Rozdział 1. " Dobra Wiadomość"

46 1 0
                                    

Od czego zacząć? Może od tego, że nazywam się Lia. Zmiennokształtni, przez lata nazywani przez normalnych ludzi wilkołakami, istnieją. Tak samo jak czarownice i inne fantastyczne stwory. Ale nie o to mi chodzi. Bo ten rozdział zamykam. Od dzisiaj będę normalną dziewczyną. A dlaczego?

Mieszkam w niewielkiej wiosce, w środku lasu. Właściwie to jesteśmy odcięci od świata i normalnych ludzi. Kiedyś tego nie rozumiałam, teraz wiem, że to konieczne, jeśli chcemy żyć w  stadach i nie zwracać na siebie uwagi. Rozumiem też, że te wszystkie szkolenia są po to, aby nie urwać głowy przypadkowemu przechodniowi, gdy wkurzy nas rozwiązana sznurówka.

Jest nas około setki. Są rodziny z dziećmi, które żyją tu od samego początku. Ale także samotni wędrowcy, którzy w końcu postanowili zatrzymać się gdzieś na dłużej. Mamy też grupę uzdrowicieli. Kilka osób w moim wieku szkoli się, aby w przyszłości nas chronić. W tym także moja najlepsza przyjaciółka, Meg. Tutaj możemy być sobą. Zmieniać się kiedy chcemy, żyć po swojemu. Ale ja od zawsze czułam, że to nie moje miejsce. Dziadek mówi, że to przez rodziców. Przeszli pierwszą przemianę, gdy byli jeszcze starsi ode mnie. A większość osób tutaj to wilki z krwi. Więc ich dzieci nie odczuwają potrzeby wyjścia do ludzi.

Ja i Meg często uciekamy do najbliższego miasteczka. Mają tam kafejkę internetową, dzięki której poznałyśmy, oczywiście w minimalnym stopniu, realia normalnego życia. Chyba tylko dzięki tej kawiarni, jeszcze nie zwariowałam.

Ciężko być wilkiem i nastolatką jednocześnie, zwłaszcza gdy żyjesz pod opieką pradziadków, wodzów osady. Wiem co to znaczy dyscyplina, choć nie oznacza to, że się do niej stosuje.

- Lia mogłabyś zejść na ziemię? - wyrwał mnie z zadumy głos babci.

Zerknęłam na drobnej postury starszą kobietę, niby surową, a jednak z tak łagodnym wyrazem twarzy. Mimo, że teraz wykrzywiał go grymas.

- Sorki babciu, znowu się wyłączyłam?

- Nie... Mówię, żebyś zlazła z tego drzewa!

A no tak, zapomniałam wspomnieć. Mieszkając w tak małej wiosce nie ma się gdzie schować przed światem. Jest to szczególnie trudne, gdy każdy może z łatwością cię wytropić. Więc nie wysilam się już tak jak wtedy, gdy byłam mała. Wchodzę na pobliskie drzewa, bo wiem, że innym się nie będzie chciało. Chwilę marudzą i odchodzą. Zazwyczaj w stronę domku mojego dziadka i babci.

Zeskoczyłam na ziemie i ruszyłam razem ze starszą kobietą w stronę tegoż właśnie domu.

- Pani Norris Cię szuka, znowu nie poszłaś na szkolenie.

Pani Norris uczy nas botaniki, to przed nią właśnie zwiałam na drzewo.

- Zapomniałam.

- Zapomniałaś też, o co ostatnio prosił Cię dziadek.

- Mieszkam w lesie, jest tu pełno drzew, a mi brakuje zajęcia. Niech was nie dziwi, że moje dzikie instynkty każą mi się na nie wspinać.

- Dobra dobra, dziki instynkcie. Chodź sobie po drzewach, ale nie po tym.

Stałyśmy już na tarasie, babcia odwróciła się i wskazała palcem na wielki dąb rosnący po środku osady. To wokół niego zbudowano całą społeczność, uważano go tu za  święte. Może i babcia miała rację, że nie powinnam po nim łazić. Mimo to nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Babcia chyba też.

- Dobra spokój, weź się w garść bo idziesz na spotkanie rady. Mają ci coś ważnego do powiedzenia.

- Jeśli znowu chodzi o to ognisko to przysięgam Ci, nie wydają mi już zapałek na szkoleniach z survivalu.

Młoda KrewWhere stories live. Discover now