

    Oprócz tego co się działo między mną, a nim, działo się też coś innego. Różnica była coraz bardziej wyczuwalna między początkowym pocałunkiem, a tym w tej chwili. Nie musiałem zadzierać już głowy do góry, a dłoń też zniknęła z mojego podbródka. Poczułem ją dopiero chwilę później, na moim lewym biodrze. Była bardziej... ludzka.

    Odsunąłem się po chwili aby zaczerpnąć powietrza. Dysząc cicho otworzyłem oczy, a widok mnie zaskoczył totalnie. Jednak uśmiechnąłem się delikatnie, a on odwzajemnił ten uśmiech. Byłem prawdopodobnie cały czerwony, ale nie obchodziło mnie to.

    Odszedł ode mnie do jakiegoś stolika. Dopiero wtedy zauważyłem kwiatka włożonego w wazon. Czy on planował coś takiego? Patrzyłem na niego, aż w końcu powrócił do mnie.

– Michael... To dla Ciebie – wręczył mi różę. Jego głos zmienił się delikatnie, ale nadal był ten sam. Tak samo jak jego złote oczy. Nadal były takie piękne.

X x X

– Mój Boże, on serio...! Jamie! Czy ty to widziałeś?! – krzyczałał szeptem Julio zerkając przez szparę w otwartych drzwiach.

– Tak, Kiciu – zaśmiał się cicho i spojrzał na niższego, który stał przed nim. Wtem usłyszał kroki.

– No hej gołąbeczki. Jak tam? Stare koście rozruszane? Obejrzeliście już tą waszą "romantyczną scenę"? – usłyszeli śmiech Archibalda.

Boy and his rose || Beauty and the Beast FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz