Rozdział 3. " Witamy "

19 1 2
                                    

Ja i Robby rozstaliśmy się przy wejściu na lotnisko. Był tak uprzejmy, że zamówił mi taksówkę i poprosił abym napisała, gdy dojadę na miejsce. Podałam kierowcy adres, który kazał zapisać mi profesor w dzienniku i ruszyliśmy w drogę.
Na dworze zaczynało się ściemniać. Nowy Jork był cudowny. Oświetlone, wielkie budynki i ulice pełne ludzi, robiły ogromne wrażenie. Od razu pokochałam to miasto, za to jak tętniło życiem. Kierowcy niestety wyraźnie przeszkadzały korki na ulicach, mi wręcz przeciwnie. Mogłam się jeszcze dłużej napawać nowymi widokami. Może jedynie niespodziewane klaksony samochodów drażniły moje wrażliwe uszy. Ale zapewne można się było do tego przyzwyczaić.

Z lotniska do punktu docelowego jechałam około półtorej godziny. Choć zostałam zapewniona, że gdyby nie zatorowane ulice, dojechalibyśmy w czterdzieści minut. W ramach prezentu powitalnego kierowca zażyczył sobie tylko połowę kwoty jaką wyświetlała się na liczniku. Zapłaciłam mu i wysiadłam.

Wcześniej z podekscytowania nie zerknęłam nawet na budynek. Piękny apartamentowiec w kolorze kości słoniowej z wielkimi oknami. Na coś takiego mnie w ogóle było stać?! W duchu znowu dziękowałam rodzicom. Weszłam do budynku. Za wielką ladą stał starszy pan w mundurku i przeglądał jakieś papiery, założyłam, że to portier. Gdy mnie zobaczył uśmiechnął się serdecznie.

- W czym mogę pomóc?

- Witam - podeszłam do lady. - O ile mi wiadomo to będę nową lokatorką.

Podałam mu dokument, naszykowany przez nikogo innego jak samego profesora Dahima. Gdy starszy mężczyzna szybko przeczytał jego zawartość rozpromienił się jeszcze bardziej.

- Panienka Lia, bardzo mi miło. Proszę bardzo, pomogę.

Staruszek porzucił swoje stanowisko i złapał za moją walizkę. Ruszył w stronę windy, a ja za nim. Wcisnął przycisk a duże metalowe drzwi się otworzyły. Weszliśmy do środka. Gdy tylko winda ruszyła starzec spojrzał na mnie obdarowując mnie tym samym, przemiłym uśmiechem.

- Mam na imię Harry, twój profesor ze wszystkim mnie zaznajomił. W razie potrzeby możesz na mnie liczyć. A naprzeciwko Ciebie mieszka pani Lidia. Rzadko wychodzi z domu więc jest pod ręką. A no i mieszka z nią wnuczka, w twoim wieku, napewno się dogadacie.

Ta wiadomość przyniosła mi dużą ulgę. W końcu jakiś rówieśnik, w dodatku dziewczyna. Czułam, że moja przygoda zapowiada się coraz lepiej. Dojechaliśmy na jedenaste piętro. Mężczyzna doprowadził mnie do drzwi z numerem 395. Postawił walizkę i wręczył mi klucz.

- Mogę w czymś jeszcze pomóc?

- Nie, to chyba wszystko.

- A więc miłego wieczoru. A jeszcze jedno, jeśli będziesz czegoś potrzebować obok telefonu masz listę numerów, na portiernie czy do naszej złotej rączki.

- Dziękuję.

Poczekałam, aż Harry wejdzie do windy. Gdy zniknął z pola widzenia otworzyłam drzwi do mojego nowego mieszkania. Zostawiłam bagaż w wąskim przedpokoju i ruszyłam przed siebie. Dotarłam do salonu z aneksem kuchennym. Był bardzo minimalistyczny i nowoczesny. Ale złote dodatki i liściaste kwiaty dodawały mu przyjemnego klimatu. W kącie zobaczyłam duży kominek wyłożony białą cegłą. Czułam, że tam będę spędzała samotne wieczory.

Poszłam dalej. W korytarzu znalazłam małą garderobę i drzwi do łazienki. Na samym końcu zapewne znajdowała się moja sypialnia. Oczywiście nie wahałam się ani chwili, a widok przerósł moje najśmielsze oczekiwania. Zastanawiałam się kto mógł urządzić go tak dziewczęco. Czyżby mama przygotowała go dla mnie, gdy jeszcze żyła?

Młoda KrewWhere stories live. Discover now