Zebraliśmy dość szybko manatki i ruszyliśmy dalej. W momencie gdy mijaliśmy kolumny odezwał się Damian:
-O! Jest cieplej! Czy mi się tylko wydaje?
- Tak, jest cieplej. Też to wcześniej poczułem. Hmm. Ciekawe dlaczego? - dodałem.
Po krótkim czasie, gdy schodziliśmy, nastąpiła zmiana w otoczeniu i co jakiś czas mijaliśmy wystające ze ścian korytarza kamienne bloki.
- Ruiny jakiegoś muru? - zagadnąłem.
- Nie. Nie wydaje mi się - odezwał się nasz ekspert od archeologii - to mi wygląda na pozostałości po jakichś budynkach - Może... mieszkalnych - dodał po chwili.
Zrobiło się dość ciekawie.
Szliśmy w milczeniu. Ciszę przerwał nagle dochodzący z oddali dźwięk jakby wodospadu.
- Wodospad?! - krzyknął Krystian.
Spojrzeliśmy na niego ze zdziwieniem, ale to co usłyszeliśmy na to wskazywało.
W miarę zbliżania się do źródła dźwięku byliśmy już pewni - WODOSPAD! A gdy doszliśmy do niego stanęliśmy jak wryci.
Oczom naszym ukazał się taki widok, że każdego by zamurowało.
Zrobiło się na tyle widno, że niepotrzebne były pochodnie. Odczuliśmy również ponowny wzrost temperatury o kilka stopni.
Staliśmy więc na skalnej półce, która nagle zmieniała się w dziesięciometrowe urwisko. Na szczęście wodospad stworzył na dole dość głęboki lej, lub był on celowo zrobiony - trudno powiedzieć. W każdym razie spadnięcie skutkowałoby tylko przemoczeniem się do suchej nitki.
- Tylko niech mi który nie wpadnie! - powiedziałem ale chyba w złym momencie. Kacper chcąc zobaczyć jak jest głęboko, pośliznął się w taki sposób, że długo nie mogliśmy przestać się śmiać. Widzieliśmy tylko lecący plecak w naszą stronę i Kacpra fikającego w powietrzu koziołki. Na zawodach w skokach do wody zdobyłby chyba co najmniej srebro. Na szczęście mógł się wdrapać po wystających skałach do nas na górę. Jedynie co ucierpiało to jego duma i ubranie - całe było mokre.
- Cały? - zapytałem nie mogąc opanować śmiechu.
- Nie gadam z Wami - odparł obrażony.
Gdy opanowaliśmy napad śmiechu odezwał się Damian:
- Spójrzcie! Jak przeskoczymy przez wodospad na tamtą skałę - wskazał przed siebie - będziemy mogli iść dalej.
Tak też zrobiliśmy. Na szczęście nikt już nie spadł i byliśmy po drugiej stronie. Schodząc dalej w dół musieliśmy zeskakiwać na niższe półki. Po trzech takich zeskokach ponownie oczom naszym ukazał się "tunel". Gdy mijaliśmy drugi lub trzeci skręt drogi znacznie wzrosła temperatura.
- Co jest?! - przerwał ciszę Krystian - jakoś gorąco się zrobiło.
- Nie da się zaprzeczyć - dodał Damian - Słyszycie? - przyłożył palec do ust na znak żebyśmy byli cicho.
Faktycznie, gdy szliśmy po żwirze nic nie było słychać. Teraz po zatrzymaniu się, usłyszeliśmy jakby dochodzące z oddali bulgotanie.
- Są dwie możliwości: albo ktoś duży gotuje wodę w wielkim garze - haha, albo to coś gorszego - stwierdziłem, ale nie wiem co byłoby lepsze.
Ruszyliśmy dalej. Dźwięk stawał się głośniejszy i zrobiło się bardzo gorąco. W końcu dotarliśmy do źródła tego bulgotania i nie wiedziałem co myśleć. To nie była wrząca woda, to było jezioro lawy!
- Tylko uważajcie, aby nie wpaść tam do niej - powiedziałem patrząc wymownie na Kacpra.
- No co?!... Oj tam, czepiacie się - odpowiedział
Minęliśmy jezioro i ponownie weszliśmy, w jak to nazwaliśmy - "tunel". Zaczęło robić się ciemniej, więc musieliśmy zapalić jedną pochodnię.
Nie minęło pięć minut gdy nagle się okazało, że byliśmy na DACHU jakiegoś budynku a przed nami nic tylko zawalisko skał. Wziąłem od Krystiana pochodnię i zacząłem powoli badać otoczenie.
- Poczekajcie. Coś tu musi byyyyć... AUUUUĆ! - krzyknąłem, gdyż zapadła się pode mną podłoga.
- Nic mi nie jeeest! - krzyknąłem i rozejrzałem się dookoła - dobra zapalcie pochodnie i zejdźcie tu do mnie!
Usłyszałem tupanie na górze co oznaczało, że idą. Zobaczyłem, że spadłem na hałdę piachu, co mnie uchroniło przed poważniejszym skutkiem upadku, a kawałki sufitu zsunęły się niżej. Spaść z dwóch metrów nie należałoby chyba do zbyt przyjemnych.
Znajdowałem się w pomieszczeniu, którego ściany zbudowane były z dużych kamiennych bloków, wysokim może na trzy metry i szerokim i długim na pięć. "Pokój" zmieniał się w korytarz. Dalej było chyba następne pomieszczenie lecz nic nie widziałem z powodu ciemności. Nie docierało tam także światło pochodni więc trudno było coś stwierdzić.
Usłyszałem pozostałych, że są już blisko.
- Uważajcie. Schodźcie ostrożnie i powoli - powiedziałem zjeżdżając z hałdy piachu na podłogę pomieszczenia. W czasie gdy towarzysze schodzili do mnie, zająłem się usuwaniem gruzu z sufitu, który się zawalił.
W pięć minut było sprzątnięte, a że wszyscy już zeszli ruszyliśmy w kierunku korytarza. Jak do niego weszliśmy stało się coś nieoczekiwanego. Same zapaliły się pochodnie umieszczone w ścianach.
Po obu stronach były wejścia do innych pomieszczeń. Poszliśmy jednak dalej nie zaglądając do nich. Na końcu były schody w dół. Na dole okazało się, że pomieszczenie do którego zaszliśmy, nie było na końcu piętra lecz w centralnej jego części. Mieliśmy do wyboru: pójść dalej, czy udać się w kierunku z którego przyszliśmy ale na tym piętrze. Poszliśmy korytarzem, można powiedzieć "dalej", i w pierwszym z "pokoi" po lewej stronie zauważyliśmy okna. Ale to, co przez nie zobaczyliśmy wprawiło nas w takie osłupienie, że długo nie mogliśmy dojść do siebie. Przez dziury wielkości okien patrzyliśmy na.... jezioro lawy i zatopione w niej budynki!
- CO TO?! - krzyknęliśmy prawie jednocześnie.
- Gdzie my dotarliśmy? Co to za miejsce? - zadawał pytania Damian - Wygląda na jakieś miasto! Zaginione miasto!
CZYTASZ
A Moglem Zostać W Domu
Fiction généraleHistoria o przygodach przyjaciół, którzy chcą fajnie spędzić wakacje. Zapraszam do lektury. (Historia będzie poprawiana ) NIE ZGADZAM SIĘ NA KOPIOWANIE.